Marsz Niepodległości od kilku lat organizują w dniu Święta Niepodległości w Warszawie środowiska narodowe. Z roku na rok przychodzi na niego coraz więcej ludzi, by zamanifestować swoją dumę z bycia Polakami. "11.11.2011 spotkajmy się w Warszawie, by zamanifestować naszą narodową dumę i przywiązanie do suwerennego państwa polskiego. Niepodległa Polska to wartość bezcenna. Naród silny i nowoczesny musi kształtować swój byt w niezależnym państwie, będącym podmiotem, a nie przedmiotem stosunków międzynarodowych. Prawdziwie suwerenna, oparta na solidnych fundamentach narodowej tożsamości i przywiązania do tradycji, Rzeczpospolita to najlepszy gwarant sukcesu - zarówno całego społeczeństwa, jak i poszczególnych jednostek. 11 listopada przemaszerujemy, by wyrazić naszą wolę walki o silną i wielką Polskę" - zachęcali już od kilku miesięcy organizatorzy tegorocznego marszu. Odzew był spory. Na marszu pojawiła się rekordowa liczba ok. 20 tys. uczestników, którzy przeszli z placu Konstytucji pod znajdujący się na placu Na Rozdrożu pomnik Romana Dmowskiego, jednego z ojców polskiej niepodległości. Bojówki z Niemiec Od ubiegłego roku marszowi towarzyszą również protesty środowisk lewicowych i anarchistycznych. Organizowane m.in. przez środowiska skupione wokół "Gazety Wyborczej" i "Krytyki Politycznej" mają na celu "zablokowanie marszu", który jest przez nie określany jako "faszystowski". W tym celu powołano koalicję "Porozumienie 11 Listopada", która organizuje protesty. W ubiegłym roku podczas prób blokowania marszu doszło do zamieszek i regularnej bitwy "antyfaszystów" z policją. Zatrzymano kilkadziesiąt osób, a kilkunastu z nich postawiono zarzut czynnej napaści na policjantów, w tym m.in. obecnemu posłowi Ruchu Palikota i znanemu działaczowi gejowskiemu Robertowi Biedroniowi. W tym roku organizatorzy zapewniali, że protesty będą miały wyłącznie pokojowy charakter i w tym celu zorganizowali koncert "Kolorowa Niepodległa". Okazało się jednak, że organizatorzy do udziału w protestach zaprosili anarchistów i lewaków z całej Europy, w tym cieszących się złą sławą członków niemieckiej Antify, znanych z tego, że co roku uczestniczą w zadymach z policją. Nie inaczej było w stolicy. Do pierwszych starć w Warszawie doszło już w południe, gdy na Nowym Świecie ok. 100 ultralewicowców i anarchistów, w większości Niemców, zaatakowało członków grupy rekonstrukcji historycznej. Wedle relacji świadków wzięli ich za narodowców. Napastnicy uzbrojeni byli w kije i pałki. Do akcji wkroczyła policja. Bojówkarze rozbici przez nią schronili się w należącej do lewicowej "Krytyki Politycznej" kawiarni "Nowy Wspaniały Świat". Tam też policjanci znaleźli pałki, kastety, gaz łzawiący. Samych zadymiarzy zatrzymano. "Antyfaszyści z Niemiec, tak samo jak antyfaszyści z Czech czy Białorusi, ale przede wszystkim z całej Polski, przyjechali do Warszawy, aby wesprzeć "Porozumienie 11 Listopada". - Nie ukrywaliśmy tego i nie wstydzimy się tego, gdyż sprzeciw wobec tendencji skrajnie prawicowych w Europie wymaga międzynarodowego zaangażowania" - napisali później organizatorzy z Porozumienia. Walka z policją Niestety, zadymiarze znaleźli się również po drugiej strony barykady. Co prawda 20 tys. ludzi spokojnie przeszło w marszu pod pomnik Dmowskiego, niosąc flagi narodowe i skandując patriotyczne hasła, jednak w tym samym czasie w miejscu rozpoczęcia marszu na placu Konstytucji trwała regularna bitwa z policją. Wywołali ją towarzyszący marszowi chuligani i kibole, którzy chcieli się dostać do blokujących go uczestników "Kolorowej Niepodległej". W ruch poszły kamienie i kawałki kostki brukowej. Po kilkudziesięciu minutach policji udało się opanować sytuację i wyłapać najagresywniejszych uczestników zajść. Wówczas zadyma przeniosła się w okolice miejsca zakończenia marszu. Tam również doszło do starć z policją i podpalenia samochodu telewizji TVN. Bilans starć to kilkanaście zniszczonych samochodów, uszkodzone przystanki tramwajowe i autobusowe oraz kilkadziesiąt osób rannych. W sumie po zamieszkach zatrzymano 210 osób, w tym aż 92 Niemców. - Prokuratura przedstawiła zarzuty 46, w tym 35 zarzucono czynną napaść na policjanta - poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Monika Lewandowska. Kolejnym 20 osobom zarzuty postawili policjanci. Z działań funkcjonariuszy 11 listopada zadowolone są władze. - Policja wzorowo wykonywała swoje obowiązki - uważa premier Donald Tusk. - Musimy się bez histerii zastanowić, czy potrzebne są zmiany przepisów, jeśli chodzi o swobodę manifestacji i wyrażania poglądów. Jak poinformował wcześniej minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, w grę wchodzić może m.in. wprowadzenie zakazu zasłaniania twarzy podczas demonstracji oraz wprowadzenie odpowiedzialności finansowej za straty dla organizatorów marszów i protestów. Ci jednak nie mają sobie nic do zarzucenia. Organizatorzy Marszu Niepodległości twierdzą, że zamieszki wywołali chuligani i prowokatorzy, którzy z samym marszem nie mieli nic wspólnego. - Robiliśmy wszystko, co było możliwe, by zapewnić bezpieczeństwo - zapewniają liderzy Młodzieży Wszechpolskiej. Lewicowe organizacje, które blokowały marsz, twierdzą, że nie zapraszały bojówek ani z Polski, ani z zagranicy. Przedstawiciele "Krytyki Politycznej" grożą, że wszystkich, którzy tak twierdzą, będą podawać do sądu. A przedstawiciele Niemców, którzy "blokowali" marsz, stwierdzili, że nikogo nie atakowali, lecz jedynie się bronili. Co dalej z Marszem? Niezależnie od tego, kogo obarczyć winą za zamieszki, trzeba postawić sobie pytanie, czy wobec tego typu zajść dalsza organizacja Marszu Niepodległości w takiej formule ma sens. Oczywiście trudno nie zgodzić się z argumentem zwolenników Marszu, którzy podkreślają, że był on w pełni legalny, a to jego przeciwnicy łamią prawo, próbując go blokować, i że gdyby nie te próby, żadnych zamieszek by nie było i marsz spokojnie doszedłby do celu. Jednak eskalacja emocji wokół Marszu jest faktem i nie wiadomo, do czego może doprowadzić w przyszłości. Ma też efekt uboczny. Już teraz Marsz i towarzyszące mu zadymy niemal całkowicie zdominowały przekaz medialny 11 listopada. Obchodzone tego dnia Święto Niepodległości znalazło się w ich cieniu. Na szczególne potępienie zasłużyły organizacje lewicowe, które ściągnęły do stolicy niemieckich anarchistów. To swoisty paradoks historii, że po 93 latach od wielkiej radości na ulicach Warszawy z powodu odzyskania niepodległości z rąk Niemców, niemieccy bojówkarze biją w dniu tej rocznicy Polaków za posiadanie biało-czerwonej flagi lub historycznego munduru. Łukasz Nowak