Poniedziałek 19 kwietnia 1943 roku w Warszawie był spokojny i ciepły. Dla postronnych warszawiaków nic nie wskazywało na to, że tego dnia wybuchną walki w getcie, nazwane później powstaniem w getcie warszawskim i uznane przez Żydów za największe nowożytne powstanie żydowskie. Za trzyipółmetrowymi murami Niemcy, od kwietnia 1940 roku, stłoczyli ponad 450 tysięcy ludzi, na nieco ponad czterech kilometrach kwadratowych. To było miasto w mieście. Żydzi tu mieszkali, pracowali. Odbywały się nawet koncerty, seanse filmowe. Pozory życia w mieście śmierci. Lecz to było miasto Żydów, którym nie wolno było opuszczać jego murów. Ani też nie pozwalano nikomu ich odwiedzać bez specjalnej przepustki. Miasto ludzi coraz bardziej pozbawianych dostępu do jedzenia, do wody. Dziennie umierały ich setki, z czasem tysiące. Z wycieńczenia, tyfusu, zakatowania. Stąd też wywozili ich Niemcy do obozów koncentracyjnych. Często przy wymuszonym na Żydach akompaniamencie muzyki i śpiewu... "Bo tam żądali od nas / pieśni ci, którzy nas uprowadzili / pieśni radości ci, którzy nas uciskali"... (Ps 137, 3.) O sytuacji polskich Żydów środowiska żydowskie w USA czy Kanadzie były informowane już od pierwszych tygodni wojny przez kurierów Polskiego Państwa Podziemnego. Zarówno o zsyłaniu ich do obozów i poddawaniu tam eksterminacji, jak i o zakładaniu gett w kilkudziesięciu miastach Polski. A także o wydanym przez Niemców rozkazie mordowania wszystkich Polaków, którzy pomagają Żydom. Polska była bowiem jedynym krajem, gdzie wprowadzono tego rodzaju niemiecki rozkaz. Jednak Żydzi mieszkający w tamtym czasie w wolnych krajach albo nie wierzyli w te informacje, albo też nie chcieli uwierzyć w niespotykane dotychczas okrucieństwo człowieka wobec człowieka. Wcale więc, bądź tylko w niewielkim stopniu, starali się pomóc swym żydowskim braciom w Polsce. Żołnierze powstania Informacje o "jakichś" przygotowaniach Żydów do walki docierały do Niemców od końca 1942 roku. Odkryto m.in. jedno z budowanych podziemnych umocnień. Na początku stycznia 1943, po wizytacji Himmlera, z getta zaczęto wywozić coraz więcej ludzi do obozów śmierci. Wkrótce potem niemiecki konwój prowadzący Żydów na wywózkę został zaatakowany przez żydowskich żołnierzy podziemia (ŻOB). Niemcy nie wiedzieli jak dużymi siłami dysponują powstańcy. Aby nie dopuścić do ponownego zaskoczenia, dwa miesiące później sami zaatakowali. Przed południem 19 kwietnia na teren getta weszły silnie oddziały SS, Wehrmachtu, jak również formacji łotewskich i ukraińskich. Wcześniej dowódcą "likwidacji" getta został komendant warszawskiej SS i policji pułkownik Ferdynand von Sammern-Frankenegg. Jednak żydowscy powstańcy odparli ten atak. Po "kompromitacji narodu niemieckiego", jak miał powiedzieć Himmler, do dowodzenia w getcie mianowany został generał SS Jürgen Stroop. - Każdego dnia płonęły domy po stronie żydowskiej. Staraliśmy się, jak mogliśmy, pomagać żołnierzom powstania. Jeszcze w trakcie walk dostarczaliśmy im broń: pistolety, granaty, zapalniki. Wiem, że dziewczyny dostarczały środki opatrunkowe. Każdego też dnia z kanałów odbieraliśmy na naszą stronę ludność żydowską. Na początku maja odebraliśmy w ten sposób także kilkunastu żołnierzy ocalałych z powstania w getcie. Podczas powstania warszawskiego czterech z nich było w moim oddziale walczącym na Starówce. Trzej byli z ŻZW, jeden z ŻOB. Na kilka dni przed zakończeniem powstania dwóch z ŻZW zginęło. Pozostali przetrwali szczęśliwie. Byli niezwykłymi ludźmi. Nazywałem ich żołnierzami dwóch powstań. Z jednym z nich "spotkałem się" później na Rakowieckiej. Był jak ja więźniem komunistów. Miał długi wyrok. Wiem, że pod koniec lat pięćdziesiątych wyjechał na Zachód. - opowiadał w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Bronisław Godlewski, w czasie powstania w getcie żołnierz AK. Po wojnie skazany na dożywocie. W powstaniu ze strony żydowskiej udział wzięli w większości żołnierze Żydowskiego Związku Wojskowego, wchodzącego w skład polskich podziemnych struktur wojskowych. Byli w nim na ogół żydowscy żołnierze i oficerowie służący przed wojną w polskiej armii. W czasie wojny będący w strukturach konspiracyjnych Polskiego Państwa Podziemnego. Te powiązania skutkowały również w czasie powstania w getcie. W dniu jego rozpoczęcia oddziały Armii Krajowej zaatakowały Niemców przebywających w bliskości getta, w ten sposób odciągając ich od walk powstańczych. Żołnierze AK podjęli również próby rozbicia murów getta. Niestety, żadna z nich nie skończyła się powodzeniem. W największej kilkudniowej bitwie powstania, na placu Muranowskim, żołnierzy ŻZW wspierał oddział AK i żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa pod dowództwem kapitana Henryka Iwańskiego. Oddział kpt. Iwańskiego był też największym "dostawcą" broni dla powstańców żydowskich.