Jest jednym z najciekawszych i najdłużej występujących artystów kabaretowych w Polsce. Uprawia rzadki w naszym kraju rodzaj kabaretu politycznego. Każdy nowym program to również lekcja patriotyzmu. Jednak początki drogi życiowej Jana Pietrzaka nie zapowiadały takiego kierunku rozwoju jego kariery. Urodzony dwa lata przed wojną, okres jej trwania zapamiętał jako wielki koszmar, którego do dzisiaj nie lubi wspominać. - To, co najbardziej zapamiętałem z okupacji, to głód i gruzy, w których się ukrywaliśmy, trupy leżące w piwnicach i buszujące szczury - wspomina z niechęcią. Jego ojciec, jak mawiano przed wojną, "komunizował". W czasie okupacji, w 1942 roku, został zamordowany przez Niemców na Pawiaku. Janka wychowywała matka, również związana z działalnością podziemia. Chłopak żył legendą Powstania Warszawskiego. Dziś przyznaje, że był krnąbrnym dzieckiem. Gdy miał jedenaście lat, matka oddała go do Korpusu Kadetów w Warszawie. Po służbie w Korpusie Kadetów wybrał studia w Oficerskiej Szkole Radiolokacji w Jeleniej Górze, którą ukończył z cenzusem oficerskim. - Wojsko już mnie wtedy uwierało - wspomina czas sprzed blisko pół wieku Jan Pietrzak. - Przede wszystkim zajmowałem się matematyką. Rozwiązywałem setki zadań poza programem szkoły. Pasjonowała mnie literatura. Grałem też na gitarze w zespole muzycznym i śpiewałem. Świat wydawał się niezwykle prosty. Żyłem jak chłopak, który po traumatycznym dzieciństwie szuka jakiegoś smaku w życiu - opowiada. Inna twarz systemu Odszedł ze służby w 1957 roku. Nadal jednak był członkiem PZPR. Nadal czuł sympatię do socjalistycznego państwa. Żył jak każdy. Pracował w Warszawskich Zakładach Telewizyjnych. Włóczył się po klubach studenckich i poznawał nieskoszarowaną Warszawę. Jeszcze w latach 50. zaczął też działać w studenckim klubie "Hybrydy". Pisał wiersze, śpiewał. W 1960 r. założył "Eskadrę Poezji Rewolucyjnej", niebawem też i kabaret. Został kierownikiem klubu "Hybrydy". - Podczas pracy w teatrze i kabarecie zetknąłem się z cenzurą - opowiada Jan Pietrzak. - Było to dla mnie zupełnie zdumiewające. Nie mogłem się z tym pogodzić, że ktoś może mnie - oficera Ludowego Wojska Polskiego, członka PZPR, robotnika Warszawskich Zakładów Telewizyjnych pouczać w marksistowskiej pryncypialności. I wtedy zaczął kiełkować we mnie bunt. Zacząłem dostrzegać inną twarz systemu.