Reklama

Referendum w Katalonii. Madryt oskarżony o brutalną pacyfikację

Rząd w Madrycie próbuje siłą zablokować referendum niepodległościowe w Katalonii. Skierowano tam funkcjonariuszy z całego kraju. Otrzymali rozkaz przejmowania lokali wyborczych, rekwirowania urn i kart do głosowania. Przeciwko uczestnikom referendum użyli broni gładkolufowej, w ruch poszły również pałki. Aż 337 osób zostało rannych - podał rząd Katalonii.

Autonomiczny rząd Katalonii poinformował, że w niedzielę przed południem działało w regionie 73 proc. lokali wyborczych z ponad 2300 zaplanowanych w referendum niepodległościowym. Rząd w Madrycie nie uznaje referendum.

Przedpołudniowy komunikat rządu Katalonii o głosowaniu w ponad 70 proc. lokali wyborczych potwierdził podczas konferencji prasowej w Barcelonie jego rzecznik Jordi Turull. Hiszpańskie media uznają te szacunki za niewiarygodne. "Turell kłamie bezwstydnie. Świadomie podał nieprawdziwą informację o licznych otwartych punktach wyborczych, mimo że wiedział, iż zdecydowana ich większość jest już zamknięta" - ocenił jeden z dziennikarzy TVE24.

Reklama

Podczas wystąpienia Turull przypomniał, że w niektórych lokalach wyborczych interweniowała hiszpańska policja. Zaznaczył, że siłowe rozwiązania zastosowane przez Madryt uderzają w podstawowe prawa człowieka. Wezwał organizacje międzynarodowe do mediacji w związku z blokowaniem przez centralny rząd Hiszpanii katalońskiego referendum.

Apel do UE

"Oczekiwalibyśmy reakcji m.in. ze strony instytucji europejskich, gdyż osoby biorące udział w katalońskim referendum to również obywatele Unii Europejskiej" - powiedział Turull.

Rzecznik rządu Katalonii zapewnił, że organizatorzy niedzielnego plebiscytu nie przestraszą się "siłowych rozwiązań" ze strony hiszpańskiej policji i prób blokowania referendum, m.in. poprzez ataki hakerów na strony internetowe katalońskich instytucji.

Turull wskazał, że interwencje policyjne podczas referendum w Katalonii przywołują na myśl czasy dyktatury frankistowskiej w Hiszpanii. Stwierdził, że organizatorzy plebiscytu nie mają sobie nic do zarzucenia. "Zawsze opłaca się bronić demokracji" - dodał rzecznik katalońskiego rządu.

"Nieuzasadnione użycie przemocy"

Z kolei szef katalońskiego rządu Carles Puigdemont potępił "nieuzasadnioną przemoc" ze strony policjantów w Barcelonie. "Nieuzasadnione użycie przemocy, nieracjonalne i nieodpowiedzialne, przez hiszpańskie państwo, nie powstrzyma woli Katalończyków" - powiedział dziennikarzom. Mówił o "biciu pałkami, gumowych kulach i bezsensownych atakach" wobec osób, które "pokojowo manifestowały".

Rzecznik rządu Katalonii podał, że w wyniku działań policji rany odniosło w niedzielę 337 osób. Wcześniej agencje pisały o 38 rannych.

Premier Hiszpanii chwali policję

Tymczasem w porannym komunikacie rządu centralnego w Madrycie gabinet Mariano Rajoya uznał interwencję hiszpańskiej policji w Katalonii za uzasadnioną i profesjonalną.

Według hiszpańskiego rządu niedzielne referendum niepodległościowe w Katalonii jest nielegalne. Z ustaleń mediów wynika, że hiszpańska policja i Gwardia Cywilna dostały wytyczne do jak najszybszego zamknięcia lokali wyborczych i przejęcia materiałów wyborczych.

W referendum wziął udział m.in. piłkarz FC Barcelony Gerard Pique:

"Pomóżcie nam!"

"Wstyd mi, że w ogóle posiadam hiszpański paszport. Kilka metrów od mojego domu agresywny policjant atakuje ludzi stojących w kolejce do głosowania. Moja mama patrzy na to z balkonu razem z sąsiadami. Patrzy i płacze. Na litość boską, oni biją starszych ludzi. Franco wrócił i świat musi coś z tym zrobić. Społeczność międzynarodowa nie może bronić hiszpańskich władz po czymś takim. Pomóżcie nam!" - pisze na Facebooku jedna z obywatelek Katalonii.

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Katalonia

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy