Przez pierwsze miesiące pandemii Andaluzja stawiana była w Hiszpanii za przykład. Nawet w najtrudniejszych tygodniach w tamtejszych szpitalach nie panował tłok a dzienna liczba zachorowań nie przekraczała 10 tysięcy. Latem spadła do niespełna 300 zachorowań dziennie. Sytuacja pogorszyła się w grudniu, kiedy to niebezpiecznie szybko zaczęło przybywać nowych przypadków - od 10,5 tysiąca przed świętami Bożego Narodzenia do 25,5 tysiąca po ich zakończeniu. Dlatego autonomiczny rząd Andaluzji zdecydował zaostrzyć restrykcje. Najbardziej tam, gdzie liczba zachorowań na COVID-19 w ciągu ostatnich dwóch tygodni przekroczyła 500 przypadków na 100 tysięcy mieszkańców. Na prawie 800 gmin ostry rygor wprowadzono w 219. Jednym z takich miejsc jest Alhaurin el Grande - ponad 24 tysięczne miasto położone nieopodal Malagi. Zakazane wyjazdy poza swoją miejscowość Zgodnie z obostrzeniami, mieszkańcy Alhaurin, podobnie jak pozostałych gmin o podobnym odsetku zachorowań, nie mogą opuszczać granic miasta. - Żeby móc dotrzeć do mojego biura w Maladze, jakieś 30 km od Alhaurin, dostałam pismo z pracy i mogłam jeździć - opowiada Karolina Jurkiewicz, mieszkająca w Alhaurin Polka. Po kilku dniach od ponownego otwarcia biura, firma przeszła na pracę zdalną, bo w Maladze też zaczęło przybywać chorych. - Należę do tej grupy, która ma szczęście. Dostaliśmy firmowe laptopy i mamy pracę - podkreśla Polka. Karolina Jurkiewicz przyznaje, że nowe restrykcje nie są bardzo odczuwalne. - W mieście są restauracje, kluby, kafejki i sklepy, chociaż teraz czynne są tylko te pierwszej potrzeby. Gorzej jest w małych miejscowościach, gdzie jest tylko jeden sklep i nic więcej i tylko w nim można robić zakupy. Nie można podjechać nawet do sąsiedniego miasteczka, do restauracji - opowiada Polka. "Jesteśmy dumni" Na ulicach obowiązkowe są maseczki, w spotkaniach mogą uczestniczyć najwyżej cztery osoby, a sklepy i restauracje muszą być zamknięte o 18.00. Od 22.00 do 6.00 obowiązuje godzina policyjna. - Ludzie biorą sobie restrykcje do serca. Jesteśmy dumni, jak sobie dobrze radzą, jak nauczyli się z pierwszego lockdownu, co można, a czego nie - zapewnia Polka. Mieszka w Andaluzji od lipca. Przyznaje, że na decyzję o wyprowadzce z Wielkiej Brytanii nie wpłynął brexit. - Zawsze chciałam mieszkać w Hiszpanii, głównie przez pogodę. Po 14 latach na Wyspach, od paru lat zaczęłam zauważać, że Wielka Brytania nie jest taka fantastyczna, jak mi się wydawało - przyznaje Jurkiewicz. Otoczony ogrodem dom, w którym mieszka, stoi na obrzeżu Alhaurin. - Dzisiaj było 17 stopni, za kilka dni zapowiadają 21 - informuje. Możliwe dalsze restrykcje Władze Andaluzji nie wykluczają wprowadzenia kolejnych restrykcji. W 49 gminach odsetek chorych przekroczył 1000 przypadków na 100 tysięcy mieszkańców. Kierujący regionem zwrócili się do centralnego rządu o prawo do wprowadzenia tam lockdownu i zakazu wychodzenia z domów. EW