Z Filipem Musiałem, historykiem z krakowskiego oddziału IPN, rozmawia Katarzyna Śliwa. - "Okrągły stół", obsypywany propagandowymi pochlebstwami wczesnych lat 90., dziś coraz częściej poddawany jest krytycznym ocenom. Są też opinie, że nie był on spontanicznym aktem, lecz kilka lat wcześniej przygotowywaną przez komunistów operacją. Jaka była jego faktyczna geneza? - W latach 80. istniały dwa główne nurty opozycyjne. Jeden, wywodzący się z lewicowych i postkorowskich środowisk w "Solidarności", z głębokim przekonaniem o wciąż znaczącej sile imperium sowieckiego. W tym nurcie jedyną szansę realizacji zmian systemu komunistycznego upatrywano w porozumieniu z władzą. Drugi nurt, reprezentowany przez NZS,SW, WiP, KPN, z roku na rok coraz bardziej podkreślał słabość systemu i bloku wschodniego był przeciwny wchodzeniu w jakiekolwiek układanie się z komunistami. Genezy "okrągłego stołu" dopatrywać się należy w rosnącym kryzysie gospodarczym całego bloku wschodniego, jego postępującym uzależnieniu od państw zachodnich i ich kredytów. Było ono tak duże, że w obawie przed zakręceniem kurka z finansami, komuniści nie mogli pozwolić sobie na radykalne działanie przeciw opozycji. Kryzys ekonomiczny był z kolei tak głęboki, że nie dało się już mu zaradzić w ramach bloku. - Kto był pomysłodawcą "okrągłego stołu" i czy były jakieś inne, alternatywne koncepcje? - Wydaje się, że autorów tego pomysłu szukać trzeba w najbliższym otoczeniu Wojciecha Jaruzelskiego, w tzw. zespole trzech, w którym zasiadał rzecznik rządu Jerzy Urban, wiceminister spraw wewnętrznych i szef służby wywiadu i kontrwywiadu SB gen. Władysław Pożoga oraz członek biura politycznego KC PZPR Stanisław Ciosek. Ten zespół, mniej więcej od połowy lat 80., rozpatrywał różne koncepcje wyjścia z kryzysu. Nie było to łatwe zadanie, bo w '85 roku władzę w ZSRS przejął Gorbaczow i ogłosił pieriestrojkę. Był to sygnał dla państw satelickich, że mają nieco większą swobodę działania we własnych krajach. Moskwa usiłująca rozwiązać własny kryzys gospodarczy, była w stanie akceptować nawet spore zmiany w swoich państwach satelickich pod warunkiem, że pozostaną one w szeroko rozumianej strefie wpływów sowieckich. Ów "zespół trzech" miał znaleźć odpowiedź na trudne pytanie: w jaki sposób utrzymać władzę, czyli nie dopuścić do tak poważnej erupcji niezadowolenia społecznego, która mogłaby znieść rządy komunistyczne. - Chyba trudno było się spodziewać, że komuniści sami, dobrowolnie, oddadzą władzę? - Bo też rzadko kto sam oddaje władzę. Komuniści na pewno w połowie lat 80., ani później, nie myśleli o scenariuszu polegającym na zrezygnowaniu z władzy. Ukazywanie roku '89 jako dążenia części środowisk PZPR do utworzenia systemu demokratycznego jest kłamliwe.