Uwaga! Eksploracja opuszczonych, niezabezpieczonych miejsc wiąże się z ryzykiem i może stanowić zagrożenia dla życia lub zdrowia. Nie polecamy zwiedzania opisanych w artykule obiektów na własną rękę. Z miejscowości Olszowa w województwie opolskim kierujmy się gminną drogą na południe. Po kilkuset metrach, między drzewami można dostrzec leśny dukt, zabezpieczony jedynie znakiem "zakaz ruchu" Nadleśnictwa Strzelce Opolskie. Jeśli nieświadomy spacerowicz zdecyduje się na przechadzkę w tym miejscu, to po kolejnych kilkuset metrach z pewnością trafi na zupełnie nietypowe dla zwyczajnego lasu wysokie, ziemne nasypy. Właśnie znalazł się na terenie dawnego, 12. Dywizjonu Rakietowego Obrony Powietrznej. Zapomniana baza na Śląsku Jednostka wojskowa o numerze 1049 powstała w 1962 roku i przez dekady miała opinię tajnej oraz dobrze strzeżonej. Była jedną z kilku zbudowanych wówczas w Polsce baz, których podstawowym zadaniem była obrona powietrzna kraju. W razie wojny z NATO bazy te miały ochronić kluczowe dla państwa obiekty. W przypadku Olszowej chodziło o zabezpieczenie Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego, w tym Zakładów Azotowych "Kędzierzyn". Z jednostką kojarzona jest też Zimna Wódka. To leżąca nieopodal miejscowość, w której znajdowała się najbliższa stacja kolejowa, dlatego żołnierze często używali tej właśnie nazwy. Udało nam się dotrzeć do jednego z wojskowych, który odbywał tam służbę. - W jakimś sensie jednostka była tajna, ale też wywiad zawsze pracował. Cały Związek Radziecki, Układ Warszawski był dość mocno obserwowany przez satelity. Wiadomo, była zimna wojna - mówi nam Henryk Batycki, który do Olszowej trafił w 1976 roku. Służył jako radiotelegrafista, najpierw jako starszy szeregowy, później awansował do stopnia kaprala i na dowódcę radiostacji. Batycki wspomina, że baza była zamaskowana, podobnie jak znajdujące się w niej urządzenia, na które naciągano siatki maskujące. Ale wojskowi zasadniczej służby i tak znajdowali sposoby na kontakt z bliskimi. - Normalnie do żołnierzy przyjeżdżały rodziny. Do mnie dziewczyna. Naprawdę tajne to był radzieckie jednostki na zachodzie kraju, ale też nie do końca - opowiada z uśmiechem. Struktura bazy w Olszowej miała stanowić wyzwanie przede wszystkim dla kamer zachodnich satelitów. Znajdowała się tam broń, o skuteczności której Amerykanie boleśnie się przekonali. Rakietowa "Dźwina" Cofnijmy się nieco w czasie. W latach 50. Stany Zjednoczone opracowały samolot szpiegowski, który, latając na dużej wysokości, bezkarnie fotografował i zbierał informacje o terytorium Związku Radzieckiego. Do czasu. 1 maja 1960 roku amerykański pilot Gary Powers odbywał misję rozpoznawczą nad ZSRR w Lockheedzie U-2. Został zestrzelony w rejonie Swierdłowska, czyli dzisiejszego Jekaterynburga. Siła przeciążenia wyrzuciła go z samolotu, ale żołnierz uratował się dzięki spadochronowi. To był początek jego problemów. Rosjanie schwytali Powersa i oskarżyli o szpiegostwo. Skazali na więzienie. Niecałe dwa lata później Związek Radziecki zgodził się na wymianę i za pilota Amerykanie musieli zwrócić wolność złapanemu przez nich agentowi KGB. Mniej więcej w tym samym czasie kiedy doszło do wymiany, do Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej trafiły pierwsze systemy rakietowe S-75 "Dźwina". To właśnie ta broń zestrzeliła U-2 nad Swierdłowskiem. Masowy system obrony powietrznej Rosjanie prace nad S-75 rozpoczęli w latach 50. i był to pierwszy radziecki system obrony powietrznej stosowany masowo, który miał być odpowiedzią na nowe możliwości Amerykanów. 10-metrowe rakiety mogły razić cale na wysokości nawet 18 kilometrów, w promieniu 50 kilometrów od miejsca wystrzelenia. Przez lata "Dźwina" była uważana za wyjątkowo skuteczną. Rosjanie systemem chwalili się jeszcze w 2021 roku, kiedy rakieta S-75 podczas testów zestrzeliła drona w Syrii. Oprócz samych rakiet Rosjanie opracowali schemat wykorzystania, procedury i zaprojektowali bazy dla "Dźwiny" w taki sposób, by z jednej strony jednostki były jak najmniej widoczne z powietrza a z drugiej, by załogi mogły możliwie szybko wystrzelić rakiety w razie zagrożenia. Właśnie taka baza powstała w Olszowej. I rzeczywiście, przez lata była w stanie zestrzelić potencjalne niebezpieczny obiekt. - Były alarmy bojowe. Przeważnie to były ćwiczenia. Jednostka musiała być gotowa, więc w czasie alarmów wszystko było postawione w stan pełnej gotowości bojowej - mówi Interii Henryk Batycki. W najważniejszej części bazy znajdowały się stanowiska strzeleckie. Na planie okręgu rozmieszczono sześć punktów, w których znajdowały się wyrzutnie dla rakiet. W centralnej części były pomieszczenia dla załogi dyżurnej i miejsce ukrycia stacji naprowadzania rakiet SNR-75. Nieco dalej pracował radar P-12. Kiedy ogłaszano alarm, specjalnie przygotowana ciężarówka dostarczała rakiety do wyrzutni na stanowiskach startowych i broń była gotowa do użycia. Jednocześnie pracowały urządzenia radarowe o potężnej mocy. - W momencie alarmów uruchamiane były radary, które generowały duże promieniowanie. W lecie jeden z kolegów stwierdził, że się pójdzie opalać na słońcu, zaraz obok stacji radarowej. Po miesiącu wypadały mu włosy - wspomina Batycki. Olszowa. Zapomniana baza dzisiaj W opuszczonej jednostce w Olszowej wciąż można zobaczyć nasypy wokół stanowisk wyrzutni. Najciekawszym obiektem pozostaje centralna część obiektu, czyli maskowany obiekt załogi dyżurnej. Z zewnątrz to niepozorne garaże dla pojazdów z radarami i transportujących rakiety, ale dopiero wewnątrz kompleksu widać jak zaawansowany był to obiekt. Znajduje się tam tunel-schron oraz kilka pomieszczeń (w tym ambulatorium), w których pozostały framugi specjalnych drzwi oddzielających strefy ochronne, które mogły zostać zabezpieczone na przykład w razie skażenia. Na ścianach pozostały też instrukcje wojskowych procedur, wskazujące jak zachować się w przypadku kryzysowych sytuacji. Budynek znajduje się na terenie Lasów Państwowych i wejścia do niego są regularnie zamurowywane, choć na miejscu wyraźnie widać, że równie regularnie ktoś próbuje wchodzić do środka. Wokół strefy stanowisk wyrzutni wciąż można zobaczyć schrony i miejsca ukrycia dla załogi. To nie wszystko, bo 800 metrów dalej stoi stary magazyn rakiet. Kolejnym obiektem, który przetrwał i obecnie znajduje się na terenie prywatnym, jest ostatni z kilku budynków koszar. Inne zostały zburzone, tak jak znajdujące się kiedyś w pobliżu wojskowe garaże. Baza tuż przy autostradzie A4 W czasach PRL znajdujące się w Polsce bazy obrony powietrznej stopniowe przechodziły na rozwinięcie systemu "Dźwina" - nieco bardziej zaawansowany system "Wołchow". W końcu w latach 90. rozbudowana struktura obrony powietrznej została uznana za przestarzałą i kolejne dywizjony rozformowywano. Ten w Olszowej zakończył działalność w 1998 roku. W 2003 roku oddano do użytku pobliski odcinek autostrady A4. Choć pewnie wielu kierowców o tym nie wie, przejeżdżając tą trasą mijają starą strefę stanowisk wyrzutni w odległości zaledwie 400 metrów. Po 12 Dywizjonie Rakietowym Obrony Powietrznej zostały też wspomnienia żołnierzy. Henryk Batycki pamięta rosnące w okolicy drzewa owocowe i las, w którym nie brakowało grzybów. Jednostka nie była też wolna od popularnego w czasach PRL wojskowego powiedzenia "z prędkością światła, na wysokości lamperii", oznaczającego wykonywanie często absurdalnych poleceń. - Pamiętam jak miał do nas przyjechać generał z dywizji. W ciągu jednej nocy był odmalowany cały sztab. Na biało malowano wapnem brzegi chodników, żeby to ładnie wyglądało. Mieliśmy stare farby, więc to wszystko jeszcze schło przez dwa dni. Na szczęście w końcu przyjechał tylko podpułkownik - wspomina ze śmiechem nasz rozmówca. W cyklu "Historia w Interii" wspólnie poznajemy przeszłość już od roku. Dziękujemy, że jesteście z nami. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!