Na razie dotychczasowi liderzy mogą spać spokojnie, brak bowiem silnej alternatywy. W chwilę po rozstrzygającym głosowaniu nad traktatem lizbońskim odpowiedzialny w klubie PiS za dyscyplinę Marek Suski z wyraźnym zadowoleniem studiował wydruk, obrazujący jakiego wyboru dokonali poszczególni posłowie. Wyliczenia liderów okazały się udane: część posłów zyskała możliwość zagłosowania przeciw traktatowi, ale okazało się ich na tyle niewielu, by nie zagrozili przyjęciu dokumentu. Bunt autentyczny ale słaby Do końca pojawiały się pogłoski, że Jarosław Kaczyński przeforsuje przyjęcie dyscypliny i wykorzysta tę okazję do pozbycia się oponentów z klubu, zanim urosną w siłę - podobnie jak uczynił to wiosną ub. r z fundamentalistami Marka Jurka czy po wyborach z konserwatystami Kazimierza M. Ujazdowskiego. - Trudno uchwalać dyscyplinę, kiedy ma się niewielką przewagę głosów - uważa Artur Zawisza, który odszedł z PiS wraz z Jurkiem: - Kaczyński mógł próbować pozbyć się prowodyrów. Ich bunt jest autentyczny, ale jakościowo słaby, a na jego czele nikt nie stoi. Ale Kaczyński sporo stracił w opinii publicznej, wypychając kolejnych opornych. Limit się wyczerpał. Nie można, jak w czasach PC, usuwać z partii kolejnych grup. Dlatego Kaczyński zdecydował się na aksamitne rozwiązanie: część identyfikowanych z Radiem Maryja posłów zyskała możliwość zamanifestowania przekonań, a klub zachował jedność. Głównym wygranym w tej sytuacji - to istota planu Jarosława Kaczyńskiego - okazał się prezydent Lech Kaczyński. Przy okazji porozumienia helskiego z Donaldem Tuskiem przypomniał się opinii publicznej jako moderator publicznych emocji. Notowania głowy państwa powinny wzrosnąć, zaś unikające podziału PiS przynajmniej nie straci. Nową jakością stanie się funkcjonowanie w klubie opozycji wewnętrznej. Przeciw traktatowi zagłosowało 56 posłów, jednak - z wyjątkiem Zbigniewa Girzyńskiego - brak wśród nich znaczących nazwisk. Pakiet kontrolny zachowuje Jarosław Kaczyński. - Kaczyńskiemu wygodnie jest mówić o równoprawnym skrzydle eurosceptyków, chociaż nie jest ono proporcjonalnie reprezentowane w komitecie politycznym ani prezydium klubu - zauważa Zawisza: - To ledwie tolerowana grupa. - W wypadku PiS nie ma kontrakandydata od strony prawej ściany, nikt nie jest tam wiarygodny ani silny, więc pozycja Kaczyńskiego pozostaje niezagrożona - ocenia socjolog Paweł Śpiewak: - Realnym zagrożeniem może stać się dla niego w przyszłości powstanie bytu pomiędzy PiS a PO. Na razie jednak Ujazdowski dopiero zakłada stowarzyszenie i portal internetowy, co buduje realne więzi, które mogą, choć nie muszą, czymś zaowocować. Eurowybory testem dla Torunia Najbliższe wybory, latem przyszłego roku, to głosowanie do parlamentu europejskiego. Poprzednie zapisało się rekordowo niską frekwencją (niespełna 21 proc uprawnionych). I tym razem trudno spodziewać się wzmożonego zainteresowania. Niska frekwencja sprzyja ugrupowaniom radykalnym, jak dowodzi wynik LPR w eurowyborach z 2004 r (15 proc, drugi po PO), co polityków o takim profilu ideowym zachęca do działania. Część obecnych europosłów, którzy do Brukseli trafili z list LPR (Dariusz Grabowski czy Bogdan Pęk), zmierzać będzie do stworzenia nowej listy, a ich partnerami staną się zawiedzeni politycy PiS. Za to Kaczyński może liczyć na to, że gdy wynik wyborów europejskich negatywnie zweryfikuje możliwość zbudowania siły "na prawo od PiS" - pragmatyczny dyrektor Radia Maryja ojciec Tadeusz Rydzyk cofnie poparcie dla nowej formacji, aby w przededniu kolejnych wyborów negocjować znów porozumienie z PiS. - Z perspektywy Jarosława Kaczyńskiego wystarczy wtedy ułożyć się z Toruniem. A nie z Anną Sobecką - objaśnia Zawisza. Już jesienią ub. r. Rydzyk - wobec uwiądu LPR - zmuszony był zapomnieć o awersji do prezydentowej Kaczyńskiej czy sceptycyzmie posłów wobec toruńskich planów antyaborcyjnej wojny - i znów postawić na PiS. Wariant najmniej dla Kaczyńskiego korzystny - wykreowanie konkurencyjnej siły na prawicy, która uzyska dobry wynik w eurowyborach i stworzy zagrożenie dla PiS w kolejnych głosowaniach - wydaje się też najmniej prawdopodobny. Walka wezyrów bez szkody dla sułtana Inny wewnętrzny spór w obozie PiS - między Michałem Kamińskim i Adamem Bielanem z jednej oraz Zbigniewem Ziobrą i Jackiem Kurskim z drugiej strony nie rozerwie ugrupowania. Ma charakter dworskiej rywalizacji nie o przywództwo, lecz o status wielkiego wezyra. Gdy jeden z sondaży pokazał, że część elektoratu widzi Ziobrę w roli przywódcy PiS - ten nie ustawał w zapewnieniach, że najlepszym szefem ugrupowania pozostaje Jarosław Kaczyński. Wysoką pozycję w rankingach popularności Ziobro zawdzięcza właśnie umiejętnemu występowaniu w roli super prokuratora, "Katona" czy protektora szans życiowych aplikantów adwokackich (bój o otwarcie zawodów prawniczych), a nie gracza politycznego. Przed laty społeczna aprobata dla Jacka Kuronia nie przełożyła się na jego wynik w wyborach prezydenckich (9 proc w 1995 r).