Wchodząc do przeciętnego sklepu z zabawkami, łatwo jest nabawić się oczopląsu. Gorzej, kiedy przychodzi do konkretnego zakupu... Jest kilka żelaznych zasad, którymi odpowiedzialny rodzic powinien się w takiej sytuacji kierować. Po pierwsze, trzeba brać pod uwagę wiek dziecka, bo z niego wynikają możliwości użycia przez nie danej zabawki. Po drugie, zabawka musi być całkowicie bezpieczna dla dziecka. Nadal wszak zdarzają się zabawki z materiałów nieatestowanych, mogące zawierać szkodliwe toksyczne barwniki, elementy ostre, wystające. I to rodzic musi sprawdzić przed zakupem. I trzecią - według mnie najważniejszą - zasadą jest ta, która dotyczy samego rodzica. Chodzi o to, by spostrzegł on i zrozumiał, komu i po co tę zabawkę kupuje. Bo wielu rodzicom niestety myli się to, czego potrzebuje dziecko, z tym, co się im wydaje, że dziecku jest potrzebne, albo co dziecko chciałoby dostać. Taki rodzic kieruje się bardziej swoim wyobrażeniem niż faktycznym oglądem rzeczywistości. Syndrom dużego dziecka? Wielu rodziców w dzieciństwie nie miało w sposób właściwy zaspokojonych potrzeb związanych z zabawą i z zabawkami. I teraz, kiedy kupują zabawkę dla własnego dziecka, zaspokajają nie tyle jego potrzeby, co swój deficyt. A to są dwie zupełnie różne sprawy. Stąd się biorą anegdotki o tatusiach kupujących skomplikowane kolejki elektryczne, którymi się potem sami bawią. Jeżeli jednak rodzic nauczy się te sprawy oddzielać, to intuicyjnie bardzo dobrze wybierze dla dziecka zabawkę pod jego kątem. Czyli taką, która... ...umożliwia dziecku rozwój tych funkcji, jakie w danym momencie jego życia powinny być ćwiczone. A więc dla malutkiego dziecka będzie to duża zabawka, która pomoże w koncentracji wzroku, w nauce manipulowania, precyzji, koordynacji ruchów rąk. Dla większego dziecka wybierzemy zaś zabawkę rozwijającą jego zdolności manualne, pomysłowość i wyobraźnię, czyli umiejętność piętrzenia, układania, dokładania, rozróżniania kolorystycznego itd. Zresztą samo dziecko spontanicznie, w naturalny sposób, zmienia sobie rodzaj zabawy i przechodzi od zabaw ruchowych, ćwiczących wielkie ruchy, do zajęć bardziej spokojnych, kształtujących precyzję. Chodzi jedynie o to, żebyśmy za bardzo dziecku w tych momentach nie przeszkadzali, a jedynie ewentualnie podsuwali mu coś, co będzie przydatne jako narzędzie rozwojowe. W bawarskich przedszkolach zabawki wysyła się nawet od czasu do czasu "na wakacje"... To bardzo fajny pomysł - o ile oczywiście jest to robione tylko na jakiś czas i nie ma na celu wymierzenia kary,czy też nie jest podszyte jakąś błędną ideologią, zakładającą, że dziecko w ogóle nie powinno mieć zabawek. A więc zabawki idą spać, albo jadą na wakacje, do głosu dochodzi zaś dziecięca pomysłowość i wyobraźnia. Ale dzieci nie mogą zostać tylko i wyłącznie w czterech pustych ścianach. Trzeba dać im jakieś produkty bazowe, np. piasek, glinę, drewno, koce albo materace, które maluchy wykorzystają do stworzenia czegoś nowego. I choć dzieci są na początku zdezorientowane, bo nie mają telewizora, gier komputerowych czy zmechanizowanych zabawek, to bardzo szybko zaczynają sobie jednak wspaniale radzić jako biwakowicze, mieszkańcy bezludnej wyspy, kosmonauci na Księżycu itp. To jest dla dzieciaków wielka frajda i świetna zabawa, ucząca przy okazji samodzielności myślenia, wyrabiająca postawę twórcy, a nie tylko odbiorcy, nastawionego wyłącznie na konsumpcję. Żadna zabawka nie wzbudza tylu kontrowersji co lalka. Z jednej strony przygotowuje ona dziewczynki do ich przyszłej roli jako matek, a z drugiej mamy cały samonapędzający się biznes wokół lalki Barbie? Głaskanie czy przytulanie lalki na pewno wpływa na rozwój zachowań opiekuńczych i uczy dziecko empatii. Przede wszystkim jednak lalka jest dla dziecka na początku nim samym i ono tak naprawdę przeżywa siebie w tej lalce. To bardzo ważne. Potem stopniowo uczy się odróżniania siebie od nie-siebie, od mamy, od rówieśników. To jest trudna nauka, dość powiedzieć, że wielu dorosłych ma z tym cały czas problem, pozostając wciąż w pozycji symbiotycznej i wchodząc w związki symbiotyczne, czyli niepartnerskie. A Barbie? Przed wojną była lalka Shirleyka, stylizowana na Shirley Temple - obiekt marzeń prawie każdej małej dziewczynki. Teraz jest Barbie. To jest tylko kwestia odpowiedniej reklamy i kształtowania określonych gustów konsumpcyjnych. Ale Barbie jest też dziś wyznacznikiem mody i dziecięcych trendów. Spotkałem się nawet z takimi opiniami, że jej nazbyt wychudzona sylwetka może w przyszłości wywoływać u dziewczynek zachowania prowadzące do anoreksji... Jeżeli będziemy zdawać sobie sprawę z tych wszystkich zagrożeń, to będziemy też potrafili zwracać dziecku uwagę na różnicę między rzeczywistość a wyobrażeniem i fantazją na temat tego, jak kobieta czy dziewczynka powinna wyglądać. I tu jest pole do codziennej, żmudnej pracy z dzieckiem. To także pokazywanie przez rodziców i wychowawców dobrych wzorców. I wtedy "efekt Barbie" nie będzie groźny. A czy Pani kupiłaby swoim dzieciom lalkę Barbie? Ja nawet kiedyś taką, co prawda nieoryginalną, Barbie kupiłam. Gorsze było bowiem dla mnie to, że jedna z moich córek, gdy jeszcze nie miała Barbie, zazdrościła jej innym dzieciom, czuła się gorsza, próbowała ją komuś psuć czy nawet ukraść, byle tylko mieć taką lalkę dla siebie. Bo nam się tylko z pozoru wydaje, że jeśli dziecku odmówimy czegoś w dobrej intencji, to ono się z tą naszą intencją zgodzi. Dziecko zawsze oficjalnie przyzna rację rodzicom, ale w duchu może myśleć inaczej. Tyle że w takim przypadku ono wcale nie uczy się indywidualności, ale zakłamania, bo nie ujawnia tego, co tak naprawdę czuje. W wychowaniu chodzi zaś o to, żeby w sposób delikatny i dyplomatyczny pokazywać dziecku, że dana rzecz, przeciwko której my się opowiadamy - a ono wprost przeciwnie - wcale taka atrakcyjna nie jest. Wszak najbardziej pożądane jest to, czego nie mamy. A jak dziecko dostanie już tę swoją wymarzoną lalkę, to wtedy możemy zapytać: no i co w niej jest takiego interesującego? Wspomniała Pani o telewizorze i grach komputerowych - dla wielu rodziców to także jest rodzaj zabawki? Telewizja nie jest żadną zabawką, a jedynie rozrywką. I jako taka powinna być odpowiednio dozowana. Przecież człowiek nie poświęca rozrywce 24 godzin na dobę, bo oprócz tego ma jeszcze inne zajęcia i obowiązki. Jestem zresztą zdania, że dziecko w wieku do czterech, a przynajmniej do dwóch lat, w ogóle nie powinno wiedzieć, że coś takiego jak telewizor istnieje. Podobnie jeśli chodzi o gry komputerowe. Ale nie chciałabym też wszystkiego demonizować. Są bowiem takie gry, które świetnie uczą koordynacji wzrokowo-manualnej, poprawiają czas reakcji albo przygotowują do szybkiego pisania. Należy je zatem traktować jako przyjemne ćwiczenia edukacyjne. Wiadomo zaś, że poprzez zabawę uczymy się dużo szybciej? Zabawa w ogóle pełni niezwykle istotną rolę w całym procesie rozwojowym dziecka. Pamiętajmy, że małe dziecko cały czas poznaje świat i cały czas się czegoś uczy. My mówimy, że ono się bawi, ale to nieprawda. Dziecko potrafi sto razy rzucać tą samą zabawką na podłogę; rodziców może to denerwować, tymczasem ono tak naprawdę uczy się w ten sposób, że jak coś puszcza, to ta rzecz spada; że jak mu coś znika z pola widzenia, to może mu się to ponownie pojawić, a więc nie traci tego raz na zawsze. Dziecko uczy się w ten pozornie bezmyślny sposób pewnych czynności i automatyzmów, które później wchodzą człowiekowi w krew. Dobry rodzic powinien? To już jest kwestia indywidualna. Im starsze dziecko, tym mniej potrzebuje ono ingerencji rodzica w zabawę. Rodzice powinni wychodzić od spontanicznej działalności dziecka, podejmując ją i ewentualnie jedynie lekko modyfikując. Bardzo często bywa jednak tak, że w trakcie, gdy dziecko się bawi, wchodzimy z własnym pomysłem. Ale dziecko nie jest naszym partnerem, dlatego nie wyręczajmy go w zabawie, nie zabierajmy mu przestrzeni do zabawy i sami nie zaczynajmy się bawić. Rodzic po prostu musi być obecny przy dziecku, ono musi czuć jego obecność i wtedy doskonale się bawi. Jeśli zaś chce zagrać z nami w warcaby czy w piłkę, to oczywiście włączajmy się w to. Najważniejsza jest jednak nie ilość, ale jakość czasu, jaki spędzamy z dzieckiem.