Donald Tusk chce 1 października w Warszawie zgromadzić milion osób. Jeśli mu się uda, wydarzenie przejdzie do historii jako największe zgromadzenie polityczne w historii Polski. Teoretycznie lider PO pobił rekord już 4 czerwca, kiedy w stolicy zgromadził 500 tysięcy osób. Teoretycznie, bo takie dane podał warszawski ratusz, podległy wiceprzewodniczącemu PO - Rafałowi Trzaskowskiemu. Polska Agencja Prasowa powoływała się na źródła w policji, mówiące o 100-150 tysiącach uczestników. W niedzielę Tusk ma szanse rozwiać wątpliwości i pobić rekord. Nawet jeśli nie zgromadzi miliona osób, ale bezsprzecznie w stolicy będzie co najmniej 500-600 tysięcy ludzi, szef Platformy Obywatelskiej zajmie pierwsze miejsce w historycznym wyścigu o największy wiec w Polsce. Jeśli tak się stanie, Donald Tusk pokona Władysława Gomułkę. Rewolucja w rewolucyjnym bloku W okresie stalinizmu, między 1948 a 1954 rokiem, w Polsce wydano 400 tysięcy wyroków śmierci. Polska ludowa była wówczas państwem totalitarnym w jego najprostszej definicji. W 1953 roku umarł Stalin, trzy lata później Bolesław Bierut. W Związku Radzieckim władzę przejął Nikita Chruszczow. Do zmiany musiało dojść też nad Wisłą. Po wojnie Władysław Gomułka był ministrem ziem odzyskanych i kierował Polską Partią Robotniczą. Był przeciwnikiem stalinowskiego terroru. Uważał, że w Polsce socjalizmu nie można budować wyłącznie na strachu. Komunistą był jednak konsekwentnym, bo jak wskazuje Piotr Gajdziński w biografii "Gomułka. Dyktatura ciemniaków", w czasach jego pierwszych rządów wydano trzy tysiące wyroków śmierci. Gomułka zaczynał się jednak stawiać. Nie tylko w sprawach terroru, ale też np. kompetencjach Armii Radzieckiej w Polsce. Nie chciał, by Rosjanie mogli w Polsce dokonywać rewizji i aresztować ludzi. Sprawę określał mianem polskiej suwerenności. Tylko, że w tamtym czasie w Moskwie rządził Stalin. A jemu albo ktoś się podporządkowywał, albo znikał. W najlepszym przypadku tracił władzę, w najgorszym życie. W przypadku Gomułki nastąpił pierwszy przypadek. Najpierw Stalin przestał z Gomułką rozmawiać, korespondencję wysyłał do Bieruta. Potem biuro polityczne Komitetu Centralnego PPR odwołało go z funkcji sekretarza generalnego i na polskim, czerwonym tronie zasiadł Bierut. Następnie Gomułka stracił funkcje rządowe, a w 1951 roku został aresztowany. Bezpieka pilnowała go w rządowej willi, potem w szpitalu. Było śledztwo i zarzuty o szpiegostwo i zdradę. Kiedy umarł Stalin, rozpoczął się powolny proces rehabilitacji Gomułki. Kierownictwo PZPR proponowało mu nawet tekę premiera. Ale on nie chciał. Chciał wrócić do władzy tylko w charakterze wodza. Czas mu sprzyjał. W Związku Radzieckim zmieniła się koniunktura, Chruszczow krytykował stalinizm, więc i w Polsce na przedstawicieli tego systemu padł blady strach. W końcu, w marcu 1956 Bierut pojechał do Moskwy. Wrócił w trumnie. Jego nagła śmierć do dzisiaj jest źródłem wielu domysłów. Władzę w Polsce na krótko przejął Edward Ochab. Do Biura Politycznego KC - teraz już PZPR, wrócił Gomułka. I powtarzał mniej więcej to samo, co przed aresztowaniem, że terror nie jest żadnym rozwiązaniem. Jego popularność rosła. W październiku 1956 roku, w warunkach niepokojów społecznych, Gomułka ponownie zasiadł na tronie partii. Kocioł rewolucji A niepokoje były poważne. Socjalizm w Polsce przeżywał wtedy swój najgłębszy kryzys od czasu przejęcia władzy przez komunistów. Ludzie w pamięci mieli to, co wydarzyło się czerwcu w Poznaniu. Tam aparat partyjny dbał o siebie, nie o robotników. Kiedy robotnicy zaprotestowali, otworzono ogień. Zginęło ponad 50 osób. Polska wrzała, mówiło się o interwencji radzieckiej. Ochab poleciał do Pekinu, by wywrzeć presję na Moskwę i nie doprowadzić do kolejnego rozlewu krwi. Chruszczow chciał zachować blok wschodni. Wybierał rozwiązania siłowe. Tak się stało na Węgrzech, gdzie przeciwko komunistom wybuchło powstanie. Interweniowała Armia Radziecka i zginęło około 2500 Węgrów. W październiku 1956 roku do polski przyleciał Chruszczow. W polskim komitecie powitalnym jest już Gomułka. Radziecki gensek wysiadł z samolotu, zobaczył Polaków, skręcił i najpierw przywitał się z radzieckimi generałami. Rozmowy, które potem odbyły się w Belwederze, były trudne i nerwowe. Gomułka chciał ograniczenia roli Armii Radzieckiej w Polsce i normlanych relacji handlowych w sprawie polskiego węgla. Ochab później powiedział o tych negocjacjach "dziad swoje, baba swoje". Chruszczow groził interwencją radziecką w Polsce. Rzeczywiście, w tym czasie Armia Radziecka wyjechała z garnizonów i kierowała się w stronę Warszawy. Radziecki i polski marszałek oraz minister obrony nadany Polsce przez Kreml - Konstanty Rokossowski tłumaczył, że to manewry. Nikt mu specjalnie nie wierzył. Gomułka został wybrany nowym I sekretarzem PZPR 21 października. Do nowego Biura Politycznego nie wybrano Rokossowskiego. Potem Gomułka odebrał mu ministerstwo obrony i grzecznie podziękował za współpracę. Rokossowski zdecydował się wyjechać z Polski, a wraz z nim 500 Rosjan, którzy pełnili funkcje w polskich strukturach wojskowych. 24 października Gomułka miał przemówić do Polaków. Warszawski komitet PZPR zorganizował wiec na placu Defilad. Nowy I sekretarz tego wiecu nie chciał. Wiedział, że w Polsce są potężne nastroje antyradzieckie, że Armia Radziecka na drogach, że może dojść do rozruchów. Dojść do powstania, które właśnie rozpoczęło się na Węgrzech. Dokładnie tamten wiec opisał Gajdziński, na podstawie relacji Stefana Staszewskiego - szefa warszawskiego komitetu PZRP. Gomułka był aresztowany, wrócił. Stawiał się Związkowi Radzieckiemu, wrócił. Teraz ludzie widzieli w nim obietnicę zmian. Sukces mimo woli Po godzinie 15:00 Gomułka idzie do trybuny. Szybko, nie uśmiecha się. Trzyma bukiet czerwonych goździków, jest ubrany w jasny prochowiec. Staje na trybunie i widzi przed sobą morze ludzi. Olbrzymi plac Defilad jest wypełniony po brzegi. Ludzie wchodzą na pomniki i latarnie, trzymają biało-czerwone flagi. Co do frekwencji dane są różne. Najczęściej podaje się liczbę 400 tysięcy, choć część szacunków wskazuje, że istotnie było tam pół miliona ludzi. Liczby nie są przekłamane. Gomułce na tej frekwencji nie zależało, wręcz przeciwnie. Władzę w partii już miał. Wiec był mu niepotrzebny, zaogniał sytuację. Był efektem kuli śniegowej, która rozpędza się i staje się coraz większa. Gomułka na tym etapie chciał tę kulę zatrzymać, nie prowokować Moskwy. Zaczął przemawiać. Mówił o "bolesnych rozczarowaniach" ostatnich lat, o nowej współpracy z Rosjanami opartej na "leninowskich" zasadach. O wrogich siłach i o nierozerwalnej więzi partii z klasą robotniczą. Ludzie oczekiwali więcej, Gomułka to czuł i się denerwował. W końcu ludzie zaczęli skandować nazwisko Wyszyńskiego, który wtedy był jeszcze internowany (kardynał wolność odzyskał kilka dni później). Gomułka nakazał rozwiązać zgromadzenie, nie poszedł do ludzi, uciekł przez Pałac Kultury i od strony Sali Kongresowej i odjechał do siedziby partii. Tłum zaczął się rozchodzić, ale część osób pomaszerowała na ambasadę radziecką. Tam zatrzymał ich kordon KBW. Gomułka siedział przy telefonie i co chwilę oczekiwał raportów co się dzieje. Ostatecznie, z każdą kolejną godziną emocje opadały. Następnie w połowie listopada Gomułka pojechał do Moskwy. Załatwił sprawę z węglem i z Armią Radziecką. Chruszczow po doświadczeniach z Węgrami nie chciał otwierać kolejnego frontu. Kiedy Gomułka wracał do Polski, witały go tłumy. Koło Supraśla ludzie nawet zatrzymali wiozący go pociąg, by powitać nowego przywódcę. Rozpoczął się nowy rozdział historii PRL. Siermiężne lata 60. pokazały, że był dalece inny, niż oczekiwania z 1956 roku. Ale zdecydowanie był to czas odejścia od stalinowskiego terroru, ograniczenia aparatu partyjnego i przede wszystkim większej swobody w relacjach z Moskwą. Na fali tych emocji Gomułka 24 października, w zasadzie niechcący, zbudował poparcie i wiec, które było największym zgromadzeniem politycznym w polskiej historii. Takich tłumów jak w 1956, nie zgromadził nawet Józef Piłsudski w 1918 roku, kiedy Polska odzyskiwała niepodległość. Gomułka przemawiał na placu Defilad, który znacznie trudniej zapełnić niż warszawski plac Zamkowy, gdzie Tusk miał swoje wystąpienie 4 czerwca. Ponadto Warszawa liczyła wtedy nieco ponad milion mieszkańców, a nie tak jak teraz - prawie dwa. To pokazuje jaką determinacją wykazali się uczestnicy wiecu. W niedzielę okaże się, na jaką determinację może liczyć Tusk. Jeżeli uda mu się pokonać Gomułkę, to historia uczy, że wielkim wiecom w Polsce najczęściej towarzyszyła wielka zmiana. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!