Kurtyka zaszedł wysoko, w miejsce, z którego łatwo spaść. Nigdy nie miał dobrej prasy, ale teraz, po ujawnieniu zawartości teczki agenta "Bolka" przez Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, i on, i kierowana przez niego instytucja są pod prawdziwym ostrzałem. Kurtyka ocaleje, bo ma mocne argumenty, ale awantura o "Bolka" nie jest tylko burzą w szklance wody, a dodatkowo każda kropla drąży skałę. A jeszcze kilka lat temu był jednym z wielu historyków, znanym tylko w branży. Przełomowa stała się nominacja na szefa IPN w Krakowie przed kilkoma laty. Oddział zaczął uchodzić za najlepszy w Polsce. Drugi przełom nastąpił w 2005 r. po wyborze na prezesa Instytutu. - Jak się pan teraz czuje? - zapytał ponoć Kurtykę pewien polityk tuż po zakończeniu przez Sejm prac nad ustawą, znacznie rozszerzającą lustrację. - Jak Bóg - miał odpowiedzieć prezes. Rzecznik prasowy Kurtyki zdementował tę anegdotę, zresztą na naszych łamach, mimo to poszła ona w świat. Władzę ma rzeczywiście sporą. Niechętni lustracji nazywali go najpotężniejszym człowiekiem w państwie, wskazując, że zyskuje władzę nad ludzkimi losami. Specjalista od partyzantki Specjalnością 48-letnigo dziś dr. hab. Kurtyki jest historia średniowieczna i współczesna. Pracę doktorską i habilitacyjną pisał o rodzie Tęczyńskich. Ale zajmuje się też, z powodzeniem, powojenną partyzantką antykomunistyczną. Jest autorem znanej pracy o gen. Leopoldzie Okulickim, a także wyboru dokumentów WiN-u. Działalność w NZS oraz zorganizowanie w 1987 r. w jednostce wojskowej, do której trafił, buntu przeciwko udziałowi w referendum na temat tzw. reformy gospodarczej, mogło być po latach niezłą rekomendacją do pracy w IPN. Tym bardziej, że w latach 80. zaangażował się w podziemny uniwersytet, czyli wykłady dla osób sympatyzujących z opozycją. - Wydawało mi się, że pojawi się szeroki opór, wybuchnie kolejne powstanie - wspominał stan wojenny. - Już wtedy wiedziałem jednak, że byłoby to przedsięwzięcie skazane na niepowodzenie. Doświadczyłem wtedy na sobie po raz pierwszy nieuchronności procesu historycznego. Przystąpiłem do konspiracji. Gdy w 2000 r. pierwszy prezes IPN Leon Kieres szukał kogoś, kto stworzyłby w Krakowie oddział Instytutu, Jan Rokita wskazał Kurtykę. - Podobał mi się, bo nie miał tego szaleństwa w oczach - tłumaczył Rokita. - Kiedy przyszedłem do pracy, były tu dwie sekretarki i dwóch prokuratorów. Pracowaliśmy na 40 m kw. - wspominał Kurtyka. Kilkaset publikacji jego pracowników oraz ważne śledztwa świadczyło dobrze o dyrektorze. Kiedy Sejm w 2006 r. rozszerzył lustracje i zanosiło się na sprawdzenie przeszłości kilkuset tysięcy działających publicznie Polaków, prezes Kurtyka nie bał się ogromu zadań, jakie go czekały. Bartłomiej Sienkiewicz, jego kolega ze studiów, opowiadał, jak Kurtyka zamiast uczestniczyć w życiu studenckim, przesiadywał w archiwach. - Nigdy nie spotkałem kogoś bardziej pracowitego - mówił.