Lasek o katastrofie w Alpach: Dziwne, że piloci nie skontaktowali się z kontrolą lotów
To nie była niekontrolowana utrata wysokości - tak o katastrofie w Alpach mówi szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Maciej Lasek.
Ekspert powiedział w radiowej Jedynce, że zejście z wysokości 11 kilometrów do około dwóch w ciągu niecałych dziecięciu minut nie oznacza gwałtownego schodzenia.
Maciej Lasek dziwi się natomiast, że podczas tego opadania, załoga nie skontaktowała się z kontrolą lotów. W samolotach tego typu jest dwóch pilotów. Jeden jest od prowadzenia maszyny, a drugi zajmuje się sprawdzaniem parametrów i kontaktem z wieżą. W przypadku jakiejkolwiek usterki załoga ma obowiązek poinformować kontrolę lotów o awarii i włączyć odpowiednie ustawienia na transponderze.
Lasek podejrzewa, że w tym przypadku nie powinno dojść do utraty przytomności przez pilotów. Ten profil zniżania był stały, prędkość też spadała nieznacznie. Zatem mało prawdopodobne jest wystąpienie warunków, które mogły wpłynąć na utratę przytomności przez załogę.
Ekspert dodał, że zgodnie z międzynarodowym prawem, tę katastrofę wyjaśniać będą Francuzi. Do ich prac dołączą prawdopodobnie eksperci z kraju przewoźnika, czyli Niemcy, a także przedstawiciele krajów, z których pochodzili pasażerowie lotu.
Maszyna Germanwings przewoziła 150 pasażerów z Barcelony do Duesseldorfu. Rozbiła się we francuskich Alpach w okolicach Barcelonnette. Według francuskich władz, nikt nie przeżył wypadku. Miejsce katastrofy jest trudno dostępne.