Przy okazji zbliżającej się wielkimi krokami olimpiady w Pekinie, wiele mówi się również o łamaniu praw człowieka przez chiński reżim komunistyczny. Słyszymy więc o prześladowaniu mnichów buddyjskich, Tybetańczyków czy nawet Ujgurów, natomiast mało lub zgoła wcale o chrześcijanach, których religijne prawa deptane są na każdym kroku. Doskonałą okazją do "nadrobienia" tych zaległości jest obchodzony w tym roku po raz pierwszy Dzień Modlitw za Kościół w Chinach. Intencja Benedykta XVI była tutaj niezwykle czytelna - 24 maja przypada bowiem wspomnienie liturgiczne Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych a jednocześnie jest to także święto patronalne głównego chińskiego sanktuarium maryjnego w Sheshan koło Szanghaju. Jednak chińskie władze także nie zamierzają zasypywać gruszek popiele. Już dziś potencjalni pielgrzymi mają więc poważne problemy z dotarciem do sanktuarium, ponieważ znacznie ograniczono, a w "gorące" dni całkowicie zakazano ruchu drogowego na autostradach w pobliżu Sheshan. Oficjalne biura podróży nie organizują żadnych pielgrzymek, a wynajęcie na własną rękę autobusu czy pokoju hotelowego graniczy z cudem. Najbardziej znani duchowni i świeccy działacze katoliccy muszą zaś liczyć się z prewencyjnym zatrzymaniem na czas uroczystości. A przecież są to i tak łagodne środki w porównaniu z tymi, jakie stosowane są zazwyczaj wobec chińskich katolików. Stan dychotomii Pierwszą rzeczą jaka przychodzi do głowy, kiedy pada nazwa "Kościół w Chinach", jest słowo "podział". Wszystko zaczęło się od wydalenia w 1951 roku nuncjusza apostolskiego i zerwania przez komunistyczne Chiny oficjalnych stosunków ze Stolicą Apostolską. Pekin poszedł jednak dalej - w 1957 roku władze komunistyczne utworzyły Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich. Tym samym powstał oficjalny "koncesjonowany" związek katolików, duchownych oraz świeckich i zarazem jedyny, który ma prawo działać w Państwie Środka. Oczywiście wszystko to dzieje się pod ścisłą kontrolą Pekinu. Bo z Watykanem "patrioci" nie utrzymują formalnie żadnych związków. Ci, którzy nie chcieli pogodzić się z tą sytuacją, zeszli do podziemia. I takim to sposobem doszło do małej chińskiej schizmy: z jednej strony mamy więc "patriotyczny" Kościół oficjalny, z drugiej zaś podziemny, nieuznawany przez władze Kościół "milczenia", zwany też katakumbowym. Liczebność obu Kościołów jest mniej więcej porównywalna, ale trudno tu o jakieś precyzyjne dane. Nieoficjalnie mówi się o liczbie co najmniej 12 milionów katolików należących łącznie do obu Kościołów. O Ile rzecz jasna chińskich "patriotów" można w ogóle określić mianem "Kościoła". Ale nawet wśród tych ślepo posłusznych funkcjonariuszy systemu komunistycznego nie brakuje porządnych ludzi, którzy nie raz narażali się na prześladowania ze strony władz, choćby poprzez swoje zbytnie "przywiązanie" do Biblii. Nie miejmy jednak złudzeń -o ile życie katolika "patrioty" nie zawsze jest łatwe, to cóż dopiero mają powiedzieć katolicy wierni Papieżowi? Represje wobec tych ostatnich trwają nieprzerwanie od ponad 50 lat, a jedyne co się właściwie zmienia, to tylko skala ich stosowania. Wieczorek zapoznawczy Jak wygląda "zestaw obowiązkowy" aplikowany nieposłusznym katolikom? Zaczyna się "po dobroci" - kapłan Kościoła podziemnego umieszczany jest z reguły w jakimś odosobnionym miejscu, gdzie poddawany jest "sesji poznawczej", polegającej na uświadamianiu mu "dobrodziejstw" wynikających z przystąpienia do Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich. W przypadku niepoddania się owej reedukacji , duchowny - na mocy tajnego dokumentu partii komunistycznej z sierpnia 1999 roku - zostaje pozbawiony "wszelkich praw do prowadzenia działalności kapłańskiej". Jeśli zaś kontynuuje swoją posługę, popełnia przestępstwo "nielegalnej działalności religijnej". Jaka kara czeka sprawców tak "straszliwej zbrodni"? A to już zależy od inwencji i kaprysu komunistycznych mandarynów. Może to być osadzenie w laogai - chińskim odpowiedniku sowieckiego gułagu, gdzie kapłan poddany zostanie reedukacji przez wyniszczającą pracę. Może być też on aresztowany na krótki czas, potem wypuszczony, znowu zatrzymywany i tak w nieskończoność, zapoznając się po drodze z brutalną rzeczywistością chińskiego systemu penitencjarnego - biciem elektryczną pałką, przetrzymywaniem tygodniami w celi wypełnionej lodowatą wodą, albo traktowaniem jako "kukła" używana przez chińskich komandosów do treningów. Może też wreszcie całkowicie zniknąć, tak jak stało się z biskupem Su Zhiminem, którego po raz ostatni widziano żywego w szpitalu w listopadzie 2004 roku. Los tego ostatniego podobnie jak kilkudziesięciu innych chińskich duchownych pozostaje do dziś nieznany.