Austria wstrzymuje ratyfikację umowy CETA
Austriacki prezydent Alexander van der Bellen poinformował, że nie podpisze umowy CETA przed wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie jej zgodności z unijnym prawem.
"Istnieją wątpliwości, czy zawarte w umowie trybunały arbitrażowe są zgodne z prawem UE. Jeśli Trybunał Sprawiedliwości UE orzeknie, iż CETA jest zgodna z unijnymi zasadami, natychmiast podpiszę porozumienie" - oznajmił prezydent Austrii.
"Nie była to łatwa decyzja. Z jednej strony należy respektować decyzje Rady Narodowej i Bundesratu, z drugiej strony należy uszanować analizę i późniejszą decyzję TSUE" - dodał.
Tym samym Alexander van der Bellen popsuł szyki rządzącej większości, która dążyła do szybkiej ratyfikacji CETA.
- Decyzja prezydenta Van der Bellena jest odpowiedzią na oczekiwania zarówno austriackich rolników, związkowców, jak i konsumentek i konsumentów, którzy zdecydowanie sprzeciwiali się umowie. Zostali oni dosyć nieprzyjemnie zaskoczeni przez rządzącą koalicję prawicowych populistów, którzy najpierw w czasie kampanii wyborczej stanowczo protestowali przeciw CETA, a po objęciu władzy ją poparli. Decyzja ta jest prawnie wiążąca, to znaczy, że zahamowuje proces ratyfikacji w Austrii - komentuje dla Interii Maria Świetlik, ekspertka ds. umów o wolnym handlu, prowadząca kampanię Stop CETA/TTIP.
Austria nie uzna więc porozumienia, dopóki na temat umowy nie wypowie się Trybunał Sprawiedliwości UE.
O zbadanie zgodności CETA z unijnym prawem zwróciła się do Trybunału Belgia. Uczyniono tak, by obłaskawić belgijską Walonię, która długo blokowała podpisanie umowy na szczycie UE-Kanada w 2016 roku.
Przypomnijmy, że CETA (Kompleksowa Umowa Gospodarczo-Handlowa) to umowa o wolnym handlu między Unią Europejską a Kanadą.
CETA weszła w życie w 2017 roku, ale tylko częściowo. Zniesione zostały bariery celne, jednak część inwestycyjna zostanie uruchomiona dopiero po ratyfikacji umowy przez państwa członkowskie.
To właśnie część inwestycyjna budzi największe kontrowersje. Porozumienie zawiera bowiem mechanizm ICS (Investment Court System), służący do rozstrzygania sporów między inwestorem a państwem. Problem w tym, że taki trybunał arbitrażowy całkowicie pomija sądownictwo danego kraju. Pojawiają się obawy, że ICS będzie służył interesom koncernów i zagrozi suwerenności państw.
Trybunał Sprawiedliwości UE w marcu orzekł, że sądy arbitrażowe przewidziane w dwustronnych umowach handlowych (BIT) są niezgodne z prawem unijnym.
Trybunał wskazywał, że spory między unijnym państwem a inwestorem z innego unijnego państwa muszą być rozstrzygane zgodnie z unijnym prawem, przed unijnymi sądami.
Arbitraż przewidziany w umowach BIT, według trybunału, pomija zarówno prawodawstwo, jak i sądownictwo państw członkowskich.
Sąd polubowny nie jest sądem jednego z państw członkowskich - podkreślał trybunał.
Organizacje obywatelskie, które w całej Europie protestowały przeciwko CETA, liczą, że Trybunał również w przypadku umowy unijno-kanadyjskiej podejmie analogiczny tok rozumowania.
- Decyzja, której można oczekiwać późną jesienią, jeśli będzie negatywna, oznaczałaby konieczność renegocjacji całej umowy. Byłby to niewątpliwy sukces ruchu domagającego się bardziej demokratycznej i zrównoważonej polityki handlowej - uważa Maria Świetlik.
Jak dotąd dziewięć państw UE ratyfikowało porozumienie: Chorwacja, Czechy, Dania, Estonia, Litwa, Łotwa, Malta, Portugalia i Hiszpania.
Polska jeszcze nie zdecydowała się na taki krok (umowę musi ratyfikować parlament), ale na forum UE opowiadała się za jej przyjęciem.
- Dla wielu władz krajowych to trudny temat, bo zdają sobie sprawę, że istnieje silny społeczny sprzeciw wobec zwiększania przywilejów dla korporacji. Dla nich decyzja prezydenta Austrii może być podpowiedzią, jak wybrnąć z sytuacji. Podobnie zresztą postanowiły już wcześniej władze Holandii - wskazuje nasza rozmówczyni.
O losach umowy zadecyduje więc trybunał z siedzibą w Luksemburgu, który ponownie zmierzy się z pytaniem, czy pozywanie państw przez koncerny do sądów arbitrażowych jest legalne w myśl prawa unijnego. O ile wewnątrz UE - jak się okazało - nie jest, o tyle ma pewności, jak zostanie to zinterpretowane w przypadku relacji transatlantyckich.