Zacznijmy od krótkiej historii poczty. Jeżeli dobrze się przyjrzeć, instytucja poczty na ziemiach polskich jest niemal tak stara, jak samo państwo. Już w czasach Bolesława Chrobrego funkcjonowały podwody - obowiązki komunikacyjne. Władca nakazał miastom organizację transportu zarządzeń i rozkazów, dzięki którym mógł kierować państwem. Później obowiązek ten rozszerzono na wsie. Za Kazimierza Wielkiego, w związku z powstaniem w Krakowie uniwersytetu, powstała poczta uniwersytecka, która dostarczała listy do Francji i Włoch. Zmieniło się to dopiero w XVI wieku. Do tego czasu osoby prywatne musiały wysyłać własnych posłańców lub korzystać z usług wędrowców czy kupców. Zygmunt August zmodernizował pocztę, nadał jej charakter instytucji, a gońcy nosili oficjalny strój z herbem królewskim. Co jednak najważniejsze, król zgodził się na przesyłanie prywatnych listów za opłatą. Wówczas powstało też stałe połączenie pocztowe Krakowa z Wenecją. List na tej trasie dostarczano w 10 dni. 100 lat później Rzeczpospolita doczekała się kolejnej pocztowej rewolucji. Władysław IV po raz pierwszy wprowadził podatek na utrzymanie instytucji. W czasach Sasów poczta zaczęła przynosić coraz większe zyski, ponieważ wprowadzono możliwość przesyłania nie tylko listów, ale też wartościowych towarów. Dziś nazwalibyśmy to usługą kurierską. Stanisław August Poniatowski przeprowadził kolejną reformę. Poczta zaczęła przewozić nie tylko paczki i listy, ale też pasażerów w specjalnych bryczkach. Jednocześnie wysyłanie listów stało się na tyle powszechne, że konieczne było wprowadzenie instrukcji właściwego adresowania przesyłek. Na początku XIX wieku na ziemiach polskich funkcjonowały liczne urzędy pocztowe, ale wzrost zainteresowania usługami - szczególnie przewozem osób, był na tyle duży, że prawo do transportu zyskiwali prywatni inwestorzy. W 1848 roku powstała Kolej Warszawsko-Wiedeńska i od razu, oprócz ludzi i towarów, zaczęła przewozić listy. W 1860 roku w zaborze rosyjskim po raz pierwszy wprowadzono znaczki pocztowe. XIX wiek był pionierski jeszcze z jednego powodu, nie tylko na ziemiach polskich, ale na całym świecie. Wynaleziono telegraf. Kropka, kreska i kabel Telegraf powstawał metodą prób i błędów. Przełomem okazał się telegraf elektryczny opracowany przez Charlesa Wheatstone'a i Williama Fothergilla Cooke'a. Jednocześnie nad podobnym urządzeniem pracował Samuel Morse, który opracował system prostszy, oparty na alfabecie Morse'a. Poszczególnym literom odpowiadała kombinacja popularnych "kropek i kresek", które można przedstawić za pomocą dźwięków, błysków światła albo impulsów elektrycznych. Dzięki telegrafowi te ostatnie "puszczano" przez kabel elektryczny. Odbiorca wiadomości, po odszyfrowaniu, otrzymywał wiadomość tekstową przesłaną z miejsca na drugim końcu kabla. To była rewolucja. W 1858 roku położono taki kabel na dnie Atlantyku, co kompletnie zmieniło komunikację pomiędzy Europą i USA. W kolejnych dekadach sieć telegrafów oplotła cały świat i wysyłanie wiadomości stało się błyskawiczne. Kabel po dnie Atlantyku położono już w 1858 r., a do 1871 r. Europa miała połączenie telegraficzne ze wszystkimi kontynentami. W 1918 roku Polska odzyskała niepodległość i tutaj historia tych cywilizacyjnych osiągnięć - poczty i telegrafu, zaczyna się splatać instytucjonalnie. Początkowo poczta w II Rzeczpospolitej miała bardzo wąski zakres usług, ale w z roku na rok przynosiła coraz poważniejsze zyski, co pozwalało na inwestycje. W 1928 powstało państwowe przedsiębiorstwo Polska Poczta, Telegraf i Telefon - pierwowzór współczesnej nam Poczty Polskiej. Zainteresowanych dokładnym obrazem komunikacji w 20-leciu międzywojennym warto odesłać do publikacji z 1939 roku - "XX-lecie komunikacji w Polsce odrodzonej". Znajduje się tam ponad 1000 fotografii z tego okresu z bardzo szczegółowym opisem działalności państwa polskiego w zakresie transportu i szeroko pojętej komunikacji. Współcześnie książka została wydana jako reprint przez wydawnictwo Księży Młyn. Tak więc poczta, telegraf i telefon na dobre zagościły w polskich warunkach w II RP, później przez cały okres Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i niemal dotrwały do naszych czasów. Niemal, bo telegraf stracił rację bytu. Telefonia natomiast przeszła kompletne przeobrażenie. Sprawdzamy, czy te wynalazki są dzisiaj jeszcze w jakikolwiek sposób dostępne. Świat bez telefonu Być może młodszym czytelnikom trudno to będzie sobie wyobrazić, ale kiedyś ludzie nie posiadali telefonów. Nie tylko przenośnych komórek, ale nie mieli również telefonów stacjonarnych - w domach. To akurat wyobrazić sobie łatwiej, bo od takich urządzeń coraz częściej się odchodzi. W każdym razie, by przekazać komuś wiadomość, trzeba było wysłać list, który po kilku dniach docierał do adresata. Można to było zrobić szybciej i wówczas rozwiązaniem był telegram. Technologia zmieniała się na przestrzeni lat, aparaty Morse'a wyparły dalekopisy, później także telefony. Jak to trafnie ujmuje na swojej stronie internetowej Muzeum Poczty i Telekomunikacji we Wrocławiu, telegram to był taki "analogowy SMS". By wysłać telegram, trzeba było pójść dla placówki pocztowej i wypełnić blankiet. Urzędnik nadawał wiadomość przez urządzenie lub telefonicznie do placówki w pobliżu adresata. Tam kolejny urzędnik wiadomość spisywał ręcznie, drukował z automatu albo naklejał wydruk z dalekopisu na blankiet, który ostatecznie doręczano adresatowi. Wiadomość zazwyczaj była krótka, bo początkowo płaciło się za każde słowo. W ostatnim okresie funkcjonowania telegramów realizowanych przez Pocztę Polską, w 2014 roku blankiet na 160 znaków kosztował 43 zł - jeśli miał być dostarczony w sześć godzin, 27 zł jeśli w osiem godzin i 16 zł kiedy czas doręczenia wynosił 36 godzin. Jak się nietrudno domyślić, taki system nie miał szans przetrwać w świecie internetu i błyskawicznych wiadomości w komunikatorach, których koszt jest niezauważalny. Ostatecznie Poczta Polska oceniła usługę jako nieopłacalną i zrezygnowała z niej 1 października 2018 roku. Gdyby ktoś jednak bardzo chciał telegram wysłać, wciąż może to zrobić, choć z powyższą definicją telegramu ma to niewiele wspólnego. W Polsce obecnie usługę świadczy prywatna firma, która zamiast urzędu pocztowego, korzysta ze strony internetowej. Procedura trwa dosłownie chwilę. W kolejnych okienkach wypełniamy dane adresata, nadawcy i treść wiadomości. Każde słowo, wliczając w to imię, nazwisko i adres, kosztuje 3 zł. Płatność jest internetowa. Zgodnie z deklaracją firmy, czas dostarczenia to maksymalnie trzy dni robocze i odbywa się za pośrednictwem poczty poleconej albo kurierskiej. W Interii wysłaliśmy taką wiadomość i sprawdziliśmy jak to finalnie wygląda. Otrzymujemy kartkę papieru, na której znajdują się dane adresata oraz wiadomość. Stare telegramy przypomina to jedynie przez czcionkę, podobną do maszynopisu. Budki telefoniczne nie istnieją. Prawie Zanim każdy z nas nosił w kieszeni telefon komórkowy, Polska była usiana budkami telefonicznymi - automatami z telefonem, w których za opłatą można było wykonać połączenie, płacąc początkowo monetami, później dzięki kartom telefonicznym. W 2000 roku na polskich ulicach budek było jeszcze prawie 100 tysięcy. Kilka lat wcześniej, w 1992 roku doszło do podziału znanego nam już przedsiębiorstwa Polska Poczta, Telegraf i Telefon. Wtedy też powstała współczesna Poczta Polska, która przejęła usługi pocztowe. Usługami telekomunikacyjnymi zajęła się natomiast Telekomunikacja Polska, która później w wyniku prywatyzacji przekształciła się w Orange. Z biegiem czasu, rozwojem telefonii komórkowej i internetu, budki przestały być opłacalne. W 2016 firma zapowiedziała likwidację wszystkich urządzeń, ostatnie miały pozostać jedynie w więzieniach i szpitalach. Na ulicy z budki telefonicznej już nie zadzwonimy. Dziś, jeżeli się pojawiają w takiej przestrzeni, pełnią okresowo funkcję turystyczną. Jeżeli jednak ktoś bardzo chce zadzwonić z publicznego aparatu, może to zrobić. W Warszawie przy ulicy Nieporęckiej 6 wisi na ścianie budynku żółty telefon. To w zasadzie instalacja artystyczna Konsulatu Praettigau - inicjatywy szwajcarskiego performera na warszawskiej Pradze. Sprawdziliśmy, telefon działa. Można z niego wykonać bezpłatne połączenie. Można też zadzwonić na ten konkretny aparat. Wówczas na żółtym telefonie zapala się czerwona lampka i odbieramy połączenie podnosząc słuchawkę. Numer to 22 749 17 74. Przez chwilę można poczuć się jak w czasach przed wynalezieniem internetu. Jakub Krzywiecki ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!