Podobno już sam twórca penicyliny Aleksander Fleming przewidział, że wynaleziona przez niego medyczna broń przestanie być skuteczna, gdy będzie zbyt często używana. Polacy znajdują się w czołówce europejskich społeczeństw zażywających najwięcej tych medykamentów, które powinny być stosowane w ostateczności. - Nie dysponujemy danymi za ubiegły rok, ale Polacy, pod względem konsumpcji antybiotyków, zajmują w ostatnich latach miejsca między piątym a siódmym - podaje dr Paweł Grzesiowski, mikrobiolog. Antybiotyki należą do leków najczęściej przepisywanych przez lekarzy. Sami pacjenci na to naciskają - chcą, by lek jak najszybciej postawił ich na nogi. O tym, że chorzy próbują na nich w taki sposób wpływać przyznaje aż 80 proc. lekarzy. Lekkomyślne stosowanie antybiotyków może spowodować, że wtedy, kiedy naprawdę będą potrzebne, okażą się nieskuteczne. Niebezpieczne bakterie atakują - Istnieje dramatyczna groźba, że nie poradzimy sobie niedługo z leczeniem. Niedawno pojawiła się w Polsce jedna z najgroźniejszych pod względem mechanizmu oporności bakterii. Mówimy o oporności na niemal wszystkie leki, z wyjątkiem może dwóch o suboptymalnych parametrach, co do których skuteczności mamy mało danych klinicznych - mówi "Tygodnikowi Solidarność" profesor Waleria Hryniewicz z Narodowego Instytutu Leków - To sytuacja, która upoważnia do myślenia raczej z pesymizmem o przyszłości leczenia zakażeń. Niebezpieczna bakteria otoczkowa, o której mówi profesor Hryniewicz, bytuje w przewodzie pokarmowym i jest szczególnie groźna dla małych dzieci. - Wywołuje zapalenia płuc, zakażenia dróg moczowych, posocznice. To bardzo niebezpieczna bakteria, która spowodowała już powstanie u nas małych ognisk epidemicznych. To jedna z najgorszych wiadomości ostatnich miesięcy - ostrzega profesor Hryniewicz. - Do tego dochodzą bardzo groźne wielooporne gronkowce, pałeczki jelitowe i pałeczki ropy błękitnej. To bakterie powodujące m.in. respiratorowe zapalenie płuc, groźne w mukowiscydozie. Praktycznie nie ma już antybiotyku, na który nie wytworzyłaby się oporność bakterii. Winę za ten stan rzeczy ponoszą ci, którzy w ostatnich latach nadużywali antybiotyków. Także dziś, wiele osób nawet przy lekkich zapaleniach gardła i oskrzeli sięga po te specyfiki. Usprawiedliwiają się, myśląc, że nie mogą pozwolić sobie na długie chorowanie. Niestety, ma to swoje groźne konsekwencje. Powstają całe klony bakterii opornych na antybiotyki. Bakterie to inteligentne jednokomórkowce, które potrafią mutować nawet bez konieczności przebywania w danym organizmie. Antybiotyków zdecydowanie nadużywamy, a co gorsza robimy to zupełnie nieracjonalnie. - Około 70-80 proc. zakażeń dróg oddechowych, zwłaszcza górnych dróg oddechowych, czyli infekcje gardła, nosa, a nawet oskrzeli czy krtani wywoływane są przez wirusy. I antybiotyk na to nie zadziała - podkreśla profesor Stefania Giedrys-Kalemba z Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie. - Pacjentowi z zakażeniem wydaje się, że jak zażyje antybiotyk to szybciej wyzdrowieje, a zakażenie ma najczęściej podłoże wirusowe. Lekarz, który ma często mało czasu, ustępuje pacjentowi, co jest niedopuszczalne - ocenia profesor Hryniewicz. Głupie oszczędzanie na diagnostyce To, co istotne przy terapii antybiotykowej, to trafianie z odpowiednim dla danej choroby lekiem. Chodzi o to, by zakażonemu pacjentowi pobrano wymaz z gardła, przebadano i na tej podstawie dobrano, jeśli w ogóle, antybiotyk. Wykonywanie takich testów powinno być refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, a nie jest. - Oszczędzanie na diagnostyce mikrobiologicznej to głupie oszczędzanie. Antybiotyk to nie woda mineralna. Ma dużo działań niepożądanych i może bardzo zaszkodzić: zarówno bezpośrednio pacjentowi jak i pogorszyć sytuację epidemiologiczną w związku z narastaniem oporności bakterii na leki najbardziej optymalne - przestrzega profesor Hryniewicz. Lekarz, który przepisuje lek bez badań mikrobiologicznych tak naprawdę gra w ruletkę. I zazwyczaj zaleca tzw. antybiotyk szerokospektralny, przeznaczony do zwalczania bakterii przy rozmaitych zakażeniach. Profesor Giedrys-Kalemba: - Oszczędzamy na diagnostyce w ogóle, bo wydaje nam się, że jak podamy antybiotyk to pewien procent infekcji zlikwidujemy. Ale z drugiej strony niewłaściwie zastosowany antybiotyk indukuje powstawanie szczepów opornych. W USA praktycznie wszystko, co można, diagnozuje się. I oni mają piękne dane epidemiologiczne, ale własne, które często zupełnie nie pasują do polskich realiów. Sprawą kluczową w polskich warunkach jest kontrola zakażeń szpitalnych, które mogą stać się ogniskiem epidemii. Tyle że zespoły tym się zajmujące są u nas niedoinwestowane. Krzysztof Świątek