Uczestnicy demonstracji, głównie stronnicy prawicowo-populistycznej Austriackiej Partii Wolności (FPOe), manifestowali swój sprzeciw wobec decyzji rządu o wprowadzeniu od najbliższego poniedziałku serii obostrzeń, jak zakaz opuszczania domu poza wyjściem na zakupy spożywcze, po poradę lekarską i z potrzeby wykonania ćwiczeń fizycznych. Demonstrowało ok. 30 tys. osób Odwołanie imprez kulturalnych, zamknięcie punktów handlowych poza oferującymi produkty żywnościowe i nałożenie obowiązku poddania się szczepieniu przeciw COVID-19 na wszystkich, dla których preparaty są dostępne - to kolejne powody, które wyprowadziły na ulice stolicy Austrii dziesiątki tysięcy ludzi. Według policji demonstrowało ok. 30 tys. osób. - Oceniam, że około 20-25 proc. społeczeństwa nie jest do końca szczęśliwe, a zarazem bliskie im są różnego rodzaju teorie spiskowe. To grupa, którą próbują zwerbować prawicowi ekstremiści - powiedział dziennikarz i pisarz Michael Bonvalot. Dodał, że w tych częściach kraju, gdzie ruch prawicowy jest silny, mniej ludzi się szczepi, a więcej choruje. Pozytywny wynik testu na COVID-19 otrzymał na początku bieżącego tygodnia także przywódca FPOe Herbert Kickl, który obostrzenia pandemiczne nazywa "dyktaturą". "Przepraszam, że to zrobiłem" Austriacki kanclerz Alexander Schallenberg w piątek przeprosił wszystkich zaszczepionych za wprowadzone ograniczenia, mówiąc, że to niesprawiedliwe, że muszą cierpieć z powodu blokady, choć wykorzystali wszystkie dostępne środki, by chronić siebie i innych przed zakażeniem i powstrzymać transmisję wirusa. - Przepraszam, że to zrobiłem - powiedział Schallenberg o lockdownie w publicznej telewizji ORF. Policja poinformowała, że ok. 1300 funkcjonariuszy będzie kontrolować w różnych częściach kraju przestrzeganie obostrzeń, których zasadność utrzymania zostanie oceniona po 10 dniach. Zakłada się przedłużenie okresu obowiązywania lockdownu maksymalnie do 20 dni. Według rządowych danych mniej niż 66 proc. spośród 8,9 mln mieszkańców Austrii jest w pełni zaszczepionych.