Tymczasem bezkrytyczny udział w takich wydarzeniach, może być źródłem długotrwałego duchowego okaleczenia. Piszę o tym z pełną odpowiedzialnością, bo w latach 80. sam byłem bardzo zaangażowany w rockową subkulturę z wszelkimi wiążącymi się z tym uwikłaniami. Wyzwoliłem się z nich dzięki wierze i modlitwie. Kanadyjski rockman Neil Young w jednej ze swoich najbardziej znanych piosenek śpiewa: "Rock'n'roll nigdy nie zginie, / Ma więcej do pokazania niż może uchwycić oko (...)". Właśnie tego "niewidzialnego" oddziaływania rocka trzeba się strzec. Istotą rocka od samego początku był bunt, odrzucenie tradycji we wszelkiej postaci. Czyni to ten rodzaj muzyki idealnym miejscem oddziaływania złego ducha. Trafnie ujął tę zależność David Dalton, autor biografii najsławniejszego zespołu rockowego świata The Rolling Stones (The Rolling Stones: The First Twenty Lears): "Szatan to buntownik, który obiecuje wolność. Zawsze był świętym patronem bluesa i rocka". Dalton wie, co pisze. O pionierze bluesa, legendarnym Robercie Johnsonie, mówiono, że zaprzedał swoją duszę diabłu. Sam Johnson śpiewał o tym w piosence Cross Road blues. Roberta Johnsona uważa się za ojca bluesa. Bez bluesa nie byłoby rock'n'rolla. Jeśli protoplasta rocka zaprzedał swą duszę diabłu, to siłą rzeczy ta muzyka nie może być wolna od wpływu demonów. Demoniczna historia Historia rocka jest aż nadto dobitnym potwierdzeniem tej prawdy. To historia śmierci, seksualnego wyuzdania i dewiacji, szaleństwa, demonicznych uzależnień. Fayne Pridgon, dziewczyna rockowego herosa, gitarzysty Jimiego Hendriksa, który zmarł w wieku 27 lat, udusiwszy się własnymi wymiocinami po zażyciu całego koktajlu środków odurzających, wspominała w poświęconym mu filmie, że: "zawsze gadał o jakimś diable, że niby coś w nim jest, że nie może wcale nad tym zapanować, że nie wie, co go zmusza do robienia tego, co robi, do mówienia tego, co mówi, a piosenki po prostu z niego wychodziły (...). Był taki zadręczony, po prostu rozdarty w środku (...)". O demonicznym uzależnieniu można mówić w wypadku całej plejady tragicznie zmarłych gwiazd rocka. Brain Jones, Janis Joplin, Jim Morrison, Sid Vicious, Kurt Cobain. Wszyscy oni, zanim zmarli w wyniku przedawkowania narkotyków czy alkoholu lub w wyniku samobójstw, pogrążali się w autodestrukcji i szaleństwie. Ten piekielny etos trwa w kolejnych pokoleniach rock'n'rolla. Zanim pojedziesz na Woodstock Twórca Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wiele razy publicznie przyznawał się do tego, jak bliski jest mu rock'n'rollowy etos. Kiedy w końcu Owsiakowi udało się ziścić swoją obsesję i zorganizować w Polsce olbrzymi festiwal rockowy, nieprzypadkowo nazwał go Przystankiem Woodstock. To pokłon wobec najsłynniejszego hipisowskiego festiwalu, który odbył się w sierpniu 1969 r. w stanie Nowy Jork. Woodstock uważa się za symbol ery "dzieci kwiatów", radosne święto hipisowskiego pokolenia, któremu udało się zrzucić gorset społecznych norm. Kulminacyjny punkt "ery Wodnika". W przekazie utrwalonym przez media, Woodstock przedstawia się w wyidealizowany sposób, jako dni "pokoju i miłości", nieskrępowanej niczym wolności, przejmujący protest przeciwko brudnej i imperialistycznej wojnie w Wietnamie. Amerykańską Arkadię. Apologeci Woodstock, także sam Owsiak, nie wspominają o tragicznym końcu epoki hippie i jeszcze bardziej przerażającej obyczajowej i społecznej spuściźnie tego ruchu. W sierpniu tego samego 1969 r., funkcjonująca w ramach hipisowskiej subkultury banda Charlesa Mansona dokonała bestialskiej zbrodni w domu reżysera Romana Polańskiego, masakrując jego ciężarną żonę i jej gości. Kilka miesięcy później na innym wielkim festiwalu w kalifornijskim Altamont, podczas koncertu The Rolling Stones, ochraniający scenę członkowie motocyklowego gangu "Hells Angels" ("Aniołowie Piekieł") zamordowali na oczach tysięcy ludzi młodego chłopaka, w trakcie wykonywania przez zespół utworu Sympathy for the Devil. Społeczne dziedzictwo pokolenia Woodstock, hołdującego hasłu "sex, drugs and rock'n'roll", jest dramatycznie destrukcyjne. Zachwianie pozycją tradycyjnej rodziny, obsesyjna seksualność i związana z nią wręcz doktrynalna rozwiązłość, odrzucenie religii, to tylko początek katalogu spustoszeń pozostałych po radosnej epoce "dzieci kwiatów". Warto o tym porozmawiać z naszymi dziećmi, zanim wybiorą się na Woodstock Jerzego Owsiaka. Z pozoru wszystko jest OK Sam twórca festiwalu na każdym kroku podkreśla jego pozytywne przesłanie, przejawiające się w poszanowaniu różnych światopoglądów, tolerancji dla odmienności, chlubi się skutecznym wyeliminowaniem przemocy z festiwalowego miasteczka. Woodstock w Kostrzynie już od lat nie ogranicza się tylko do oferty muzycznej. Ambicją organizatorów jest wzmocnienie jej o konkretny, dodajmy, bardzo sformatowany przekaz światopoglądowy. W tegorocznym programie "wydarzeń towarzyszących" festiwalowi znajdziemy m.in. warsztaty Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej z Warszawy zatytułowane "Lubię to. Radosny seks", portal intelektualnie.pl oferuje warsztaty z zakresu szybkiego czytania, można będzie podyskutować z redaktor Janiną Paradowską czy bp. Tadeuszem Pieronkiem. Jednym słowem - dla każdego coś miłego. Czy na pewno? Czy rzeczywiście nastolatkom odwiedzającym Woodstock potrzebne są warsztaty "radosnego seksu"? Czy światopoglądową polaryzację w Polsce można ograniczyć tylko do opozycji Paradowska - bp Pieronek? A co do szybkiego czytania, wielu demonologów i egzorcystów mówi wprost, że metody promujące powiększenie intelektualnych możliwości tą drogą są niczym innym jak praktyką okultystyczną. Zasadniczy przekaz festiwalu Owsiaka też pełen jest treści antychrześcijańskich. Bo na pewno promocją takowych jest działalność na terenie festiwalowego miasteczka wioski Kryszny, nie wspominając już o nihilistycznym, wrogim religii przesłaniu wielu występujących w Kostrzynie zespołów. Każdego roku w Przystanku Woodstock uczestniczy kilkaset tysięcy młodych ludzi, a Owsiak pyszni się frekwencyjnymi rekordami. Wtórują mu przyjazne media. Doszło do tego, że wielu nastolatków nie wyobraża sobie wakacji bez "zaliczenia" festiwalu. Rock naprawdę ma więcej do przekazania, niż "może uchwycić oko". Bądźmy ostrożni, by fascynacja tą specyficzną muzyką nie zawładnęła naszym życiem. Naszym lub naszych dzieci. Istotą rocka od samego początku był bunt, odrzucenie tradycji we wszelkiej postaci. Czyni to ten rodzaj muzyki idealnym miejscem oddziaływania złego ducha. Ryszard Gromadzki