Mówimy o czasach końca XIV wieku, kiedy władzę nad Wisłą sprawowała dynastia Andegawenów, wówczas jeszcze w osobie Ludwika Węgierskiego. Król przebywał na Węgrzech, a w jego imieniu rządziła matka monarchy - Elżbieta Łokietkówa. W końcu jednak królowa musiała opuścić Polskę z racji wieku. Do zarządzania królestwem był potrzebny ktoś sprawny i oddany Ludwikowi. Król wezwał wiernych mu polskich magnatów i stworzył zespół wielkorządców: Dobiesława z Kurozwęk, Sędziwoja z Szubina, Jana Radlicę i Domarata z Pierzchna. "Nad nimi wszystkimi, jako ich przełożonego, coś w rodzaju wicekróla, postawił biskupa krakowskiego Zawiszę z Kurozwęk" - wyjaśnia w "Polsce Jagiellonów" historyk Paweł Jasienica. Było to w roku 1380. Łączenie urzędów kościelnych i świeckich było wówczas na porządku dziennym. Zawisza formalnie stał się vicarius regni poloniae - wikariuszem Królestwa Polskiego. Miał władzę pozwalającą mu powoływać ważniejszych urzędników, co wykorzystywał do własnych wybiegów politycznych. Ale z tej wielkiej władzy cieszył się jedynie nieco ponad rok. Polityczna wojna średniowiecznej Polski Naiwnie byłoby sądzić, że spory polityczne, kłótnie, zdrady i fortele są domeną wyłącznie współczesnych nam rządzących. Średniowiecze, kojarzące się przecież z rycerstwem, wartościami i moralną czystością bohaterów tamtych czasów, nie było wolne od polityki brudnej i twardej. Zanim dojdziemy do okoliczności śmierci Zawiszy, musimy cofnąć się o 10 lat. Zmarł wówczas ostatni z Piastów - Kazimierz Wielki. W Krakowie pojawiły się dwa stronnictwa. Pierwsze chciało nowego władcy z węgierskiej dynastii Andegawenów, drugie domagało się krajowego kandydata. Do drugiej grupy należał Janko z Czarnkowa, który w czasach kazimierzowskich sprawował urząd podkanclerzego, czyli wysokiego urzędnika królewskiego. Dziś nazwalibyśmy go ministrem. Kompetencje miał szerokie, od dyplomacji po sprawy wewnętrzne królestwa. Proces Janka z Czarnkowa Królem ostatecznie został Ludwik. Janko był bardzo niechętny Elżbiecie i wiemy to z jego kroniki, bo dziś urzędnik znany jest przede wszystkim jako kronikarz, który pozostawił po sobie dokładne opisy średniowiecznej polityki Polski. Zaraz po koronacji Ludwika doszło do poważnego incydentu - kradzieży insygniów królewskich. O przestępstwo obwiniono Janka, a oskarżycielem był nie kto inny jak Zawisza z Kurozwęk. Janko automatycznie stracił swój urząd i rozpoczął się proces sądowy. Były już podkanclerzy prawo znał dobrze i zażądał zasad talionis. Oznaczało to, że jeśli zarzuty okażą się nieprawdziwe, to kara spadnie na oskarżycieli. A w tym przypadku była to kara śmierci. W takiej sytuacji oskarżyciele zrezygnowali ze swojej skargi. Jednak Janko stojący w opozycji do nowej władzy, nie mógł odzyskać urzędu podkanclerzego. Stronnictwo Zawiszy w kolejnych procesach odebrało mu też część majątku i wygnało z kraju. Za to Janko na Zawiszy w pewnym sensie mści się do dzisiaj. Biskup, młynarzówna i wściekły ojciec Przewrotność dziejów sprawiła, że okoliczności śmierci Zawiszy z Kurozwęk opisuje kronika Janka z Czarnkowa. Pamiętając o ich konflikcie, trudno ocenić na ile wiernie. Janko o Zawiszy pisał bardzo krytycznie. Tak opisał moment, w którym jego polityczny konkurent otrzymał sakrę biskupią: "Przybywszy do Krakowa, nowy biskup wyłożył bardzo wielkie koszta na uroczyste odprawienie pierwszej mszy swojej, potem zaś, wiodąc dalej poprzednie życie bezwstydne i rozpustne, tak dalece cugle swawoli popuścił, że cielesnym rozkoszom, tak obrzydliwym u biskupa, oddawał się otwarcie bez żadnej powściągliwości. Koni cugowych, rzędów na nie i szat dla ubrania swego ciała miał mnóstwo nadzwyczajne, mówiono, że posiadał przeszło 70 koni" - podkreśla kronikarz. Ewidentna niechęć Janka do Zawiszy nie zmienia faktu, że jego średniowieczna kronika jest jedynym źródłem, które opowiada o ostatnich chwilach biskupa krakowskiego. Do tragicznego zdarzenia doszło latem 1381 roku, między Staszowem a Wiślicą. Zawisza zatrzymał się we wsi Dobrowoda, leżącej dziś w województwie świętokrzyskim. Znajdował się tam dwór biskupów krakowskich. Ponownie oddajmy głos Jankowi: "Opowiadają bowiem, że raz ujrzał w jakiejś wsi, do jego kościoła należącej, pewną pięknego lica córkę jakiegoś biedaka i zapragnął jej, lecz biedak, ojciec jej, będąc uczciwym człowiekiem, nie zgodził się na hańbę". Jasienica wyjaśnia, że dziewczyna z Dobrowody była córką miejscowego młynarza i ze względu na swoją podobno wyjątkową urodę, była w okolicy dosyć popularna. Biskup się nie zrażał i postanowił zakraść się do niewiasty w nocy. Spała na stogu siana. Zawisza przystawił do niego drabinę i zaczął się po niej wspinać. Przypomnijmy, że córki pilnował ojciec. Mężczyzna również ukrył się na stogu, ale Zawisza nie mógł o tym wiedzieć. Gdy biskup był już dosyć wysoko, "wtenczas ukryty z córką wieśniak zrzucił go razem z drabiną na dół. Od tego upadku, jak powiadają, biskup zapadł na chorobę" - twierdzi Janko z Czarnkowa. Jakie dokładnie obrażenia odniósł biskup krakowski? O tym kronika milczy. Wiadomo jednak, że chorował przez kilka miesięcy i ostatecznie zmarł w styczniu 1382 roku. Janko z Czarnkowa zmarł pięć lat później. Pozbawiony znaczenia politycznego, pod koniec życia zajmował się przede wszystkim pisaniem swojej kroniki. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!