Z prymasem Polski abp. Wojciechem Polakiem rozmawiają ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny "Przewodnika Katolickiego", i ks. Maciej Karol Kubiak, redaktor naczelny Radia Emaus. Ks. M.K.: Ksiądz Prymas szybko dał się poznać jako osoba bardzo otwarta, chętna do nawiązywania kontaktów. Skąd ta otwartość? Czy ktoś Księdza Prymasa do takiej postawy inspiruje? Pytam szczególnie w kontekście posługi prymasowskiej i biskupiej. abp. Wojciech Polak: - Podstawowa zasada życia i powołania to otwartość na drugiego człowieka, dobra relacja z drugim człowiekiem. Jestem biskupem jedenaście lat i uczę się posługi biskupiej każdego dnia, a dokonuje się to także poprzez konkretnych ludzi. Widziałem wcześniej posługę abp. Henryka Muszyńskiego w Kościele gnieźnieńskim, człowieka bardzo otwartego na rzeczywistość współczesną, na ludzkie problemy, człowieka kompetentnego w analizie wielu sytuacji, które się w tej współczesnej rzeczywistości pojawiały. Myślę także o abp. Józefie Kowalczyku, który przez wiele lat pełnił funkcję nuncjusza apostolskiego, dobrze znającego realia Kościoła w Polsce. Uczę się także przez bezpośrednie kontakty, zwłaszcza z ludźmi młodymi. Nie ukrywam, że będąc biskupem pomocniczym tutaj, w diecezji, byłem odpowiedzialny za duszpasterstwo młodzieży. Bardzo mi ono leżało na sercu. W moim domu biskupim gromadziłem i duszpasterzy, i samą młodzież, która chętnie przychodziła i dzieliła się swoimi doświadczeniami. Starałem się odpowiadać na dążenia i pragnienia, które były w sercach innych. Ks. M.K.: Jakie konkretnie zadnia zadania postrzega Ksiądz Prymas jako istotne w posłudze prymasowskiej? - Pytanie jest trudne. Nie mam bowiem jakiejś gotowej wizji posługi prymasowskiej. Ona najpierw odbywa się w tych ramach, które określa Konferencja Episkopatu Polski. Choćby fakt, że prymas z urzędu jest członkiem Rady Stałej. To jest pierwsza możliwość i pierwsze zadanie. Chodzi o to, aby angażować się w projekt duszpasterski, który jest dyskutowany w ramach tego gremium. Natomiast widzę, że moja posługa wiąże się z oczekiwaniami, które płyną z całej Polski. Od oczekiwań prozaicznych, kiedy prosi się prymasa o patronat honorowy nad wieloma wydarzeniami. Także prośby o obecność i uczestnictwo w różnych wydarzeniach. Bardziej jednak w tych początkach kieruję moją uwagę na posługę w archidiecezji, która jest dla mnie rzeczywistością nową. Mniej myślę o kierunkach realizacji prymasostwa. Wiem jednak, że musi to być posługa na te czasy i nie do powielenia jest model, który wypracował wielki Prymas Tysiąclecia kard. Wyszyński, czy później kard. Józef Glemp. Takie są oczekiwania niektórych osób. Będzie mi być może bliższy sposób realizacji prymasostwa przez dwóch moich poprzedników, abp. Muszyńskiego i abp. Kowalczyka, z uwagi na czas pełnienia przez nich funkcji prymasa, który jest zbliżony do tego, w którym my dzisiaj żyjemy. Ks. M.T.: Patrząc z perspektywy duszpasterza, jakie obszary życia Kościoła wymagają dzisiaj większego wysiłku i zaangażowania? - Pierwszym obszarem jest troska o wiarę, aby rzeczywiście prowadzić ludzi do Pana Boga w dzisiejszych czasach, głosząc Ewangelię i otwierając ich na rzeczywistość Boga, która przez wielu jest postrzegana jako wielki nieobecny. Chodzi więc o to, abyśmy wpierw troszczyli się o dobry przekaz wiary, głoszenie kerygmatu, głoszenie Ewangelii, otwieranie na Chrystusa, pokazywanie, w jaki sposób człowiek może Chrystusa w swoim życiu przyjąć i realizować swoje chrześcijańskie powołanie. To wezwanie do ewangelizacji. Idąc śladami Jana Pawła II, chodzi o to, żeby szukać adekwatnych metod dotarcia z Ewangelią do współczesnego człowieka. Jedną z trosk jest przekaz wiary przez środki społecznego przekazu. To są dzisiejsze drogi, po których możemy iść, aby docierać z Ewangelią do ludzi. Staram się jako biskup pamiętać o słowach Jana Pawła II, że parafia, choć domaga się słusznej reformy i odnowy, pozostaje miejscem jednoczenia ludzi. Dzisiaj zdarza się, że ludzie nie uczęszczają do swojej parafii. Nie mają związku ze swoją parafią. Chodzi więc o proponowanie tej więzi, pewnej odpowiedzialności nie tylko za swoją wiarę, ale także za wiarę innych. Jest to próba odnowy duszpasterstwa na poziomie parafii, żeby ono było adresowane do każdego człowieka i do całego człowieka. Potem jest cała rzeczywistość różnych ruchów, wspólnot, grup ewangelizacyjnych. Wracam właśnie z rekolekcyjnego spotkania z rodzinami ruchu Domowego Kościoła. Szczególnie dotknęło mnie świadectwo, według którego wartość tych rekolekcji polega właśnie na odkryciu wymiaru wspólnotowego dążenia do Chrystusa i bycia w Kościele. Na duszpasterstwo młodzieży natomiast patrzymy teraz w kontekście roku 2016. Na pewno jest to ważna inicjatywa duszpasterska. Trzeba pracować z młodzieżą, troszcząc się między inymi o wolontariat, który będzie nam pomagał w przyjęciu młodzieży z całego świata. Ks. M.T.: Statystyki pokazują spadek uczestnictwa młodych ludzi w życiu Kościoła. Czy Ksiądz Prymas myśli, że ten powiew ewangelizacyjny przyniesie szybki efekt? - Szybkiego skutku nie przyniesie. Myślę jednak, że niezależnie od tego, jakie są statystyki, my musimy głosić Chrystusa. Wysiłek ewangelizacyjny nie bierze się z troski o to, czy w Kościele jest mniej, czy więcej osób. Nie bierze się też z troski o jakiś obraz Kościoła, także w rzeczywistości społecznej. Ten wysiłek ewangelizacyjny jest i musi być podejmowany z troski o człowieka, konkretnego człowieka. Nauczyliśmy się powtarzać za Janem Pawłem II, że człowiek jest drogą Kościoła, ale to musi przenikać naszą rzeczywistość duszpasterską, tzn. bardzo konkretną: od kontaktu z człowiekiem w biurze parafialnym po kontakt z tymże człowiekiem w sytuacjach trudnych jego życia, związanych z takimi wydarzeniami jak np. pogrzeb czy sytuacje radosne, kiedy rodzi się dziecko i jest pragnienie, aby je ochrzcić. To jest priorytetowe zadanie, nie skupiając się na tym, ilu ludzi w kościele będzie czy też zamartwiając się statystykami. One same przecież nie są jedynymi argumentami za działaniem ewangelizacyjnym Kościoła, ale stanowią pewien bodziec do jeszcze bardziej odważnej odpowiedzi. Ks. M.T.: Na czym więc polega sukces Kościoła? - Sukcesem Kościoła jest sukces człowieka w jego relacji z Panem Bogiem. To jest jedyny sukces, o którym Kościół może marzyć, do którego został powołany. Jeżeli rozumiemy Kościół, jak nam mówi Sobór Watykański II, jako znak i narzędzie w jednoczeniu ludzi z Bogiem i między sobą, to rozumiemy, że jego jedyną misją jest bycie jak najbardziej skutecznym narzędziem tej jedności, otwieranie ludzi na Pana Boga i na siebie nawzajem. Im więcej ludzi taką pomoc w Kościele uzyskuje tym bardziej można mówić, że Kościół swoją misję dobrze wypełnia. Ks. M.K.: Co najbardziej przeszkadza Kościołowi w Polsce w osiąganiu tego sukcesu? Co jest jego największą bolączką? - Myślę, że brak odwagi i zaufania, że Pan Bóg rzeczywiście będzie nas prowadził. Mam wrażenie, że czasami jesteśmy jakby nieco wycofani, patrzymy jedni na drugich. Kapłani oczekują, że obudzi się ten olbrzym, jakim są ludzie świeccy. Z kolei świeccy często oczekują, że to kapłani będą liderami, którzy wskażą nowe formy ewangelizacji. Trochę więc wyczekujemy. Oczywiście, że są również znaki nadziei, choćby kongresy rad duszpasterskich, które promuje Komisja do spraw Duszpasterskich Konferencji Episkopatu Polski i abp Stanisław Gądecki jako jej przewodniczący. To, co nas hamuje to brak odwagi, brak zaufania, że także w sytuacjach działania kontrkulturowego lub w odniesieniu do nowych zjawisk kultury my, chrześcijanie, mamy do zaoferowania to, co jest naszym bogactwem. Jeśli pamiętamy definicję kultury Jana Pawła II, według której kulturą jest wszystko to, co człowieka bardziej czyni człowiekiem, to zadaniem Kościoła jest takie ewangelizowanie kultury, aby ona nie zagrażała człowiekowi, nie degradowała go, nie stawiała tak brutalnych pytań, które w konsekwencji podważałyby jego człowieczeństwo. To są zmagania. Narzędzia jednak mamy. Jest wspólnota, jest wiara, która jest darem Chrystusa dla nas. Mimo to, tak mi się przynajmniej wydaje, jesteśmy wciąż nieco lękliwi w głoszeniu Ewangelii. Ks. M.T.: Podkreślamy wciąż negatywne strony dominującej kultury. Jakie Ksiądz Prymas odnajduje aspekty pozytywne współczesności i gdzie istnieje możliwość twórczego z nią dialogu? - Dialog jest istotny. Na pewno trzeba szukać pól spotkania. Wiemy, że ten dialog może dokonywać się, jeśli będą uwzględnione trzy podstawowe wartości: prawda, dobro i piękno; jeśli te wartości będą w harmonii ze sobą i będziemy potrafili na tej płaszczyźnie się spotkać. Niezależnie od tego, jak zresztą czytamy w polskiej konstytucji, czy jesteśmy ludźmi, którzy te wartości wyprowadzają z wiary czy też z innych źródeł. Myślę, że najgorszą sytuacją jest ta, kiedy tych wartości po prostu nie ma, zamiast tego jest promowany jakiś nihilizm kulturowy. Wówczas trudno mówić o spotkaniu, o dialogu; także o jakiejś twórczej relacji do współczesnej kultury. Czyli z jednej strony nie obawiałbym się, że kultura prowadzi różne poszukiwania w celu wzbogacenia człowieka. Natomiast obawiałbym się postępujących nurtów nihilistycznych, z którymi nie ma możliwości spotkania na fundamencie prawdy, dobra czy piękna, bo te wartości są jednoznacznie przez nie kwestionowane czy odrzucane. Ks. M.T.: Jeśli mówimy o dialogu, zapytam o ekumenizm... - Doświadczeniem spotkania ekumenicznego dla mnie jest wszystko to, co działo się na poziomie strukturalnym Episkopatu, kiedy byłem sekretarzem Konferencji Episkopatu. Myślę szczególnie o dialogu z rosyjskim Kościołem prawosławnym i o dialogu z Kościołem greckokatolickim na Ukrainie. Ten dialog był związany z dwoma wydarzeniami: z jednej strony z podpisaniem deklaracji pomiędzy Kościołem katolickim a Kościołem prawosławnym w Rosji, a z drugiej - z podpisaniem deklaracji z okazji 70. rocznicy rzezi wołyńskiej. W obydwu tych obszarach dialog nie jest prosty. Trzeba do tego dialogu otwarcia serc, umysłów, dorastania. Nie zawsze czynniki zewnętrzne taki dialog umożliwiają. Wartością tego dialogu są bardzo konkretne osoby, spotkania ze środowiskami. Mam tu choćby na myśli ubiegłoroczne sympozjum poświęcone konsytuacji dialogu polsko-rosyjskiego. Podczas wspomnianego sympozjum wcale nie chodziło o dialog między strukturami, państwami, narodami, raczej między konkretnymi ludźmi. Chodziło o spotkanie tych, którzy w Rosji zajmują się np. duszpasterstwem rodzin i małżeństw, z takim samym duszpasterstwem w Polsce. Chodziło o to, aby wymieniać się doświadczeniami; chodzi więc o kontakt właśnie na tym poziomie. To jeden z owoców dialogu, który pomimo wszelkich przeszkód, także związanych z wydarzeniami międzynarodowymi, może i powinien być kontynuowany. Jeśli chodzi o Kościół w Polsce, dialog dotyczy między innymi kontaktów z Polską Radą Ekumeniczną. Taką płaszczyzną były zjazdy gnieźnieńskie. Mam nadzieję, że one nadal pozostaną miejscem spotkania także ekumenicznego między różnymi wyznaniami chrześcijańskimi i dialogu międzyreligijnego. Ks. M.K.: Podczas ingresu zaprosił Ksiądz Prymas wszystkich do współpracy. Na czym taka współpraca ze strony ludzi świeckich mogłaby polegać? - Najpierw te słowa skierowałem do moich archidiecezjan. Mam nadzieję na taką współpracę i będę ją promował. Chodzi o wszystkie gremia, które są w archidiecezji, wszystkie grupy, wspólnoty, a szczególnie o Diecezjalną Radę Duszpasterską, która jest ciałem doradczym biskupa. Także o kapłanów, którzy są najbliższymi współpracownikami biskupa. Ta zachęta, a właściwie prośba, bo tak próbowałem ją wtedy wyrazić, dotyczyła więc tych, którzy tworzą nasz Kościół gnieźnieński. Oczywiście należy patrzeć też szerzej, chociażby w kontekście takich wydarzeń jak 1050. rocznica chrztu Polski. Gniezno może być miejscem współpracy i spotkania dla wielu, którzy chcą nie tylko wspominać wydarzenie historyczne, ale sięgać do korzeni wiary dzisiaj, by żyć nią na co dzień. To jest ten szerszy adresat mojego zaproszenia. Ks. M.K.: Trwają wakacje. W jaki sposób Ksiądz Prymas lubi spędzać wolny czas? - Niewątpliwie spacery. Odpoczynek na łonie przyrody. To także nadrabianie lektur. Na spotkaniu z dominikanami dostałem ciekawą książkę na temat obecności Kościoła w przestrzeni publicznej na przykładzie Stanów Zjednoczonych. Ta lektura jest odpowiedzią na pytania, które nas nurtują również tutaj w Polsce. Ze względu na ingres i paliusz w Rzymie, także z racji świętowania 25-lecia kapłaństwa z moimi kolegami księżmi z roku, nie miałem dużo czasu dla siebie. Ten, który mi pozostał, przeznaczyłem na zadomowienie się w archidiecezji gnieźnieńskiej.