Podróż z polityczną motoryzacją zaczniemy od uwagi, że limuzyna prezydenta, premiera i ważniejszych urzędników często stanowi element protokołu, reprezentuje, podobnie jak sam polityk, państwo. Zatem bezzasadne wydają się wyliczenia ile kosztował dany samochód i jak bardzo odbiegał od możliwości finansowych przeciętnych obywateli. Z drugiej strony w naszej historii odnajdziemy przykłady luksusu tak jaskrawe, że trudno o nich nie wspomnieć. Dygnitarze II RP Wiele informacji znajdziemy na zdjęciach w zbiorach Narodowego Archiwum Cyfrowego. Drugi prezydent Rzeczypospolitej - Stanisław Wojciechowski, w 1924 roku odwiedził Lwów na pokładzie odkrytego lincolna. Na początku lat 20. powszechnie wykorzystywano też popularne Fordy T. Praktycznie od początków II RP politycy pokochali samochody zza oceanu. Słabość do amerykańskiej motoryzacji miał Józef Piłsudski, szczególnie do cadillaców. Najsłynniejszym egzemplarzem jest zachowany do dziś Cadillac 355D, którego marszałek zwykł nazywać "trumną". Samochód sprowadzono do Polski kilka miesięcy przed śmiercią Piłsudskiego. Był wykonany na specjalne zamówienie, wyższy o 10 cm. Miał pancerne blachy i szyby, większy zbiornik paliwa oraz wzmocnione zawieszenie. Po śmierci marszałka z samochodu korzystał jego następca Edward Rydz-Śmigły. Wykorzystał go do ucieczki z Polski w 1939 roku do Rumunii. Po wojnie cadillac wrócić do kraju i od lat 60. jest eksponatem muzealnym. W 2014 roku samochód odrestaurowano z inicjatywy prezydenta Bronisława Komorowskiego. We flocie oficjalnych, przedwojennych limuzyn, w latach 30. pojawił się również angielski rolls-royce. Korzystali z niego marszałkowie Piłsudski, Rydz-Śmigły oraz prezydent Ignacy Mościcki. Ten ostatni mógł się pochwalić jeszcze jednym, nietypowym pojazdem. Jak zwolennik polowań prezydent odwiedzał Białowieżę, gdzie nierzadko zapraszał gości o podobnych zainteresowaniach. Należał do nich ówczesny dowódca Luftwaffe Hermann Göring, który w 1938 roku podarował Mościckiemu terenowego Mercedesa G5. Mościckiemu trzeba oddać, że korzystał również z krajowej produkcji. Wiadomo, że przynajmniej przymierzał się do CWS-a polskiej produkcji. Polska Rzeczpospolita Ludowo-luksusowa Choć w PRL nie brakowało retoryki antyniemieckiej, w pierwszych latach po wojnie rządowa flota posiadała konstrukcje zachodniej produkcji, w tym olbrzymie kabriolety Mercedesy 770, charakterystyczne dla defilad notabli upadłego wroga. Między innymi te wozy przygotowano na wizytę generała Dwighta Eisenhowera w Warszawie w 1945 roku. Rządową flotę uzupełniały konstrukcje amerykańskie jak chevrolety oraz oczywiście nowość na Wisłą - limuzyny ze wschodu. W latach 50. najważniejsze osoby w państwie podróżowały ZiS-ami 110. Konstrukcję zaprojektowano specjalnie jako pojazd dla Józefa Stalina. W późniejszych latach hierarchia polityków przekładała się na modele, jakimi mogli podróżować. Od produkowanych w Polsce Warszaw M-20, przez radzieckie Wołgi, po GAZ-y Czajki i ZiŁ-y. Były też czechosłowackie tatry i skody. Z mercedesów zdarzało się korzystać Gomułce, samochody zachodnie lubił też Wojciech Jaruzelski. Generała wożono między innymi pancernym Peugeotem 604 TI. Pod PRL w rządzie pojawiły się limuzyny volvo. Premierowski polonez W przypadku lat 90. warto wspomnieć o trzech konstrukcjach. Po pierwsze to wymienione już, pancerne Volvo 760, które kupiono jeszcze w 1989 roku i służyło zarówno Jaruzelskiemu, jak i Lechowi Wałęsie. Drugi i trzeci prezydent III RP byli wożeni też przedłużonym mercedesem. Na przekór takim luksusom, przynajmniej w świetle kamer, postanowił pójść Waldemar Pawlak. Gdy na początku lat 90. został premierem, kazał swoim ministrom jeździć krajowymi polonezami, by pokazać, że wspiera krajową motoryzację. Rząd jednak całkowicie z mercedesów nie zrezygnował i to ta druga marka przetrwała we flocie służb ochrony do dzisiaj. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!