Reklama

Adam Ragiel: Niebawem może zabraknąć worków na zwłoki

- Państwo wychodzi z założenia, że szkoda czasu na zmarłych. Badanie zwłok najwyraźniej nie jest do niczego potrzebne - w rozmowie z Interią mówi Adam Ragiel, balsamista, specjalista usług funeralnych oraz założyciel Polskiego Centrum Szkolnictwa Funeralnego. Ze względu na kontakt ze zwłokami, pracownicy branży pogrzebowej są narażeni na COVID-19 podobnie jak personel medyczny. Adam Ragiel ostrzega także, że na przełomie kwietnia i maja może zabraknąć worków na zwłoki.

Jakub Szczepański, Interia: Branża funeralna jest pomijana w czasie epidemii koronawirusa. Zgodzi się pan?

Adam Ragiel, balsamista oraz specjalista usług funeralnych: - Niestety. O zmianie przepisów dotyczących zmarłych nikt nie myśli. Branża pogrzebowa zawsze była na samym końcu, w czasie epidemii niewiele się zmieniło. Brakuje wytycznych i nie wiadomo, jak postępować z ciałami zmarłych na koronawirusa. Takie osoby traktujemy jak zmarłych na chorobę zakaźną. Nie ma jednak rozporządzenia wydanego w związku z COVID-19. A powinno być.

Reklama

Co umożliwi taki dokument?

- Będzie wiadomo, jak postępować z ciałem, jeśli na przykład chory umrze w domu. Zdarza się, że ktoś nieoczekiwanie pożegna się z życiem podczas kwarantanny. Często mówi się o chorobach towarzyszących. Wiemy już, że koronawirus bardzo obciąża układ krążenia - ktoś może dostać zawału i umrzeć bezpośrednio z takiego powodu. Ustawa nie mówi, jak w takiej sytuacji ma się przygotować zakład pogrzebowy.

Musicie jednak pracować.

- Jeśli do chorego przyjeżdża pogotowie, jest w pełni zabezpieczone: kombinezony, maski, gogle. W branży pogrzebowej każdy chroni się sam. Skąd mamy wziąć środki ochrony, skoro z dostępem do nich mają problem szpitale? Zakłady pogrzebowe borykają się chociażby z zakupem rękawiczek. A dostępu nikt nie ułatwia.

Jak zabezpieczają się organizatorzy pochówków?

- Każdy robi to, jak może. Kiedy odwiedzam prosektoria, obserwuję, że niektórzy nie zwracają uwagi nawet na to, czy kombinezony mają właściwości izolacyjnie, czy nie. Ważne, żeby w ogóle mieć kombinezon. Niektórzy zakładają już nawet te malarskie z marketów budowlanych.

Mówimy o osobach, które transportują ciała?

- Zgadza się. Wydaniem do transportu zwłok zajmuje się człowiek, który pracuje w prosektorium. Laborant sekcyjny powinien zdezynfekować ciało płynem wirusobójczym, włożyć je do dwóch worków foliowych, zamknąć trumnę. Do tego dołożyć pokrowiec na trumnę. Teoretycznie pracownicy zakładu pogrzebowego odbierają zabezpieczone zwłoki i nie mają z nimi żadnego kontaktu. Jednak w niektórych prosektoriach jest tylko jedna osoba zajmująca się ciałami, więc pracownicy zakładów pogrzebowych muszą pomagać. Mamy katastrofę.

Słyszał pan o osobach z branży, które zaraziły się koronawirusem?

- Są firmy pogrzebowe, które odmawiają rodzinom osób zmarłych na COVID-19 wykonania usługi pogrzebowej ze względu na obawę zakażenia choćby z powodu braku odpowiednich środków ochronnych, bo nie mogą ich gdzie dostać. Jeżeli chodzi o pracowników, na razie nie słyszałem o takiej sytuacji. Problem w tym, że nie wiadomo, jak wirus zachowuje się w ciele martwego. Pytanie, czy umiera razem z żywicielem, a jeśli tak, to po jakim czasie. Może utrzymuje się w zwłokach przez kilka dób? Nie ma precyzyjnej odpowiedzi na to pytanie, badań. Zakładamy, że koronawirus może pozostać w ciele przez dłuższy czas.

Nie ma informacji z sanepidu czy Państwowego Zakładu Higieny?

- W jednej ze swoich wypowiedzi Główny Inspektor Sanitarny powiedział, że branża pogrzebowa powinna sobie radzić sama na podstawie obowiązującej ustawy ze stycznia 1959 roku. Państwo wychodzi z założenia, że szkoda czasu na zmarłych. Badanie zwłok najwyraźniej nie jest do niczego potrzebne. Sęk w tym, że przy ciałach pracują żywi. Też chcemy się czuć bezpiecznie. Przecież mamy swoje rodziny, po pracy wracamy do bliskich. Staramy się zachowywać środki ostrożności, ale - siłą rzeczy - trudno to robić.

Na tle funeralnej codzienności, zgonów ze względu na koronawirusa nie ma tak wiele?

- W skali całego kraju, śmierć spowodowana koronawirusem to nie są nagminne przypadki. Wiadomo, że im więcej zakażeń oraz chorych w podeszłym wieku, tym więcej odnotujemy zgonów. Statystycznie jest ich naprawdę niedużo. Biorąc pod uwagę, że wiele osób zakażonych koronawirusem umiera, a cierpi także na choroby przewlekłe, choroba przyspieszyła ich śmierć.    

Pan jest osobą do zadań specjalnych. Czy obserwuje pan jakieś konkretne tendencje wśród bliskich, którzy chowają swoich zmarłych?

- Wciąż pozostaje możliwość pożegnania się z bliskimi, na przykład w domu pogrzebowym. Nie jest jasno określone, czy zmarłych przez COVID-19 należy kremować, czy z prosektorium, bez żadnych obrzędów, mają trafiać prosto na cmentarz. Widać jednak zmianę w zachowaniu rodzin.

Co ma pan na myśli?

- Czuć dystans, który jest zapewne wywołany przekazami w mediach czy w sieci. "Nie, nie: żadnego ubierania. Nie chcemy jechać, mieć kontaktu z ciałem" - często słyszymy takie dyspozycje. To efekt psychologiczny. Ludzie się obawiają, nie chcą być blisko trumny. Częściej decydują się teraz na kremację. I inaczej przechodzą też przez żałobę. Kiedy mamy do czynienia z prochami, wiadomo, że nie ma mowy o żadnym ryzyku biologicznym.

Łatwiej zbliżyć się do zmarłego, który nie naraża żywych?

- To siedzi w głowie. Zanim nadeszła epidemia rodziny sceptycznie podchodziły do kremacji. Tradycyjny pogrzeb, obcowanie z ciałem zmarłego to przyzwyczajenie, zwłaszcza na prowincjach. Teraz jest zupełnie odwrotnie. Zresztą, większość zakładów pogrzebowych odmawia jakiegokolwiek przygotowania ciała zmarłych na COVID-19. W prosektoriach również.

Chodzi o strach?

- Raczej niewiedzę i nieprzygotowanie do pracy przy osobie zmarłej na chorobę zakaźną. Przedsiębiorcy pogrzebowi nie przechodzą szkoleń, nie potrafią się zachować w takiej sytuacji. Specustawa, którą przyjęto ze względu na koronawirusa, powinna określać m.in., jakie kombinezony powinni nosić pracownicy zakładów pogrzebowych, czy, jak i gdzie utylizować środki ochrony osobistej. Osoba wydająca ciała z prosektorium powinna brać odpowiedzialność za to, czy wszystko zostało dobrze i zgodnie z procedurą przygotowane.

Tylko jak egzekwować cokolwiek od pracowników przedsiębiorstw pogrzebowych, skoro środków ochrony osobistej brakuje nawet w szpitalach?

- Wszyscy chcą teraz dostać worki na zwłoki. Mnóstwo handlarzy próbuje robić na tym biznes, zapotrzebowanie zgłaszają szpitale i domy pomocy społecznej.

Skąd takie zapotrzebowanie?

- Specustawa określa, że ciało zmarłego na COVID-19 musi być włożone w dwa worki. Placówki nie wiedzą, ilu będzie zmarłych, więc muszą się odpowiednio zabezpieczyć. Już dopilnowanie tego, czy wszystko przebiega zgodnie z procedurami, jest problemem. Nie mamy policji sanitarnej, a odbieranie zmarłych powinien ktoś nadzorować. Na pewno sanepid nie zdaje egzaminu.

Na co zwrócić uwagę poza procedurami dotyczącymi wydawania zwłok?

- Po przewiezieniu trumny z ciałem, karawan powinien być zdezynfekowany. Obecnie właściciel zakładu pogrzebowego bierze za to odpowiedzialność. Dezynfekuje albo nie. Kilka godzin po przewiezieniu zmarłego na COVID-19 może się odbywać kolejny pogrzeb. Za takim karawanem idzie później kondukt z rodziną. Jeżeli wirus żyje po śmierci chorego, zupełnie nieświadomi ludzie są narażeni na zakażenie.       

Państwo powinno pomóc zakładom pogrzebowym ze środkami ochrony osobistej?

- Nie wiemy, co po śmierci dzieje się z wirusem. Przyjmijmy, zgodnie ze słowami głównego inspektora sanitarnego, że zwłoki należy traktować jak osoby zmarłe na chorobę zakaźną zgodnie z obecną ustawą o cmentarzach i chowaniu zmarłych. W przypadku, gdy materiał biologiczny po śmierci jest nadal aktywny, branża pogrzebowa powinna być porównywana do personelu medycznego.

Ryzyko jest podobne?

- Jeśli mamy kontakt z osobą zmarłą na COVID-19, jesteśmy narażeni tak samo jak lekarze czy inny personel medyczny. Ciało trzeba przełożyć do worka czy zabrać do chłodni. Kiedy chodzi o ofiarę choroby zakaźnej, jej zwłoki powinny trafić do wydzielonej chłodni. A zakłady pogrzebowe, które takimi dysponują, można policzyć na palcach obu rąk.

Usługi branży podrożały ze względu na epidemię koronawirusa?

- Nie sądzę. Za dodatkowy worek na ciało można policzyć kilkadziesiąt złotych. Podwyżek cen można by się spodziewać, gdyby liczba zgonów wzrosła do tysięcy w miesiącu. Prywatne firmy skupują worki w dużych ilościach i faktycznie chcą na nich zarabiać, często na zagranicznych rynkach. Obecnie jakiekolwiek worki będzie można dostać w Polsce na przełomie kwietnia i maja. Niebawem może się okazać, że nie będzie jak odbierać zwłok. O tym nikt nie mówi.  

Czy pandemia koronawirusa może na stałe wpłynąć na branżę pogrzebową?

- Jeszcze do niedawna rodziny zmarłych musiały się mierzyć z poważnym ograniczeniem: w pogrzebie mogło uczestniczyć jedynie pięć osób. Oni niesamowicie to przeżywali, zwłaszcza nieobecność. Dotychczas pogrzeb zawsze był ceremonią. Ze zmarłym można było się pożegnać, porozmawiać. Często nie mówimy czegoś najbliższym, a ostatnia okazja nadarza się dopiero po śmierci.

Jak na potrzeby rodzin zareagowali przedsiębiorcy pogrzebowi?

- Myśmy zaoferowali transmisję online. Dzięki pogrzebom na żywo chcieliśmy, żeby nieobecni członkowie rodzin mogli uczestniczyć w pochówku chociaż duchowo. Od nieobecnych składaliśmy kwiaty. Jak duży to problem widać, po poluzowaniu restrykcji. Chociażby po frekwencji podczas pogrzebu w kościele. Potrzeba pożegnania i bliskości zwycięża nad strachem przed wirusem.

Rozumiem, że epoka pogrzebów online jeszcze nam nie grozi?

- Chyba nie. Zdaje się jednak, że będzie to usługa czy dodatek do pogrzebu, wykorzystywany częściej. W wielu przypadkach bywa tak, że najbliższa rodzina zmarłych mieszka w innej części kraju czy zagranicą. Wielokrotnie chcą przyjechać, ale z różnych względów nie mogą tego zrobić. Tradycyjne pogrzeby są popularne w Polsce, więc po epidemii wszystko wróci do normy. Być może inaczej będzie w miastach, gdzie żyje się szybko. Jeśli po koronawirusie tempo stanie się jeszcze szybsze, niektórzy będą oglądać pogrzeb ojca czy matki na smarfonach.      

Jakub Szczepański 

INTERIA.PL

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy