Jest północ, 25 sierpnia 1993 roku. Minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski odbiera nieoczekiwany telefon. Jeszcze bardziej nieoczekiwane są wieści, jakie do przekazania ma rozmówca. Po drugiej stronie szef gabinetu prezydenta Mieczysław Wachowski mówi o zakończonym właśnie spotkaniu Wałęsa-Jelcyn. Rozmowy, a właściwie - jak to później określił Skubiszewski - biesiada, odbywały się w należącym do wojska pałacu w podwarszawskim Helenowie. Wachowski stwierdził, że jest "pełna zgoda" przywódcy Rosji na przystąpienie Polski do NATO. Lech Wałęsa po długich, nocnych negocjacjach, wymógł to na Borysie Jelcynie. Problem w tym, że kiedy rosyjski prezydent przetrzeźwiał, a jego delegacja zorientowała się na co się zgodził, Rosjanie próbowali wszystko odwołać. Wałęsa postanowił, że nie odpuści. W ciągu kliku następnych godzin rozpocznie się właściwa gra o zgodę Moskwy na pełną integrację Warszawy z Zachodem. By wyjaśnić dlaczego była kluczowa akurat w tym momencie, musimy nieco się cofnąć. Trzy lata wcześniej Po częściowo wolnych wyborach Polska uniezależnia się Moskwy, zaczyna prowadzić własną politykę zagraniczną. Priorytetem staje się pełna niepodległość i aspiracje Warszawy do integracji ze światem zachodnim. Blok wschodni rozpada się, a Związek Radziecki, trawiony przez problemy gospodarcze i polityczne, z trudem utrzymuje kraj w ryzach. Jednak cały czas na terytorium państw Układu Warszawskiego stacjonują wojska radzieckie. Dopóki tam są, niepodległość tych państw nigdy nie będzie pełna. W lutym 1990 roku moskiewska "Prawda" publikuje oficjalne stanowisko rządu ZSRR o gotowości do wyprowadzenia swoich wojsk z Polski. Tu pojawia się problem, przez który, zdaniem ówczesnych władz w Warszawie, Polska musi czekać. Inną sprawą jest, na ile stanowisko z "Prawdy" było szczere. W Rosji z prawdą generalnie są problemy. Miesiąc później, w marcu, premier Tadeusz Mazowiecki udziela wywiadu francuskiemu "Le Monde". - Te sprawy są ze sobą połączone - odparł, kiedy zapytano go czy jest związek pomiędzy obecnością wojsk radzieckich nad Wisłą a nowym traktatem granicznym z Niemcami. Od razu nasuwają się skojarzenia znane z PRL, dla której gwarantem granicy na Odrze i Nysie był Związek Radziecki. Następnie w lipcu dochodzi do negocjacji w Paryżu. Udało się potwierdzić granicę, jednak jak zauważa profesor Antoni Dudek w "Historii politycznej Polski", "Polska odniosła sukces, ale był on czysto prestiżowy, bowiem żadna ze stron uczestniczących w konferencji, w tym także RFN, nie kwestionowała dotychczasowej linii granicznej". Tak czy inaczej, kwestia niemiecka była załatwiona. Warszawa podnosi głowę W ocenie Dudka rząd Mazowieckiego zachowywał się w sprawie wycofania wojsk radzieckich "pasywnie". A Kreml korzystał z tego i przeciągał sprawę. Do poważnego precedensu dochodzi jednak w styczniu 1991 roku. Wtedy konwój rosyjskich ciężarówek próbował przejechać z Niemiec do ZSRR bez uzgodnienia sprawy z polskimi władzami. Warszawa się postawiła i transport zablokowano. To był jasny sygnał dla Moskwy, że nie ma już kontroli nad terytorium pomiędzy Odrą a Bugiem. Następnie na przełomie czerwca i lipca ostatecznie rozpada się RWPG i Układ Warszawski. Mimo to, wojska radzieckie w Polsce jak były, tak są. Natomiast szczęśliwie dla Warszawy przepoczwarzający się w Rosję Związek Radziecki nie tylko nie rozwiązuje swoich problemów, ale i nie panuje nad powstawaniem nowych. W sierpniu dochodzi do puczu Janajewa, który kończy się osłabieniem władzy Gorbaczowa i wzrostem popularności Jelcyna. Wałęsa kontra Jelcyn Negocjacje w sprawie wyprowadzenia wojsk radzieckich z Polski stały się jednym z priorytetów Lecha Wałęsy i przedmiotem negocjacji podczas jego wizyty w Moskwie w maju 1992 roku. Nie sposób krótko wymienić wszystkich wątków tej delegacji. Historia tej podróży nadaje się na osobny, bardzo rozbudowany artykuł. Od sprawy polsko-rosyjskich firm, które miały być utworzone w byłych bazach radzieckich, po konflikt prezydenta Wałęsy z premierem Olszewskim. Ostatecznie Rosjanie zgodzili się na polskie postulaty. Wówczas pod naciskami rządu Olszewskiego Wałęsa wymógł korzystne dla Polski zapisy umowy - "Protokołu o uregulowaniu (...) spraw związanych z wycofaniem wojsk Federacji Rosyjskiej z terytorium Polski". Rosjanie zgodzili się, mimo że Polacy zmieniali warunki w trakcie gry. Dzięki temu rosyjskie przedsiębiorstwa nigdy w bazach nie powstały. Gdyby do tego doszło, najpewniej byłyby bazą dla rosyjskiej siatki szpiegowskiej. Negocjacje w Moskwie ujawniły nietypowy talent Wałęsy do negocjowania z Borysem Jelcynem. Porozumienie podpisano i rosyjscy żołnierze zaczęli opuszczać Polskę. Oficjalne pożegnanie zorganizowano 17 września 1993 roku. Symbolicznie, w rocznicę napaści Związku Radzieckiego na II Rzeczpospolitą. Ta sprawa była załatwiona. Teraz rozpoczęła się gra o przyszłość bezpieczeństwa Polski - akcesję do NATO. Pijana noc negocjacji Rok po wizycie Wałęsy w Moskwie, do Warszawy z rewizytą przybył Borys Jelcyn. Teraz możemy wrócić do nocy z 24 na 25 sierpnia 1993 roku. O tym co się wtedy działo, wiemy między innymi z wykładu jaki Krzysztof Skubiszewski wygłosił w marcu 2005 roku w Polskiej Radzie Biznesu w Warszawie. Tu warto zaznaczyć, że Skubiszewski był szefem MSZ przez cztery lata, co jak na polskiego polityka początku lat 90., jest okresem niezwykle długim. Był członkiem rządu Mazowieckiego, Bieleckiego, Olszewskiego i Suchockiej. Tak więc Jelcyn podczas nocnej "biesiady" w pełni zgodził się na przystąpienie Polski do NATO, a rano zgodę odwołał. Zgoda była ważna i potrzebna, ponieważ usprawniała proces akcesji i zmniejszała obawy Sojuszu o reakcję Moskwy na powiększenie struktury. Sama "biesiada" w protokole dyplomatycznym była wpisana dość enigmatycznie. Protokół, tajny zresztą, zawierał jedynie informację o "programie prywatnym". To, że Jelcyn zgodził się na więcej niż chciał, można uznać za pewne. W tym samym czasie co "biesiada", w innym miejscu trwała kolacja Skubiszewskiego z szefem MSZ Rosji Andriejem Kozyriewem. Również przy alkoholu. Rosjanin zademonstrował, że Polska powinna zachować równy dystans do NATO i Rosji. Pokazał to, "ustawiając kieliszki na stole w równej odległości od siebie". To był więc podstawowy postulat delegacji ze Wschodu. Wróćmy do Helenowa. Dzięki, nazwijmy to, zabiegom negocjacyjnym Wałęsy, do umowy, którą następnego zdania miał podpisać z Jelcynem, miało trafić zdanie, że akcesja Polski do NATO "nie jest sprzeczna z interesem Rosji". Teraz trzeba było wprowadzić to zdanie do protokołu. Krótko po północy wiceminister polskiego MSZ Iwo Byczewski zorganizował w tym celu spotkanie z Rosjanami. Uczestniczyli w nim moskiewski ambasador i doradca Jelcyna. Walka z czasem Tutaj negocjacje również trwały długo, ale Skubiszewski nie zdradza w jakich warunkach. Polakom udało się złamać opór Rosjan i do protokołu trafiło zdanie, że Jelcyn przyjmuje stanowisko Wałęsy "ze zrozumieniem" i "decyzja suwerennej Polski nie byłaby sprzeczna z procesem integracji ogólnoeuropejskiej, w tym z interesami Rosji". Kiedy dowiedział się o tym Kozyriew, stwierdził, że takie porozumienie jest niedopuszczalne. A czasu było coraz mniej, bo oficjalne powitanie Jelcyna w Belwederze miało rozpocząć się o dziewiątej rano. Potem przewidziano rozmowy przywódców i podpisanie dokumentu. Według programu, rozmowa miała trwać godzinę. Zanim się zaczęła, do Belwederu przyjechał Skubiszewski i powiedział Wałęsie jaki jest stan negocjacji. Stwierdził też, że może warto odpuścić, bo samo przedyskutowanie z Jelcynem kwestii NATO i tak daje podstawy do rozmów na ten temat z władzami Sojuszu. Wałęsa odparł, że nie warto. Miał powiedzieć, że jak Jelcyn raz dał zgodę, to zmiana zdania nie może być przez stronę polską przyjęta do wiadomości. Przyjechał Jelcyn. Temat NATO zdominował rozmowę i jak relacjonuje Skubiszewski, negocjacje "były burzliwe". Kozyriew zgadzał się tylko na oświadczenie, że prezydenci poruszyli temat. Wałęsa w swoim stylu przekonywał Jelcyna, że do tekstu musi wrócić zdanie, że akcesja "nie jest sprzeczna z interesami innych państw, w tym również Rosji". Wymęczony nocną "biesiadą" Borys Jelcyn zgodził się. Pojawił się nowy problem. Tekst porozumienia był już przygotowany i oprawiony. Skubiszewski słusznie obawiał się, że jeśli nowe zdanie nie trafi do protokołu, to pewnie nigdy już się tam nie znajdzie. Wymyślił więc coś, co jest niespotykane w stosunkach międzynarodowych. Nowe zdanie na dokumencie, przy świadkach i w świetle jupiterów, dopisał ręcznie. Jeden z członków rosyjskiej delegacji dopisał to samo zdanie po rosyjsku. Prezydenci złożyli autografy na dokumencie. Wałęsa osiągnął swój cel. Oczywiście, kiedy Jelcyn wrócił do Moskwy, natychmiast wymuszono na nim odwrócenie sytuacji. Ale w Warszawie leżał już podpisany dokument. Jelcyn skierował więc do przywódców zachodnich list, w którym stwierdził, że powiększenie Sojuszu nie jest najlepszym pomysłem i proponował układ gwarancyjny pomiędzy Rosją a NATO. Ale Wałęsa też nie czekał. Krótko po wizycie Jelcyna w Warszawie, wysłał list do sekretarza generalnego NATO. Argumentował w nim, że Polska jako kraj z uregulowanymi względem sąsiadów problemami, nie naraża Sojuszu na niebezpieczeństwo. Miał przecież dowód - podpisany przez Jelcyna dokument. Rosja w następnych latach coraz mocniej sprzeciwiała się rozszerzeniu NATO, ale Polacy nie zmarnowali szansy. Rozpoczął się cały proces coraz silniejszej integracji, który, przy zgodzie ponad politycznymi podziałami, ostatecznie dopięto w 1999 roku - akcesją Rzeczypospolitej Polskiej do NATO. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!