Czesi i Słowacy świętowali we wtorek (17 listopada) 31. rocznicę wybuchu aksamitnej rewolucji, która w 1989 roku doprowadziła do upadku komunizmu w Czechosłowacji. Na Słowacji odbyły się protesty przeciwko rządowi Igora Matovicza i prowadzonej przez niego polityce walki z koronawirusem. Tłum sprzeciwiał się także wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego, zakazu protestów, a także powszechnemu testowaniu na COVID-19. Demonstrowano na ulicach Żyliny, Koszyc i Bańskiej Bystrzycy, ale największa manifestacja odbyła się w Bratysławie. Jak informuje serwis hnonline.sk, w słowackiej stolicy protestowało kilka tysięcy osób. Wśród nich byli m.in. członkowie i sympatycy neofaszystowskiej partii Ludowa Partia Nasza Słowacja Mariana Kotleby, socjaldemokratycznej partii Smer byłego premiera Roberta Ficy, słowaccy komuniści i stadionowi chuligani. "Matovicz do paki" Protestujący przeszli ulicami Bratysławy spod dworca kolejowego, przez siedzibę rządu, po Pałac Prezydencki, gdzie odbyła się główna ich część. Tutaj doszło do starcia stadionowych chuliganów z policją. Protestujący trzymali tablice z napisami: "Stop dyktaturze rządu", "Przestrzegajcie prawa i konstytucji", "Słowacja Słowakom", "Matovicz do paki". Niektórzy mieli transparenty porównujące premiera Igora Matovicza do Adolfa Hitlera, a słowacki rząd do faszystów. Protestujący odśpiewali słowacki hymn. Wznosili też antyrządowe okrzyki: "Matovicz jest wirusem", "Wolności, wolności". Niektórzy protestujący mieli do kurtki przypiętą gwiazdę Dawida z napisem "nietestowany". Lwy, nie owce Kilkaset osób - niektóre źródła mówią o ponad tysiącu uczestników - demonstrowało we wtorek w centrum Pragi przeciwko rządowym obostrzeniom wprowadzonym w walce z koronawirusem. Tłum zebrał się około godziny 16 na Placu Vaclava (Václavské náměstí). - Mamy w herbie lwa, a nie owcę, więc się zgodnie z tym zachowujmy - mówił cytowany przez serwis iDnes.cz jeden z uczestników protestów. Nawoływali do ściągnięcia maseczek Demonstranci przeszli ulicami miasta do Alei Narodowej (Národní třída), symbolicznego dla Czechów miejsca, w którym 17 listopada 1989 roku w Pradze wybuchła aksamitna rewolucja. "Podczas przemarszu byli bardzo głośni. Z ich powodu wstrzymano komunikację miejską" - relacjonuje czeski serwis. Przy Teatrze Narodowym protestujący spotkali się z ludźmi czekającymi na występ piosenkarki Anety Langerovej, która podczas uroczystych obchodów rocznicy wybuchu Aksamitnej Rewolucji zaśpiewała "Modlitwę dla Marty", pieśń w pierwotnym wykonaniu Marty Kubiszovej uchodzi za hymn praskiej wiosny z 1968 roku i aksamitnej rewolucji z 1989 roku. Demonstrujący nawoływali obserwatorów, by ci się do nich przyłączyli lub zdjęli maseczki. Między obiema grupami nie doszło do konfliktu. "Chcemy chodzić do szkoły, a nie sadzić ziemniaki" Niektórzy demonstranci nieśli ze sobą czeskie flagi i transparenty, na których można było przeczytać m.in.: "Nawet wirusy mają więcej talentu niż rząd", "Rząd wypełnia plan Fundacji Rockefellerów" i "Chcemy chodzić do szkoły, a nie sadzić ziemniaki". Na koniec około dwugodzinnego protestu odśpiewano czeski hymn. Krytycy rządowych obostrzeń i przeciwnicy maseczek mają w Czechach ważnego sojusznika. Jest nim były prezydent Vaclav Klaus. Jego zdaniem wprowadzane przez rząd obostrzenia niszczą czeski budżet, a zaciągane teraz na rzecz walki z koronawirusem długi będą spłacane przez dziesięciolecia. - Jeśli pozostaniemy bierni, jeśli pozwolimy sobie narzucić aroganckie, rzekomo eksperckie decyzje i podporządkujemy się czyimś interesom, wszystko stracimy - uważa Klaus. Polityk jest też przeciwnikiem noszenia maseczek. - Maseczkowcy to naturalnie ludzie, którzy z otwartymi ramionami czekają na migrantów, maseczkowcy to ludzie, którzy życzą sobie wzmocnienia Unii Europejskiej i szybkiego przyjęcia euro - powiedział były prezydent Czech Vaclav Klaus. Łukasz Grzesiczak