Babcia klejąca pierogi, dziadek odprowadzający wnuki do przedszkola? Dziś ten wzór, choć wciąż obecny w polskich rodzinach, jednak powoli odchodzi do lamusa. Babcie i dziadkowie coraz chętniej rezygnują z ciepłych kapci i domowych pieleszy. Na emeryturze chcą realizować marzenia, na co wcześniej nie mieli czasu. - Bo po sześćdziesiątce dopiero zaczyna się życie - mówią. Podróżują, dokształcają się, angażują w wolontariat, a nawet zakładają własne firmy. - Zmienia się model dziadkowania. Babcia coraz częściej nie jest już osobą, która czeka na wszystkich z gotowym obiadem - przyznaje Ewa Bonk, psycholog z SWPS i wieloletnia wykładowczyni Uniwersytetów Trzeciego Wieku. - Zmienia się postrzeganie starszego wieku. Przestaje się kojarzyć z bujanym fotelem. Seniorzy przekonują się, że można ten czas spędzić ciekawie i radośnie - zaznacza Bonk. Animatorka z Kopernika - Ja wcale nie czuję moich lat - mówi Anna Rutkiewicz-Rogalska, 60-latka z Warszawy. Emerytura w kapciach i przed telewizorem to nie dla niej. - Zawsze byłam aktywna i nie chciałam, żeby na emeryturze się to zmieniło - zaznacza. Jej mąż znalazł w gazecie ogłoszenie, że potrzebni są animatorzy do Centrum Nauki Kopernik. Zgłosiła się, choć jak mówi, nie przypuszczała, że przyjmą kogoś w jej wieku. - Wśród animatorów jest tylko kilka osób w zbliżonym do mnie wieku. Wszyscy moi zwierzchnicy są ode mnie młodsi, ale przebywanie z młodzieżą jest dla mnie przyjemnością. Mamy dobry kontakt, rozmawiamy na każdy temat. Czasem nawet wymieniamy się przepisami, chociażby na świąteczny makowiec - mówi pani Anna. Jej praca polega na pomocy zwiedzającym, tłumaczeniu, jak działają zgromadzone na ekspozycji sprzęty. - Pomagam i dzieciom, i dorosłym. Bardzo cieszy mnie też, że do Centrum przychodzą osoby niepełnosprawne ze swoimi opiekunami - opowiada i dodaje, że to dla niej wymarzone zajęcie. - To cudowna praca, bo ma się do czynienia z ludźmi. Czasem spotykam nawet osoby publiczne, które do Kopernika przychodzą z dziećmi. Robię to, co lubię, pracuję, ile chcę i kiedy chcę - cieszy się. Wciąż jest w ruchu. Oprócz pracy trzy razy w tygodniu chodzi na siłownię, pływa, podróżuje i żegluje. Zdobyła nawet patent żeglarski. - Dopiero teraz miałam czas na to, by poznać Polskę - chwali się i dodaje, że zaczęła zgłębiać życiorysy świętych, poznała św. Ojca Pio, a nawet odwiedziła miejscowość, w której żył - San Giovanni Rotondo. Surfuje po internecie, ma własny profil na Facebooku. - A mam jeszcze wiele planów, niestety na emeryturze czas wcale nie płynie wolniej. Nie ma się go więcej, bo z wiekiem wiele czynności robi się wolniej - żałuje. Przyznaje, że nie jest tradycyjną babcią, która cały wolny czas poświęca na opiekę nad wnukami. - Ale jak się widzimy, staram się jak najlepiej zaplanować ten czas. Przygotowuję książki, wymyślam, co będziemy rysować, lepić - mówi i dodaje, że wnuki zabiera nawet na żagle. - Dzieci są chyba ze mnie dumne. Cieszą się, że jestem aktywna. Córka nawet mi powiedziała, że nie wyglądam na 60 lat - opowiada pani Anna. Szkoła Superbabci - Ja zrobiłem ostatnio naradę, bo wcześniej codziennie miałem czas dla wnuków. A w okresie przedświątecznym prawie się nie widzieliśmy - mówi pan Bogusław, przedsiębiorca po sześćdziesiątce. Dopiero teraz zdecydował się na realizowanie swoich marzeń. Założył własny biznes przy wsparciu Inkubatora Dojrzałej Przedsiębiorczości. - Zawsze chciałem mieć firmę. Zbrzydło mi już pracowanie dla kogoś - opowiada. Lubi majsterkować, tworzyć rzeczy z drewna, więc postanowił się tym zająć. - Myślałem o zabawkach dla chłopców, ale córka podpowiedziała, że może jednak zacząć robić coś dla dziewczynek. Tak powstał prototyp składanego domku dla lalek. Udoskonalaliśmy go, zrobiliśmy do niego mebelki. Córka wysłała zdjęcia na kilka zagranicznych blogów, do dziecięcych czasopism i posypały się zamówienia - opowiada pan Bogusław. Jego domki są wysyłane do USA, Australii, a nawet do Brazylii. - Mam ogromną satysfakcję z tego sukcesu. Chce mi się żyć - mówi pan Bogusław. Planuje zainwestować w specjalistyczny sprzęt i już szuka podwykonawców. - Żeby mieć więcej czasu dla wnuków, bo teraz tylko te domki robię - śmieje się. Wanda Gołębiowska jest babcią dla setek osób. Ta 75-letnia kajakarka jako wolontariuszka i przewodniczka prowadzi spływy kajakowe w Fundacji AVE. Do kajaków dzięki niej wsiadają i seniorzy, i niepełnosprawne dzieci. W środowisku jest nawet nazywana "kajakową babcią". - To niezwykła radość, gdy widzę, jak opiekunowie wsadzają do kajaków cały autokar niepełnosprawnych dzieciaków - mówi pani Wanda. - Czuję się potrzebna, widzę, że taka wyprawa daje radość dzieciom - mówi. Na emeryturę przeszła wcześnie. - Mówiłam znajomym, że teraz to już tylko spierniczeję, a oni mi na to, że kto jak kto, ale ja na pewno nie spierniczeję - śmieje się. W 2008 r. została Wolontariuszką Roku. Jako jedna z tysiąca osób otrzymała pierwszą nagrodę w konkursie organizowanym przez Centrum Wolontariatu i Kancelarię Prezydenta RP. Babcina szkoła Zofia Zaorska z Lublina postanowiła wykorzystać swój potencjał, zakładając specjalną Szkołę Superbabci i Superdziadka. Już czwarty rok szkoli, głównie babcie. - Rocznie trafia się jeden dziadek. Po trzech latach działalności mamy więc trzech superdziadków - mówi. Na zajęcia przychodzą babcie, które doraźnie zajmują się wnukami, ale też takie, które mają je za granicą. - Uczestniczą w zajęciach, bo chcą być dla wnuków atrakcyjne, ale tu także nawiązują się przyjaźnie - opowiada pani Zofia. Uczestniczki szkoły spotykają się co tydzień na trzy godziny, a raz w miesiącu mają dziesięciogodzinny wyjazd. - Organizujemy zajęcia warsztatowe w małych grupach. Uczymy się zabaw, które można zaproponować wnukom, jest blok psychologiczny, na którym dowiadujemy się, jak rozwiązywać problemy, jak się komunikować z dziećmi. Mamy też zajęcia komputerowe. Babcie uczą się korzystania z internetu, zakładają pocztę - wylicza pani Zofia. Przyznaje, że podczas zajęć dziadkowie myślą nie tylko o wnukach, ale i o sobie. - Mamy wyjazdy "po zdrowie i urodę". Idziemy wtedy na basen, do kosmetyczki czy uprawiamy marsz z kijkami - zdradza pani Zofia. Jej pomysłem zarazili się inni. Podobne szkoły powstały już w Warszawie i w Białymstoku. W czterech innych miastach są już plany stworzenia takich szkół. - Wszystko wzięło się stąd, że sama mam trójkę wnucząt - tłumaczy pani Zofia. Czy nazywają ją superbabcią? - Nie nazywają, ale chyba tak myślą - uśmiecha się. Znaleźć coś dla siebie - Choć aktywni seniorzy to wciąż mniejszość, to jest to nowy trend - mówi psycholog Ewa Bonk. I dodaje: - Poprawia się też oferta zajęć dostępnych dla seniorów. Jeszcze kilka lat temu było z tym bardzo słabo. Dziś jest coraz więcej stowarzyszeń, klubów seniora czy Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Wielu seniorów uprawia sport, rozwija się intelektualnie, uczestniczy w towarzyskich spotkaniach. Pani Anna uważa, że ten, kto chce być aktywny, z pewnością znajdzie dla siebie miejsce. - Bariery są w naszych głowach. Seniorzy niepotrzebnie powtarzają sobie, że nikt już ich nie chce, że już nie są potrzebni. To nieprawda. Marzenia się spełniają. Wystarczy tylko chcieć - radzi. Barierą dla seniorów mogą być problemy finansowe. Tylko nieliczni mają na tyle wysokie emerytury, by móc opłacić dodatkowe zajęcia. - Jeśli dzieci mają taką możliwość, warto w prezencie wykupić rodzicom jakiś kurs na Uniwersytecie Trzeciego Wieku - proponuje pani Ewa, ale zaznacza, że wiele stowarzyszeń czy klubów seniora proponuje nieodpłatne zajęcia. - A poza tym, żeby spotkać się z innymi seniorami na spacerach czy kawie, nie potrzeba wysokiej emerytury - dodaje. Agnieszka Niewińska