Fortyfikacje dostrzeżemy podczas letniego spaceru. Do bunkrów stanowisk ogniowych można dostać się od strony Redłowa albo bezpośrednio z plaży. Pas umocnień ciągnie się pomiędzy gdyńskimi wejściami nr 12-14 i najlepiej skorzystać z pierwszego. Stroma ścieżka doprowadzi nas prosto do dział. Po drodze miniemy też pozostałości umocnień - transzei. Oprócz nich miejsce było zabezpieczone gniazdami ciężkich karabinów maszynowych. Wszystko zbudowane tak, by redłowski klif mógł bronić się nawet wtedy, gdy wróg dokona desantu na plaży. Na szczycie klifu znajdują się dziś trzy z czterech zbudowanych stanowisk ogniowych. W "Historii w Interii" opowiadamy co dziś można zobaczyć w tym miejscu oraz co stało się z jedynym, niedostępnym bunkrem. Nowe czasy, nowy wróg Artyleria nadbrzeżna w Polsce kojarzy się przede wszystkim z baterią na Helu, która w 1939 roku ostrzeliwała niemieckie okręty. Znaczenie takich fortyfikacji dostrzeżono również po wojnie, kiedy podjęto decyzję, by zbudować nowe umocnienia. Cel był taki sam - jeżeli wrogie okręty zbliżą się do portów, ostrzeliwać je do skutku. W PRL program obrony wybrzeża trzeba było jednak przeprowadzić na zdecydowanie większą skalę, bo i długość polskiej linii brzegowej zwiększyła się z około 150, do ponad 500 kilometrów. Od Międzyzdrojów do ujścia Wisły zbudowano więc kilkanaście baterii artylerii. Prace trwały 10 lat, do 1957 roku. Stanowiska ogniowe w Redłowie - 11 Bateria Artylerii Stałej, powstała jako jedna z pierwszych. Konstrukcję rozpoczęto w czerwcu 1947 roku. Na klifie ustawiono cztery armaty morskie kalibru 130 mm. Dokładnie takie same montowano na radzieckich okrętach. Pod każdą znajduje się betonowy bunkier, w którym kiedyś przechowywano amunicję. Nad armatami były rozpięte siatki maskujące, tak by wrogie lotnictwo nie mogło zlokalizować celu. Oprócz tego na klifie powstała wieża artyleryjska do kierowania ogniem, awaryjna elektrownia, magazyn amunicji i wspomniane już stanowiska broni maszynowej. Część tych obiektów znajduje się na ogrodzonym terenie wojskowym, dlatego dzisiaj zobaczyć można przede wszystkim trzy główne stanowiska ogniowe. ZOBACZ: Smutny koniec wielkiego Paryża. Polska marynarka mogła mieć pancernik Na redłowskim klifie ustawiono cztery działa, ale jedno z nich osunęło się w latach 80. Betonowy bunkier, który "zjechał" ze wzniesienia, również można zobaczyć, choć trzeba się do niego przedrzeć przez las - nie prowadzi do niego trasa turystyczna. Nowe życie starych armat W czasach swojej świetności redłowski kompleks obsługiwało ponad 70 żołnierzy. Jednak z każdą kolejną dekadą ich praca stawała się coraz bardziej bezsensowna. W technice wojskowej i taktyce walki na morzu zaczęto się skupiać przede wszystkim na artylerii rakietowej i w połowie lat 70. redłowską jednostkę rozformowano. Kiedy wojsko opuściło bunkry, o działa nie miał kto dbać, więc niszczały z każdym kolejnym rokiem. Fortyfikacje stały się ukrytym w lesie miejscem imprez oraz "poligonem" dla popisów wandali, którzy bunkry i armaty zaczęli "ozdabiać" często wulgarnymi napisami i rysunkami. Mimo to, 11 Bateria Artylerii Stałej pozostawała najlepiej zachowanym obiektem tego typu w kraju. W 2005 roku dzięki staraniom entuzjastów podjęto działania renowacyjne. Wspólnymi siłami Stowarzyszenia Ochrony Fortyfikacji REDUTA i Pomorskiego Forum Eksploracyjnego udało się odnowić artylerię. Później prace kontynuowano dzięki współpracy Rady Dzielnicy Redłowo, gdyńskiego magistratu i Marynarki Wojennej RP. Dziś działa są ogólnodostępne, choć niestety wciąż pojawiają się na nich sprośne ozdoby. Aktualnie armaty są wyczyszczone, więc warto je zobaczyć, zanim ktoś ponownie będzie chciał popisać się na nich swoją twórczością.