Bywało tak, że musieliśmy coś wsunąć do kieszeni mechanika w państwowym zakładzie, aby zechciał zajrzeć pod maskę naszego samochodu a ekspedientce dać czekoladki, aby sprzedała nam mięso. Bywało też, że bardzo chcieliśmy dać, bo wypadało odwdzięczyć się za troskliwą opiekę lekarzowi. Te nałogi brania i dawania przeniosły się do III RP. Mnóstwo zwykłych ludzi nadal daje, choć nie musi, albo bierze, choć nie wypada. W większości przypadków nie czujemy się z tym komfortowo, natomiast elitom z tym jakby do twarzy. Wielu prominentom łapówkarskie obyczaje bardzo poprawiają standard życia i nie psują samopoczucia. Właściciele peerelu nie musieli niczego dawać, a mogli wszystko brać. Obdarowywali się też nawzajem upominkami; talonami na samochody i całym szeregiem dóbr niedostępnych na rynku. Natomiast elity III RP sztukę brania i dawania w łapę podniosły na niesłychanie wysoki poziom i uczyniły z niej nieodłączny element polityki i biznesu. Jak w kinie Dla Lwa Rywina, Adama Michnika i Leszka Millera korupcyjne rozterki i emocje mają na dodatek wymiar wielkich dramatów. Do kolejnego filmu, jaki zapewne wyprodukuje Lew Rywin, scenariusz piszą od kilku lat sami bohaterowie. Michnik wybrał sobie rolę Hamleta naszych czasów, zaś Rywinowi przypadła rola ofiary losu - pijaczyny, któremu nadużywanie alkoholu zrujnowało zdrowie i przysporzyło nieszczęść. Opinia publiczna scenariusz poznaje we fragmentach i nie po kolei. Najpierw dowiedzieliśmy się, jak to nocą w gabinecie premiera poróżniło się trzech koleżków, a Miller ostro przepytał Rywina: - Czy to ja ci kazałem pójść do Adama po łapówkę? Na co zapytany z wahaniem odpowiedział: - Nie, nie ty. "GW", która wie wszystko, nie doniosła jednak czy Michnik zapytał: - A kto? Czyżby nie miał refleksu? Niejasności było dużo, może nawet Rywin nie wiedział, kto go właściwie wysłał. Opinia publiczna, która ma prawo poznawać prawdę, mogła wszystko pilnie śledzić... w telewizji. Okazało się, że pijany Rywin żądał - dla grupy trzymającej władzę - wielkiej łapówki od Michnika, a ten całą rozmowę podstępnie nagrał. Wiadomo, że pijaków nie należy traktować poważnie, ale o tym nie wie u nas wielu ludzi, np. jakiś Gudzowaty, robiący sensację z nagrań pijanego b. premiera bardzo źle wyrażającego się o swoich koleżkach. O tym, że u nas pijak to święta krowa, Adam Michnik też mógł nie wiedzieć, ale powinien wiedzieć, że do roli szekspirowskiego bohatera bez skazy, walczącego ze złem trzeba się lepiej przygotować. Michnik nagrał Rywina bodajże w lipcu, a jego gazeta sprzedała sensacyjne nagranie dopiero w grudniu. Budziło to podejrzenia, że Michnik kilka miesięcy zastanawiał się - dać łapówkę albo nie dać i szantażować grupę trzymającą władzę. Jednak część komisji sejmowej szybko wykluczyła istnienie jakiejś GTW, a sam Michnik pogodził się z zarzutami Millera, że coś konfabulował. Rywin milczał jak zaklęty i dla świętego spokoju dał się zamknąć w więzieniu. Teraz okazało się, że chociaż u wrednych kumpli nic nie zarobił, to musiał dawać, aby z więzienia wyjść. I znowu media kreują go na wroga publicznego nr 1. Komu to przeszkadza Wiele osób do łapownictwa odnosi się obojętnie - a niech sobie dają i biorą, mnie to nie przeszkadza, ja w tym nie uczestniczę. Powinno to jednak przeszkadzać nam wszystkim, bo skorumpowane organy państwa faworyzują tych, co płacą lub mają chody. Wielu z nas może nie mieć dość pieniędzy i znajomości, aby swoją sprawę popchnąć, zaś każdy z nas powinien zdać sobie sprawę, jak upokarzające jest wręczanie korzyści majątkowych politykowi czy funkcjonariuszowi państwowemu. Takie dawanie w łapę nie ma nic wspólnego z okazywaniem wdzięczności za życzliwość lub pomoc i opiekę. To brak szacunku dla samego siebie i brak poczucia więzi społecznej, to droga dla cwaniaczków załatwiających sobie coś kosztem innych. To także metoda wielu kierowców korumpujących policjantów, bo łapówki są dużo tańsze niż mandaty.