Benjamin Netanjahu gra w swoją grę i zapowiada odwet na Iranie w związku z atakiem tego kraju na Izrael. Czy to wszystko może doprowadzić do jeszcze szerszego konfliktu, który rozleje się na zdecydowanie więcej państw? Czy szef izraelskiego rządu wie, dokąd zmierzają jego działania? - Izrael jest krajem, który się bardzo zmienił w ostatnich latach. Oczywiście jest też w traumie i szoku po październiku 2023 roku. Mimo to w ostatnich dekadach bardzo mocno skręcił na prawo. Zaszły tam zmiany demograficzne: jest duży napływ ludności z krajów byłego ZSRR i jest duży przyrost naturalny w grupie ortodoksyjnych Żydów. To wszystko wpływa na wyniki wyborów i na przesunięcie centrum na prawo - mówi Interii prof. Łukasz Fyderek z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Mamy też element jednostki w polityce, czyli Benjamina Netanjahu, bardzo sprawnego, populistycznego polityka. On potrafi zrobić wszystko - przesunąć się na prawo, lewo, w górę lub w dół. Wszystko po to, by utrzymać władzę - dodaje prof. Fyderek. Benjamin Netanjahu "za wszelką cenę chce utrzymać władzę" Netanjahu jest głównym aktorem na militarnej scenie Bliskiego Wschodu. Każda decyzja Izraela jest szeroko dyskutowana w regionie. I w zasadzie każda decyzja Netanjahu niesie za sobą konsekwencje dla całego regionu. - To ryzyko dla demokracji mieć polityka, który nie może stracić władzy. Dla niego stawka jest wysoka, bo może pójść do więzienia. W zeszłym roku rząd Netanjahu suflował reformy, które szły w kierunku rozmontowania demokratycznego systemu równoważenia i kontroli. Były protesty. A Netanjahu za wszelką cenę chce utrzymać władzę - podkreśla rozmówca Interii. - To jest wytrawny polityk, ale też dość skorumpowany, sądząc po zarzutach, które na nim ciążą. Najbardziej niebezpieczne dla Izraela jest to, że to polityk stojący pod ścianą lub w narożniku. On nie ma gdzie zrobić kroku do tyłu. To niebezpieczne dla demokracji, która jest położona w takim miejscu na mapie. Decyzje podejmowane obecnie przez rząd izraelski nie są najlepsze dla państwa Izrael, właśnie z uwagi na krótkowzroczność, brak planu politycznego wobec Palestyny, otwieranie nowych frontów mimo niezamknięcia poprzednich. Tu jest lekcja, przestroga płynąca z przypadku Izraela także dla innych krajów - mówi Interii prof. Fyderek. Po co Netanjahu dzwonił do Putina? Netanjahu jest o tyle sprytnym graczem, że mimo tego, że największym sojusznikiem Izraela są Stany Zjednoczone, nie przeszkadzało mu to szukać kontaktu do Władimira Putina. Jak donosiły irańskie media - choć te informacje są niepotwierdzone - chciał przed atakiem na Liban rozmawiać z prezydentem Rosji. Po co dzwonił do Putina? - Może chodzić o relacje trójstronne Moskwa-Teheran-Tel Awiw. Rosja spozycjonowała się na miejscu, w którym Iran i Izrael zabiegają o względy Rosji. A przynajmniej o życzliwą neutralność - uważa prof. Fyderek. Czego Netanjahu może oczekiwać od Putina? Libański Hezbollah jest wspierany przez Iran. Po drodze są dwa kraje: Irak i Syria. - Wszelkie dostawy na linii Liban-Iran odbywają się przez te dwa kraje. Syria jest pogrążona w wojnie domowej, a to inna tragedia, do której się niestety przyzwyczailiśmy. Połowa ludności Syrii jest wysiedlona. Miała 24 mln mieszkańców przed wojną, a dziś 12 mln to uchodźcy. Reżim syryjski jest podtrzymywany przez Rosję i Iran. Izrael więc chciałby, by Rosja choćby nie używała w Syrii swojej obrony przeciwlotniczej. Tu jest przestrzeń do rozmowy Izraela z Rosją, bo ta kontroluje ważnego sąsiada - uważa nasz rozmówca. Jak dodaje, choć Izrael nie kontaktuje się z Iranem, Netanjahu mógł wysłać jakiś sygnał przed atakiem na Liban. - Są niepotwierdzone informacje, że przed atakiem wysłał taki sygnał - być może przez Rosję, a być może innymi kanałami. Oman i Katar to są kraje, które zwykle służą do takiego kontaktu - zauważa prof. Fyderek. Benjamin Netanjahu a wybory w USA Tymczasem równie ciekawa jest gra Netanjahu na polu nie tylko przeciwników, ale też największego sojusznika. Wybory w Stanach Zjednoczonych zbliżają się wielkimi krokami i również od nich może zależeć przyszłość izraelskiego premiera. Jego sympatie są znane od dawna. - Dla Netanjahu byłoby znacznie lepiej, gdyby wygrał Trump. Co więcej, istnieje szkoła myślenia, że Netanjahu robi wszystko, żeby wygrał Trump - mówi nam prof. Fyderek. - To nie jest tak jak w starych układach sojuszniczych, że pies, czyli duże państwo, machał ogonem, czyli małym państwem. Nie, w tym przypadku mamy ogon, który macha psem. Mamy małego sojusznika, który wpływa na politykę dużego. Netanjahu niemal otwarcie krytykuje Bidena, zachowuje się wręcz momentami impertynencko. Netanjahu ignoruje Bidena, ignoruje Stany Zjednoczone. Kiedyś to było nie do pomyślenia - przypomina prof. Fyderek. Wskazuje też, jak każdy głos w amerykańskich wyborach może mieć znaczenie dla dalszego układu sił na arenie międzynarodowej. - Co może wpłynąć na wybory w USA? Stany swingujące. To Pensylwania, Michigan i Wisconsin. Mamy tam niemałą grupę Amerykanów arabskiego pochodzenia, a w szczególności libańskiego. Mogą więc głosować na demokratów albo zostać w domu. Jeśli Amerykanie libańskiego pochodzenia widzą, że gabinet Bidena nic nie robi, a rozwija się inwazja na ich kraj, to zostaną w domu. A to może być kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy głosów na miarę zwycięstwa - uważa nasz rozmówca. Po wyborach w USA jednocześnie okaże się, czy polityka amerykańska na równi będzie wspierać Ukrainę w wojnie z Rosją czy może przeniesie się dalej na wschód. - Dopiero okaże się, czy Stany Zjednoczone nie będą musiały mocniej zaangażować się po stronie Izraela. Wszystko ze sobą oddziałowuje. Potraktowanie Zełenskiego przez Trumpa było złym prognostykiem dla Ukrainy. Wydaje się, że Trump zaczyna szukać wyborców w gronach nastawionych antyukraińsko. Dla Zełenskiego lepiej byłoby, żeby wygrała Harris - dodaje prof. Fyderek. Dawid Serafin, Łukasz Szpyrka Chcesz porozmawiać z autorami? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl; lukasz.szpyrka@firma.interia.pl