Pakuła był komendantem miejskim policji w Gdańsku od maja 2010 r. do stycznia 2016 r. Wcześniej był m.in. zastępcą gdańskiego komendanta miejskiego do spraw prewencji. "Czy świadek nie widzi ze swojej strony niedopatrzeń?" "O sprawie dowiedziałem się, kiedy o sprawie zrobiło się głośno. Daty nie potrafię określić. Byłem zastępcą ds. prewencji, to był zupełnie inny zakres" - powiedział świadek na początku swoich zeznań. Dodał, że jak został komendantem w 2010 r., to nie miał kontaktu z tym postępowaniem i na tamtym etapie nie wiedział, że komenda miejska prowadzi takie dochodzenie. "W komendzie miejskiej jest prowadzone bardzo dużo postępowań" - dodał. "Czy świadek nie widzi ze swojej strony niedopatrzeń, zaniechań, błędów jeśli chodzi o nadzór nad podległą jednostką, jaką był wydział ds. zwalczania przestępczości gospodarczej, że ci podlegli świadkowi funkcjonariusze nie poinformowali o tak licznych, skandalicznych nieprawidłowościach w relacjach z prokuraturą, jak również ze stroną, wobec której toczyło się postępowanie" - pytał wiceprzewodniczący komisji <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-tomasz-rzymkowski,gsbi,1614" title="Tomasz Rzymkowski" target="_blank">Tomasz Rzymkowski</a> (Kukiz'15). Pakuła odpowiedział, że nie wiedział o tych problemach. "Na tamtym etapie nie wiedziałem o tym postępowaniu, nie nadzorowałem jako komendant postępowań indywidualnych" - powiedział. "Jeżeli było naruszone prawo, bez względu na to, czy ze strony nadzorującego prokuratora, czy też ze strony prowadzącego postępowanie lub bezpośredniego przełożonego, to oczywiście powinno to być zgłoszone w jedynej dopuszczalnej formie w policji, czyli w formie złożenia raportu" - zaznaczył Pakuła. Jak podkreślił, gdyby miał taki sygnał, to zareagowałby. "O kim J. mógł mówić?" Tomasz Rzymkowski (Kukiz'15) odczytał świadkowi stenogram podsłuchu rozmowy Andrzeja J. - szefa zakładu napraw samochodów - ze swą siostrą, żoną Marcina P. Katarzyną P.; J. mówił wtedy, że "ma kolegę szefa PG w Gdańsku", naczelnika, któremu wymienia olej, a który miał opowiadać J. o możliwym upadku LOT. "To alkoholiczny bełkot" - podkreślił poseł. Dopytywał świadka, czy wie, o kim J. mógł mówić. "Nie potrafię się do tego odnieść" - odparł świadek, który powiedział, że po raz pierwszy dowiedział się o tej sprawie. Pytany, czy wie coś o kontaktach swych podwładnych z tym zakładem napraw aut, odparł że nie. Szefowa komisji <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-malgorzata-wassermann,gsbi,1675" title="Małgorzata Wassermann" target="_blank">Małgorzata Wassermann</a> (PiS) dodała, że w tym zakładzie grupa przestępcza dokonywała przeróbek i napraw samochodów. "To podlega komendzie w Pruszczu Gdańskim" - odpowiedział Pakuła. "Jeden z pana podwładnych naprawiał tam samochód" - zaznaczyła Wassermann. Świadek nie miał tych informacji. "Są służby w policji, które takimi sprawami się zajmują" - dodał. Pytany czy wie, że Biuro Spraw Wewnętrznych zajmowało się jego policjantami w kontekście Amber Gold, odpowiedział, że nic mu o tym nie wiadomo. Dodał, że BSW może o tym powiadomić przełożonego, a może nie powiadamiać. Suski chce ustalenia okoliczności śmierci Andrzeja J. Wiceprzewodniczący komisji <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-marek-suski,gsbi,1644" title="Marek Suski" target="_blank">Marek Suski</a> (PiS) zawnioskował o zwrócenie się do MSWiA, aby ustalić "okoliczności śmierci Andrzeja J.". "Nie jesteśmy w stanie tego ustalić jako komisja. Mamy informację, że była to nagła śmierć. Jakoś zbiega się data śmierci z rozpoczęciem prac komisji Amber Gold" - powiedział poseł. Wassermann podała, że wniosek będzie głosowany w środę. Na ten dzień komisja ma zaplanowane przesłuchanie dwóch świadków - policjantów CBŚP - w trybie niejawnym. Na pytanie Jarosława Krajewskiego (PiS), kiedy dowiedział się o sprawie Amber Gold oraz o tym "że to lipa", świadek odparł: "Musiałem się dowiedzieć od któregoś z funkcjonariuszy" - nie pamiętał od kogo. Wykluczył, by dowiedział się o tym od policjantki Katarzyny Tomaszewskiej-Szyrajew, która prowadziła dochodzenie. Dodał, że pion przestępczości gospodarczej nadzorował jego zastępca w komendzie. "Sprawa Amber Gold przeze mnie nie przeszła" Pytany, czy jego komenda zajmowała się sprawą Amber Gold, świadek odparł, że sprawa "przez niego nie przeszła" i zapewne przejęła je komenda wojewódzka. Na pytanie, czy wiedział, że sprawa Amber Gold jest w zainteresowaniu komendy wojewódzkiej w Gdańsku, świadek odparł, że nie. Zapytany, czy zażądał w sierpniu 2012 r. (w tym miesiącu Amber Gold ogłosiła upadłość) informacji, co jego podwładni zrobili w sprawie Amber Gold, Pakuła odpowiedział, że "mogła być sporządzona informacja z przebiegu postępowania", ale nie potrafił sobie tego przypomnieć. Krajewski pytał też świadka, czy wie, po jakim okresie policjantom z komendy miejskiej udało się zdobyć dokumentację finansowo-księgową Amber Gold na zlecenie prokuratury Gdańsk-Wrzeszcz. "Dopiero po dziewięciu miesiącach od wydania postanowienia w tej sprawie" - stwierdził poseł. Dodał, że policjanci z komendy miejskiej informowali prokuraturę np., że "nie uda się uzyskać tych dokumentów ze względu na to, że właściciel spółki Amber Gold przebywa na urlopie wypoczynkowym we Florencji". Wassermann: Prowadzenie postępowania jest dramatyczne "Jak to możliwe, że komenda miejska policji nie ma żadnego rozpoznania na terenie swojej działalności i nie widzi tego, że na waszym podwórku rośnie gigantyczna piramida finansowa" - pytał Witold Zembaczyński (Nowoczesna). Świadek odpowiedział, że w sprawie Amber Gold było prowadzone śledztwo. "Było postępowanie, ale nie mieliście żadnego rozpoznania, z czym macie do czynienia" - zaznaczył poseł. Pakuła odparł na to, że "jeśli chodzi o czynności operacyjne, to w tej chwili nie może nic na ten temat powiedzieć" i dodał, że nie ma na ten temat wiedzy. "Kończąc te męki powiem tak: nic nie mogę, nic nie zrobiłem, nic nie jest wykonane. Prowadzenie tego postępowania jest dramatyczne, od momentu wpływu nie ma żadnej reakcji prokuratury, ale też nie ma żadnej inicjatywy po stronie policji. Dziewięć miesięcy zabezpieczacie dokumenty. Zabezpieczyliście sto kilka stron, podczas gdy było już wtedy kilka tysięcy stron" - oceniła Wassermann.