Badacze z USA o związku dymu z zakażeniami na COVID-19
Najnowsze badania ujawniają narażeniem na dym, w tym zatrucie ołowiem, zwiększoną podatność na COVID-19 i zaostrzenie przebiegu chorób układu oddechowego, w tym astmy.
Dym z pożarów, które obecnie pustoszą duże obszary w Kalifornii, zwiększa ryzyko zakażenia się koronawirusem - wynika z najnowszych badań, o których pisze dziennik "San Francisco Chronicle".
- Najnowsze badania ujawniają nowe, podwyższone ryzyko związane z narażeniem na dym, w tym zatrucie ołowiem, zwiększoną podatność na COVID-19 i zaostrzenie przebiegu chorób układu oddechowego, w tym astmy - podkreśla gazeta.
Korelacja między dymem a liczbą przypadków
Jak dodaje, według naukowców dym z pożarów może być o wiele bardziej szkodliwy niż wcześniej sądzono, także dla osób żyjących z dala od miejsc ogarniętych żywiołem. Nawet krótkie narażenie na dym może powodować raka i choroby serca.
- Tegoroczne pożary (...) zanieczyszczają powietrze na terenach odległych o setki kilometrów. (..) Cząsteczki dymu dostrzeżono w tym tygodniu nawet tak daleko, jak na środkowym zachodzie i północnym wschodzie (kraju) - twierdzi "SFCh".
Powołuje się też m.in. na badanie opublikowane w lipcu przez "Journal of Exposure Science and Environmental Epidemiology", wykazujące korelację między dymem z pożarów w Kalifornii a liczbą przypadków koronawirusa.
"Według badań przeprowadzonych zeszłym roku w trakcie dwóch miesięcy liczba testów na koronawirusa z pozytywnym wynikiem wzrosła o 17,7 proc. w rejonie Reno, które doświadczyło skutków kalifornijskich pożarów" - pisze dziennik z San Francisco.
Ołów niepokoi najbardziej
Jak wyjaśnia, cząstki stałe w dymie, dostając się do płuc, osłabiają odporność immunologiczną i ułatwiają przedostanie się tam wirusów oddechowych. Mogą również przyczyniać się do rozprzestrzeniania wirusów.
"SFCh" przypomina też, że Kalifornijska Rada ds. Zasobów Powietrza (CARB), badająca zanieczyszczenia związane z pożarami, skupiła się na pożarze, który w 2018 roku zniszczył miasto Paradise w hrabstwie Butte. Naukowcy odkryli, że cząstki stałe w dymie zawierały ołów, cynk, wapń, żelazo i mangan. Na niektóre trafiono w odległości ponad 240 km, w miastach Modesto i San Jose.
"Najbardziej niepokoi ołów, który wystąpił w stężeniu 50 razy wyższym od normalnego w Chico, miejscu monitorowania najbardziej zbliżonym do tamtego pożaru. (...) Wiązało się to z wysokim ciśnieniem krwi, problemami reprodukcyjnymi oraz trudnościami w nauce u dzieci" - wylicza gazeta.