Podczas walk o niepodległość po I wojnie światowej, w powstaniach śląskich i wielkopolskim, bojowo użyto około 85 pociągów pancernych. Często dziesiątkowały wroga lub wspierały piechotę ogniem artylerii. Silnie uzbrojone i zabezpieczone blachami pancernymi, mogły przemieszczać się po różnych odcinkach frontu, wszędzie tam, gdzie tylko były tory. W latach 20. większość składów zdemobilizowano. Z pozostałych utworzono dwa dywizjony pociągów pancernych. Wśród nich był zbudowany w 1921 roku pociąg pancerny "Danuta". Armaty pancernej "Danuty" Załoga "Danuty" liczyła około 120 osób. Miała dwa wagony artyleryjskie - każdy z nich był wyposażony w armatę kalibru 75 mm i haubicę 100 mm. Do tego osiem ciężkich karabinów maszynowych oraz karabin przeciwlotniczy. W składzie był też wagon szturmowy przeznaczony dla załogi desantu, czyli plutonu piechoty wykonującego zadania rozpoznawcze lub obronne. Mieściła się w nim również radiostacja dalekiego zasięgu i nosze dla rannych. Poza tym pociąg miał umieszczony w środku składu parowóz z tendrem i dwie dodatkowe platformy, przyczepiane na końcach składu. Przewożono na nich sprzęt do rozpoznania, sprzęt saperski i do naprawy torów. Początek wojny. Pociąg patrolowy Kiedy Niemcy napadli na Polskę we wrześniu 1939 roku, "Danuta" została przydzielona do 26 Dywizji Piechoty, wchodzącej w skład Armii Poznań. Pierwszym zadaniem pociągu były patrole w okolicach Piły. Do pierwszej, poważnej walki doszło 3 września, kiedy "Danuta" osłaniała wycofujące się odziały z Wielkopolski. 4 września dotarła do Żnina, gdzie stoczyła walkę z samolotami Luftwaffe, odpierając nalot. W kolejnych dniach broniła Inowrocławia i wspierała polskie oddziały walczące w okolicach Torunia. 9 września w polskim dowództwie zapadła decyzja, o którą dowódca Armii Poznań generał Tadeusz Kutrzeba zabiegał od dawna. Siły jego oddziałów oraz Armii Pomorze miały uderzyć na niemiecką Grupę Armii Południe. Nie bronić się, tylko atakować. Rozpoczęła się bitwa nad Bzurą - jedyny polski kontratak i bitwa zaczepna we wrześniu 1939. Bitwa nad Bzurą Kiedy "Danuta" otrzymała rozkaz zbliżenia się do rejonu walk, wiele szlaków kolejowych było już zbombardowanych. Załoga musiała korzystać z wielu objazdów i na miejsce, czyli do Jackowic pod Łowiczem dotarła 14 września. Jak wyjaśnia Rajmund Szubański w "Polskiej broni pancernej 1939", 15 września załoga znalazła w opuszczonym pociągu ewakuacyjnym cztery armaty kalibru 75 mm z amunicją. Dowódca "Danuty" zdecydował, że takie znalezisko trzeba wykorzystać. Żołnierze zbudowali prowizoryczną rampę, wyładowali działa i zbudowali z nich improwizowaną baterię artylerii, która następnie wspólnie z działami "Danuty" wspierała toczącą ciężki bój 16 Dywizję Piechoty. Kluczowe wydarzenia miały miejsce 16 września. Pociąg zajął pozycję koło Jackowic i jego zadaniem było odpierania niemieckiego natarcia w tym rejonie. Był ogień z dział był skuteczny, jeden z oficerów - porucznik Tabortowski, wziął ze sobą radio, schował się na przedpolu i naprowadzał celowniczych. Teren wokół był na ogół płaski i na otwartej przestrzeni ostrzeliwana niemiecka piechota nie mogła zbliżyć się do "Danuty". Następnie Niemcy chcieli trafić w pociąg działami artylerii, ale znów się nie udało, bo załoga stale manewrowała i zmieniała pozycję. Niemcy nie odpuszczali przez cały dzień. Polacy podobnie, kontynuowali walkę pomimo strat i zranień. Teoretycznie ranni byli wyłączeni z walki, ale na przykład plutonowy Niemczyk, który miał poważną ranę na nodze, podwiązał ją opatrunkiem i mimo bólu przez dwie kolejne godziny uzbrajał i podawał pociski. Ogień Polaków słabł, ponieważ musieli brać pod uwagę kończącą się amunicję. W końcu Niemcom udało się dopchać w rejon walk armaty przeciwpancerne. Ogień niestety okazał się skuteczny. Trafili w lokomotywę. Zginął maszynista i dwóch jego pomocników. "Danuta" była unieruchomiona. Zasadzka na Niemców W takiej sytuacji dowódca pociągu - kapitan artylerii Bronisław Korobowicz mógł podjąć tylko jedną decyzję. Nakazał żołnierzom odwrót, tak by mogli kontynuować walkę na innym odcinku frontu. Niemcy byli pewni zwycięstwa w tym starciu i zaczęli zbliżać się do pociągu. Jednak zanim polscy żołnierze opuścili "Danutę", Korobowicz zdecydował by w składzie umieścić ładunki wybuchowe. Wróg był już bardzo blisko, więc żołnierze musieli przygotować pułapkę z narażeniem życia, pod ostrzałem. Cele były dwa. Po pierwsze pociąg i to co, co jeszcze w nim działało, nie mogło wpaść w ręce Niemców. Po drugie była szansa na zwiększenie strat przeciwnika. Udało się jedno i drugie. Polacy w końcu opuścili pociąg i Niemcy ruszyli w stronę składu. Eksplozja nastąpiła dopiero kiedy weszli do "Danuty". Wybuchy były tak silne, że rozerwały wagony artyleryjskie. Nie są znane dokładne dane, ale z relacji, które przytacza Szubański wiemy, że zginęło co najmniej kilku Niemców. Ważniejszy był jednak efekt psychologiczny. Polacy się wycofali i jeszcze tego samego dnia Niemcy w rejonie Jackowic mogli kontynuować natarcie. Nie zrobili tego obawiając się kolejnych pułapek i ruszyli dopiero dzień później, co pozwoliło na oddalenie się na bezpieczną odległość nie tylko załodze "Danuty", ale też innym oddziałom. Żołnierze z pociągu dołączyli do innych jednostek. Część z nich trzy dni później, razem z kawalerzystami 4 Dywizji Piechoty dostała się do niewoli. Części udało się przedostać do Warszawy, gdzie wspierali obronę w prowizorycznym pociągu pancernym. Bitwa nad Bzurą nie mogła zmienić losów wojny obronnej w 1939 roku, bo decyzja o rozpoczęciu kontrataku zapadła zbyt późno. Natomiast zachowanie załogi "Danuty" i innych żołnierzy walczących w tym starciu pokazuje z jaką determinacją polscy żołnierze bronili ojczyzny, mimo błędów popełnianych w sztabie. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!