Autonomiczny rząd Katalonii poinformował, że w niedzielę przed południem działało w regionie 73 proc. lokali wyborczych z ponad 2300 zaplanowanych w referendum niepodległościowym. Rząd w Madrycie nie uznaje referendum. Przedpołudniowy komunikat rządu Katalonii o głosowaniu w ponad 70 proc. lokali wyborczych potwierdził podczas konferencji prasowej w Barcelonie jego rzecznik Jordi Turull. Hiszpańskie media uznają te szacunki za niewiarygodne. "Turell kłamie bezwstydnie. Świadomie podał nieprawdziwą informację o licznych otwartych punktach wyborczych, mimo że wiedział, iż zdecydowana ich większość jest już zamknięta" - ocenił jeden z dziennikarzy TVE24. Podczas wystąpienia Turull przypomniał, że w niektórych lokalach wyborczych interweniowała hiszpańska policja. Zaznaczył, że siłowe rozwiązania zastosowane przez Madryt uderzają w podstawowe prawa człowieka. Wezwał organizacje międzynarodowe do mediacji w związku z blokowaniem przez centralny rząd Hiszpanii katalońskiego referendum. Apel do UE "Oczekiwalibyśmy reakcji m.in. ze strony instytucji europejskich, gdyż osoby biorące udział w katalońskim referendum to również obywatele Unii Europejskiej" - powiedział Turull. Rzecznik rządu Katalonii zapewnił, że organizatorzy niedzielnego plebiscytu nie przestraszą się "siłowych rozwiązań" ze strony hiszpańskiej policji i prób blokowania referendum, m.in. poprzez ataki hakerów na strony internetowe katalońskich instytucji. Turull wskazał, że interwencje policyjne podczas referendum w Katalonii przywołują na myśl czasy dyktatury frankistowskiej w Hiszpanii. Stwierdził, że organizatorzy plebiscytu nie mają sobie nic do zarzucenia. "Zawsze opłaca się bronić demokracji" - dodał rzecznik katalońskiego rządu. "Nieuzasadnione użycie przemocy" Z kolei szef katalońskiego rządu Carles Puigdemont potępił "nieuzasadnioną przemoc" ze strony policjantów w Barcelonie. "Nieuzasadnione użycie przemocy, nieracjonalne i nieodpowiedzialne, przez hiszpańskie państwo, nie powstrzyma woli Katalończyków" - powiedział dziennikarzom. Mówił o "biciu pałkami, gumowych kulach i bezsensownych atakach" wobec osób, które "pokojowo manifestowały". Rzecznik rządu Katalonii podał, że w wyniku działań policji rany odniosło w niedzielę 337 osób. Wcześniej agencje pisały o 38 rannych. Premier Hiszpanii chwali policję Tymczasem w porannym komunikacie rządu centralnego w Madrycie gabinet Mariano Rajoya uznał interwencję hiszpańskiej policji w Katalonii za uzasadnioną i profesjonalną. Według hiszpańskiego rządu niedzielne referendum niepodległościowe w Katalonii jest nielegalne. Z ustaleń mediów wynika, że hiszpańska policja i Gwardia Cywilna dostały wytyczne do jak najszybszego zamknięcia lokali wyborczych i przejęcia materiałów wyborczych. W referendum wziął udział m.in. piłkarz FC Barcelony Gerard Pique: "Pomóżcie nam!" "Wstyd mi, że w ogóle posiadam hiszpański paszport. Kilka metrów od mojego domu agresywny policjant atakuje ludzi stojących w kolejce do głosowania. Moja mama patrzy na to z balkonu razem z sąsiadami. Patrzy i płacze. Na litość boską, oni biją starszych ludzi. Franco wrócił i świat musi coś z tym zrobić. Społeczność międzynarodowa nie może bronić hiszpańskich władz po czymś takim. Pomóżcie nam!" - pisze na Facebooku jedna z obywatelek Katalonii.