Obchody tysiąclecia państwa polskiego dla komunistów były trudne do propagandowego zagospodarowania już na poziomie doktrynalnym. Rok 966 jako początek polskiej państwowości to przede wszystkim data umownego przyjęcia chrztu przez Mieszka I. Państwo polskie powstało w wyniku aktu deklaracji przyjęcia wiary chrześcijańskiej, co w 1966 roku było dla władz komunistycznych problematyczne nie tylko ze względu stosunek do wiary, ale też, a może przede wszystkim, ze względu na silną pozycję Kościoła katolickiego w Polsce. W naturalny sposób doszło do konkurencji pomiędzy komunistami a Kościołem w organizacji uroczystości tysiąclecia i walki o rząd dusz Polaków. Dwie strony starły się w boju o to, kto naprawdę reprezentuje obywateli nad Wisłą. Szkoły i sacrosong Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej stanął przed niełatwym wyborem całkowitego pominięcia rocznicy lub też próby zagarnięcia uroczystości dla własnej propagandy. Komuniści podjęli wyzwanie. W końcu lutego 1966 roku tak ocenił sytuację sekretarz KC Zenon Kliszko: "Rozpoczęła się w nowych warunkach walka o to, kto ma kierować narodem, kto ma sprawować rząd dusz w narodzie. Do tej walki trzeba się odpowiednio przygotować. Cała nasza praca polityczna i publicystyczna powinna brać to pod uwagę". Władze KC zrozumiały, że tak naprawdę wyboru nie mają. Początkowo to Kościołowi udawało się narzucać tempo i zakres pola walki. Był to proces długi i przemyślany, którego autorem był prymas Stefan Wyszyński. Swoje działania rozpoczął praktycznie zaraz po opuszczeniu Komańczy, w której był internowany do października 1956 roku. Zaplanował 10-letni proces "rekolekcji narodu", które miały oczyszczać polskie społeczeństwo z doświadczeń lat wojny i stalinizmu. Podejmował szereg inicjatyw, na które komuniści byli zmuszeni odpowiadać. Organizowano pielgrzymki do miejsc świętych. KC organizowało "sztafety tysiąclecia". Wyszyński chciał zaprosić papieża Pawła VI do Polski. Gomułka stwierdził, że lepiej wydać pieniądze na budowę tysiąca szkół. W kościołach pojawił się sacrosong, czyli wykonywanie pieśni religijnych w rockandrollowym brzmieniu. Komuniści odpowiedzieli przyzwoleniem na bigbit. Zatem symbole lat sześćdziesiątych, zazwyczaj uważane za realizację popularnego za Gomułki hasła "idzie nowe", były często sprowokowane działaniami Kościoła katolickiego. Kościół w polityce zagranicznej Konkurencja o rząd dusz weszła na wyższy poziom po liście biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku, w którym padło słynne zdanie "udzielamy wybaczenia i prosimy o nie". Bardzo medialny akt miłosierdzia polskiego Kościoła, został przez polskich komunistów odebrany jako prowokacja, zdrada i mieszanie się do polityki zagranicznej państwa. Wszelkimi dostępnymi środkami propagandy władza komunistyczna zaczęła ostro krytykować hierarchów. Kościół jednak podtrzymał swoje stanowisko. "Zawsze ten, kto inicjuje rozmowę, jest silniejszy i moralnie wyższy. Przekonaliśmy się, że musimy w jakiś umiejętny sposób, sposób pokojowy, zdobywać i przekonywać opinię zagraniczną, a szczególnie niemiecką o nienaruszalności granicy na Odrze i Nysie" - argumentował kardynał Bolesław Kominek podczas wystąpienia w Trzebnicy w 1966 roku. Zatem Kościół nie tylko nie odsunął od siebie zarzutu o prowadzenie polityki zagranicznej, przynależnej przecież oficjalnym władzom świeckim, ale podtrzymał go i skutecznie wykorzystał. Aresztowanie Matki Boskiej Kościół sprawnym posunięciem awansował w strukturze reprezentacji zagranicznej Polaków, a przez to w strukturze, choćby wyłącznie retorycznej, władzy w Polsce. Aparat partyjny szalał. Urządzano akcje propagandowe, plakatowe, prowokacje, nawet tak groteskowe jak aresztowania kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, element kościelnych obchodów "milenium chrztu". Kopia świętego obrazu z Jasnej Góry przejeżdżała przez kraj i gromadziła tysiące wiernych. We wrześniu 1966 roku obraz był przewożony z Warszawy do Katowic. W trasie transport zatrzymali milicjanci. Zarekwirowali pojazd i odwieźli obraz na Jasną Górę. Następnie wokół klasztoru paulinów rozstawili posterunki, tak, by nikt nie mógł Matki Boskiej ponownie wywieźć. Jak się można domyślać, przyniosło to skutek odwrotny do zamierzonego, bo Kościół zaczął po kraju obwozić pustą ramę obrazu, co gromadziło jeszcze więcej wiernych, a biskupi mogli pokazywać jak bezsensownie działają komuniści. Na msze przychodziły takie tłumy, że konieczne okazało się budowanie ołtarzy polowych obok kościołów. W październiku 1970 roku, tylko podczas jednego takiego wydarzenia, było 40 tysięcy wiernych. Obraz w 1972 roku - bez wiedzy paulinów - został "wykradziony" z klasztoru przez księży z Radomia i powrócił na trasę. Do 1980 roku kopia obrazu odwiedziła wszystkie parafie w Polsce. Milenium kontra tysiąclecie Komuniści starali się jak mogli, by przeszkadzać w kościelnych obchodach milenium. Na przykład w 1966 roku, podczas ważnej mszy w Gnieźnie, celebrowanej przez prymasa Wyszyńskiego, słychać było huk armat strzelających na cześć wizytującego miasto marszałka Mariana Spychalskiego. Z centralnymi uroczystościami było inaczej. Kościelne odbyły się w Częstochowie 3 maja, który wówczas był zwykłym dniem roboczym. Data była symboliczna. To oczywiście kościelne święto Maryi królowej Polski, której wtedy też prymas Wyszyński Polskę zawierzył, ale 3 maja to też rocznica uchwalenia pierwszej polskiej konstytucji. Dzień ten był świętem państwowym w dwudziestoleciu międzywojennym, a więc w czasach wielokrotnie krytykowanej przez komunistów II RP. Obchodom kościelnym towarzyszył wielotysięczny tłum, więc komuniści musieli zrobić wszystko, by swoje wydarzenie uczynić bardziej spektakularnym. Główne obchody państwowe zorganizowano 22 lipca - w najważniejsze święto Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, rocznicę Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Punktem kulminacyjnym uroczystości była wielka "defilada tysiąclecia", mająca pokazać sprawność i siłę ludowego państwa polskiego. W kronice filmowej PKF 31/66 dobrze znany Polakom głos Włodzimierza Kmicika oznajmia: "W podwójne urodziny naszego państwa, tysięczne i dwudzieste drugie, wielka defilada wojskowa w Warszawie". Defilada odbyła się przed trybuną honorową na Placu Defilad, w cieniu Pałacu Kultury i Nauki, od 1957 roku już nie imienia Józefa Stalina, a więc, można powiedzieć, w sercu ludowej Polski - tradycyjnym miejscu uroczystości PRL. Defilada tysiąclecia Pokaz zasługuje na chwilę uwagi, nie tylko ze względu na udział w propagandowej kreacji, ale ze względu na rozmach z jakim został przygotowany. Tysiące żołnierzy, setki pojazdów i przede wszystkim parada lotnicza, którą spokojnie można określić jako wydarzenie wyjątkowe na skalę światową. Zaangażowano ponad sto samolotów odrzutowych, które układały na niebie szyki między innymi w kształcie piastowskiego orła (35 samolotów) oraz liczby 1000 (42 samoloty). Dla celów propagandowych nie można było sobie pozwolić na ewentualne niepowodzenie, dlatego wszystkie kadry parady lotniczej zostały nagrane podczas próby defilady. Na paradzie było też mnóstwo jednostek historycznych, które miały dawać powody do dumy. Jednostek charakterystycznych również dla okresów walk Polski z Moskwą. Wyjątkowość tej sytuacji polegała na tym, że na trybunie honorowej obok towarzysza Gomułki był towarzysz Chruszczow, który musiał podziwiać uskrzydlonych husarzy. W polskiej świadomości, z czego Rosjanie doskonale zdawali sobie sprawę, husaria pod Kłuszynem zmiażdżyła tych samych Rosjan, którzy w 1966 roku stali obok Gomułki nad kamienną rzeźbą orła bez korony na Placu Defilad. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!