Doradcą, który miał wykorzystać Migalskiego do odwrócenia uwagi od niewygodnej dla rządu podwyżki podatków, był rzekomo Eryk Mistewicz. Napisanie listu do Jarosława Kaczyńskiego miało "zamydlić oczy" opinii publicznej. - Migalski odegrał w tym spektaklu rolę pożytecznego idioty, jak powiedziałby Włodzimierz Lenin - twierdzi jeden z ważnych polityków PiS. Gdy tylko pojawiła się ta hipoteza, współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego szybko wyłowili z mediów wypowiedzi, w których Mistewicz wypowiadał się pochlebnie o Migalskim. Cytaty miały być dowodem na związki doradcy PO i Migalskiego. To właśnie ta hipoteza miała mieć decydujący wpływ na wykluczenie posła z delegacji PiS w Europarlamencie - wynika z informacji "Wprost". Co na to Migalski? Wie, że krąży pogłoska o jego znajomości z Mistewiczem. Sam jednak dementuje te plotki, argumentując, że z doradcą PO "wymieniał tylko złośliwe SMS-y" i że jest z nim na "pan". - Mój pech polega na tym, że umówiłem się z nim kiedyś na kawę w miejscu, w którym widzieli nas koledzy z PiS. To cała tajemnica - mówi "Wprost" Migalski.