Opowieść o zorganizowanej rozrywce można rozpocząć jeszcze w czasach królów. Dawniej jednak rozrywce służyły nie specjalne urządzenia, a zwierzęta. Dokładniej - ich mordowanie. W XVIII wieku przy ulicy Chmielnej w Warszawie funkcjonowała tzw. szczwalnia. Na modę drezdeńskich Sasów ustawiono tam drewniany amfiteatr, gdzie urządzano walki. Ku uciesze gawiedzi szczuto na siebie przeróżne drapieżniki, od psów, przez wilki, po niedźwiedzie. Krwawa rozrywka funkcjonowała w stolicy przez kilkadziesiąt lat. Później rozrywki nad Wisłą dostarczały cyrki i obwoźne menażerie. Natomiast prawdziwe parki rozrywki powstały na początku XX wieku. Lew, krokodyl i kazuar, czyli kto jadł z ręki polskiego króla - czytaj pierwszy tekst z cyklu Historia w Interii! Pierwszy rollercoaster i afrykańska wioska Pierwszą kolejkę górską w granicach obecnej Polski zbudowano w Poznaniu, jeszcze w czasach rozbiorów. W 1911 roku miasto przez cztery miesiące było świadkiem Wschodnioniemieckiej Wystawy Przemysłu, Rzemiosła i Rolnictwa. Wielkie wydarzanie, które miało świadczyć o potędze i możliwościach gospodarczych Niemiec, było inicjatywą samego cesarza Wilhelma. Oprócz pawilonów poświęconych przemysłowi, były tam park służący wypoczynkowi i rozrywce. Można było wziąć udział w przejażdżce rollercoasterem "Tip of the Tips". Cała wystawa miała być "pigułką" cesarstwa, a przed kolejką zbudowano ozdoby w stylistyce gór Bawarii. Atrakcja był też określana jako "kolejka dolinowa". Lunapark był zlokalizowany w pobliżu wystawy poświęconej staremu Poznaniowi, z olbrzymią makietą miasta. Kilka kroków dalej zlokalizowano pokaz niemieckiego imperializmu. Na początku XX wieku cesarstwo czerpało korzyści z kolonii przede wszystkim w Afryce, między innymi na terenie dzisiejszego Togo, Kamerunu, Namibii czy Rwandy. By zaznaczyć obecność Niemiec na afrykańskim kontynencie, na poznańskiej wystawie zbudowano niewolniczą wioskę, gdzie ustawiono sztuczne palmy i szałasy, w których na stałe mieszkało kilkadziesiąt czarnoskórych osób. Takie wioski były wówczas popularne w Europie. Czerpiący korzyści z niewolnictwa Stary Kontynent podkreślał w ten sposób swoje panowanie nad koloniami. Na terenie dzisiejszej Polski podobne obiekty powstały też w Koszalinie i we Wrocławiu. W kontekście już zupełnie polskich parków rozrywki Wschodnioniemiecka Wystawa ma znacznie kluczowe. Jak zaznaczają w książce "Pewuka. Cud nad Wartą" Filip Czekała i Tomasz Mikszo, "posiadanie popruskiej infrastruktury zdecydowało, że w II Rzeczypospolitej Poznań wygrał bój o organizację targów z Warszawą i Lwowem". Poznań miasto doznań "Pewuka", czyli Powszechna Wystawa Krajowa. Powstała w 1929 roku i podobnie jak wcześniejszy, niemiecki odpowiednik, miała pokazywać osiągnięcia państwa. Tym razem chodziło jednak o odrodzoną po 123 latach zaborów Polskę. Po 10 latach funkcjonowania niepodległe państwo chciało się pochwalić swoimi osiągnięciami. Powodów do dumy było wiele, bo Polacy musieli poradzić sobie z połączeniem państwa zlepionego z ziem trzech zaborców. Od nowej waluty, przez ujednolicenie systemów miar, po połączenia infrastrukturalne. "Pewuka" była nowoczesna i reprezentacyjna. Miała być nie tylko powodem do dumy dla polskich obywateli, ale zadaniem wystawy było też wprawić w zachwyt przybyszów z zagranicy. Opisanie samej wystawy zasługuje na osobny artykuł, ale dość wspomnieć, że dla tej imprezy zorganizowano jedno z pierwszych w Polsce połączeń lotniczych. Koniec lat 20. Obyczaje stają się swobodniejsze, suknie bardziej obcisłe, a na drogach konia zaczął wypierać samochód. Ci, którzy przybyli na wystawę, mogli cieszyć się zabawą w pierwszym prawdziwym wesołym miasteczku w Polsce. Lunapark był bogato iluminowany i pracował po zmroku. Tutaj wieczorem przenosiło się życie towarzyskie poznańskich targów. Główną atrakcją była kolejka górska "Himalaya". Kiedy powstała była jednym z największych drewnianych rollercoasterów w Europie, a długość trasy sięgała dwóch kilometrów. By wsiąść do wagonika kolejki, trzeba było zapłacić za bilet 1 złoty. "Lekki spadek łagodny, znów wzniesienie i wtem... blisko dziesięciometrowa przepaść otwiera się przed nami. Spadamy. Z niewieścich ustek wyrywają się okrzyki przerażania" - relacjonował dziennikarz "Echa Tureckiego". Atrakcji w parku nie brakowało. "Pewuka" miała do zaoferowania karuzelę lotniczą, "jazdę do piekła", czyli namiot strachu, teatr iluzji, tor samochodowy, gdzie można było spróbować swoich sił za kierownicą opla, zjeżdżalnię wodną, a nawet coś w rodzaju symulatora jazdy pociągiem. "Kolejka przez Karpaty" oferowała imitację wagonu kolejowego, gdzie wyświetlano seans przedstawiający podróż pociągiem z Krakowa do Zakopanego. Oglądać też można było wioskę "afrykańsko-arabską", ale tutaj zwiedzających bawili specjalnie sprowadzeni i zatrudnieni aktorzy. Niezaprzeczalnie najpopularniejsza była jednak "Himalaya", z której w ciągu doby mogło skorzystać około 1500 osób. Rollercoastera z prawdziwego zdarzenia poznaniakom pozazdrościli mieszkańcy stolicy. "Pozwól sobie zawrócić w głowie" Na przełomie lat 20. i 30. swojej kolejki górskiej doczekała się Warszawa. Powstała na Pradze w lunaparku "Sto Pociech". Aspiracje przedwojennej stolicy Polski były olbrzymie, to i park rozrywki musiał spełniać amerykańskie standardy. Najwyższy punkt i wieża kolejki sięgały wysokości pięciu pięter. Warszawska prasa była zachwycona atrakcją. Kolejkę można zobaczyć w przedwojennym reportażu filmowym - "Niedziela w Warszawie". "Pozwól się bujać marzeniom o szczęściu. Pozwól sobie raz w niedzielę chociaż zawrócić w głowie" - mówi lektor na nagraniu, które przetrwało czas wojny. Można je zobaczyć nie tylko po to, by przyjrzeć się lunaparkowi. Zobaczymy tam nieistniejącą już Warszawę, na rok przed wybuchem II wojny światowej. Ten artykuł skomentujesz na Facebooku!