- Mimo że ludzie pracy mają swoje duszpasterstwo, również własne duszpasterstwo mają pracodawcy, a obie te grupy wsłuchują się w naukę społeczną Kościoła, często nie udaje się im porozumieć. Co takiego się z nami dzieje, że solidarność jako wartość wywiedziona z Ewangelii jest, jak stwierdził Ksiądz Arcybiskup w jednym ze swoich przemówień "wciąż zadaniem do odrobienia". - Bardzo ważne jest odróżnianie Solidarności, która w swojej historii była najpierw wielkim ruchem społecznym, potem związkiem zawodowym i pozostaje nadal ważna jako związek, który broni interesów pracobiorców, Polsce potrzebny, od solidarności jako ewangelicznej idei. Solidarność w ewangelicznym znaczeniu obowiązuje nas przez 2 tys. lat, ale ciągle od niej uciekamy. Wydaje nam się, że potrafimy porozwiązywać wszystkie problemy społeczne, począwszy od rodzinnych, bez użycia zasad ogólnoludzkiej solidarności. Jan Paweł II przypomniał o tym w Gdańsku, i co ciekawsze, mówił również podczas wizyty w roku 1979, że "nie ma solidarności bez miłości". Podobnie jak "nie ma wolności bez solidarności". Ale cały czas myślał o obu solidarnościach, z akcentem jednak na tę solidarność z małej "s". I moim zdaniem, w znaczeniu ewangelicznym, stale jesteśmy przed nią. Bywa tak, że jak trafi się wiatr w żagle, a my Polacy jesteśmy pewnie do tego szczególnie predestynowani, to potrafimy na zasadzie wielkiego zrywu do pewnych idei wrócić. Ale zdarza się, że wracając do ważnej idei, a taką jest idea tej ewangeliczne solidarności, bardzo często wystarcza nam, że powstała Solidarność, mocna siłą 10 mln ludzi, i sam związek. Ale papież przecież stawiał Solidarności liczne pytania o etykę, wartości, i ową małą solidarność. W istocie wielką, choć pisaną przez małe "s". - W jaki sposób Kościół dziś może pomóc w rozwiązywaniu konfliktów na linii: pracodawcy-pracownicy-rząd, by mechanizm rynkowy i zysk nie górowały nad godnością człowieka? Często partnerom społecznym nie sposób tych spraw uszanować. - Zastępcza rola, którą Kościół pełnił wobec narodu czy wobec pracowników, się skończyła. Kiedy trwał stan wojenny, a Solidarność została zdelegalizowana, gdy ludzie pracy nie mieli wolnych związków zawodowych, wtedy Kościół uczestniczył w mediacjach na różne sposoby. Papież przyjmował ludzi Solidarności, spotykał się z nimi podczas pielgrzymek w czasie stanu wojennego, po cichu, czasem pod pretekstem innych spotkań. Zabierali głos w wielu sprawach biskupi. Natomiast, kiedy Solidarność jako związek została reaktywowana, wtedy od lat 90., w ramach rozwoju demokracji, związki zawodowe wraz z Solidarnością są głosem pracobiorców i bronią godności ludzi pracy. Natomiast jeśli chodzi o pracodawców, w etycznym nauczaniu Episkopatu istnieje nawet obowiązek upominania się o prawa ludzi pracy. Ale również upominania się o troskę o dobro wspólne. Kościół powinien przemawiać do pracobiorców, pracodawców i strony rządowej językiem etyki. Nie z płaszczyzny politycznej, nawet nie zawodowej czy ekonomicznej, bo to w komisji trójstronnej rozwiązuje się te problemy, ale ma obowiązek przemawiać z płaszczyzny etycznej. Obowiązek formowania katolików świeckich do bycia odpowiedzialnymi pracodawcami, formowania też ludzi, by byli odpowiedzialnymi pracobiorcami. Bo pracobiorcy mają nie tylko prawa, ale i obowiązki. Również pracodawcy - zadania do spełnienia i wobec pracowników, i wobec państwa. Bywały sytuacje, kiedy Kościół, czując newralgiczną sytuację, akcentował jeden tylko wymiar nauki społecznej, jeśli chodzi o pracę. Tak było w roku 1983, wtedy kiedy papież pojechał do Katowic i miał spotkanie z górnikami i hutnikami. Cytował wtedy swoją encyklikę "Laborem Exercens", którą niewiele wcześniej napisał. Fragmenty o wymiarze pracy ludzkiej. Natomiast zaraz po cytacie, który papież zaczerpnął ze swojego dokumentu, następuje akapit, który mówi o obowiązkach związków zawodowych wobec zakładu pracy i wobec państwa. Wtedy tego nie czytał, dlatego że sytuacja społeczna była trudna, a ludzie tak przygnębieni falą powtórnego braku wolności, że papież nie chciał być odebrany jako człowiek, który sprzyja tamtej władzy. Dzisiaj, kiedy mamy wolność, Kościół musi zdawać sobie sprawę z tego, że powinien się troszczyć o godność człowieka pracy w taki sposób, by nie ucierpiało na tym dobro wspólne i dobro państwowe. To bardzo ważne zagadnienie. Ludzie pracy mają prawo stawiać żądania nawet radykalnie, ale jeśli prowadzą do uśmiercenia żywicielki, którą jest zakład pracy, to w dłuższej perspektywie na tym tracą. Chodzi o spojrzenie perspektywiczne. - Solidarność, jak nauczał Jan Paweł II znaczy "jeden drugiego brzemiona noście". Jak zrozumieć zatem, że w kraju, w którym narodziła się Solidarność jako ruch społeczny, rozwarstwienie dochodów ludności jest tak wielkie, że stawia nas w UE na niechlubnym drugim miejscu, zaraz za Portugalią. Prawie 5 milionów ludzi żyje w Polsce poniżej minimum egzystencji. Jan Paweł II pewnie by nas za to skarcił. - To jeden z poważniejszych problemów. Patrzę na to nie tylko przez pryzmat zróżnicowania zarobków w konkretnym środowisku, ale także zadań i roli państwa wobec różnych regionów Polski. Różnice są ogromne. Pracowałem w biednej diecezji w Koszalińskiem, gdzie ludzie rzeczywiście ledwie wiązali koniec z końcem. Teraz jestem w stolicy i widzę, że gmina warszawska potrafi do subwencji oświatowej dodać półtora razy tyle ile wynosi subwencja. Gdzie indziej mogą dołożyć tylko 40 proc. więcej. To problem, który rzutuje na możliwości edukacyjne szkoły, jej wyposażenie, pensje nauczycielskie. Państwo musi brać odpowiedzialność i równoważyć te wszystkie nierówności, które wynikły z jednej strony z historycznych uwarunkowań, a z drugiej z następstw przemian ustrojowych ostatnich lat, kiedy w jednych rejonach Polski przemysł padł niemal doszczętnie, w innych przeniósł się do miast.