Polscy żołnierze ranni w misjach trafiają m.in. do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Mają różne obrażenia: urazy wielonarządowe, rany postrzałowe, uszkodzenia słuchu, oparzenia, a także zaburzenia psychiczne wywołane wojennym stresem. Te ostatnie, chociaż niewidoczne gołym okiem, wcale nie leczą się łatwiej. - Najczęściej trafiają do nas żołnierze cierpiący na PTSD, czyli zespół stresu potraumatycznego (z ang. posttraumatic stress disorder). Na zespół ten składają się m.in. nawracające przykre wspomnienia i koszmarne sny związane z urazem, zobojętnienie uczuciowe, apatia, drażliwość, wybuchy gniewu, nadmierna czujność i podejrzliwość. Z objawami tymi współwystępują często: lęk i depresja, dolegliwości żołądkowo-jelitowe i inne objawy somatyczne. Zaburzenia związane ze stresem bojowym u niektórych żołnierzy są tak duże, że - mimo stosowanego podczas misji leczenia - uniemożliwiały im dalsze pełnienie służby i musieli być ewakuowani do kraju - mówi doc. Stanisław Ilnicki z Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Twardziele potrzebują czułości Żołnierze z PTSD unikają rozmów na temat misji, nie mogą oglądać filmów i programów o tej tematyce. Przelatujący helikopter może wywołać u nich objawy paniki, kojarzy się z sytuacją zagrożenia, wojną, transportem rannych. Krzyczą przez sen, cierpią na nadmierną czujność. Zdarza się, że w nocy budzi ich najmniejszy szmer, wychodzą z domu, by "patrolować teren", zachowują się jakby cały czas pełnili wartę. Wszystko to negatywnie odbija się na ich życiu rodzinnym. Np. w przeprowadzonych przez Pentagon ankietach aż 20 proc. amerykańskich żołnierzy służących w Iraku stwierdziło, że z powodu przeżyć wojennych im małżeństwo rozpadło się. Dochodzi do kłótni małżeńskich i nieporozumień z dziećmi, życie rodzinne bywa wystawione na ciężką próbę. Żołnierz wracający z misji pragnie czułości, spokoju i odpoczynku, tymczasem żona, która pod jego nieobecność musiała wziąć na siebie więcej obowiązków, oczekuje od niego tego samego. Rozmijanie się oczekiwań staje się źródłem konfliktów. Niestety wielu weteranów unika kontaktu z psychologiem lub lekarzem z obawy przed środowiskową stygmatyzacją. Żołnierz, który wraca z misji ranny, jest uważany za bohatera, może czuć się dumny, bo doznane rany świadczą o jego poświęceniu i odwadze. Żołnierz, który wraca z problemami psychicznymi, uważany jest często za słabeusza, bo żołnierzowi nie wypada się załamywać. Dlatego wielu woli cierpieć w samotności, niż szukać specjalistycznej pomocy. Niektórzy szukają złudnego ukojenia w alkoholu. Koszmary wracają W USA oszacowano, że co trzeci żołnierz amerykański walczący w Wietnamie cierpiał na PTSD, po wojnie w Zatoce Perskiej co piąty, tyle samo wśród walczących w Iraku. W Polsce nikt nie przeprowadził jeszcze podobnych szacunków, ale jak się przypuszcza, co dziesiąty polski żołnierz wracający z zagranicznych misji może cierpieć na PTSD . - Niestety objawy syndromu stresu pourazowego nawracają. Niektórzy żołnierze trafiają do naszej kliniki kilkakrotnie. Są to osoby mniej odporne psychicznie, bardziej podatne na stres, które nawet nie musiały znajdować się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. Zbyt wyczerpujące dla nich mogły się okazać po prostu trudy służby wojskowej i rozłąka z rodziną. Dzieje się tak pomimo faktu, że żołnierze są przygotowywani do każdej misji. Na poligonach ćwiczą procedury, jakie będą obowiązywać w czasie prawdziwej służby, poznają kolegów, ale to oczywiście tylko symulacja, warunki zastane po wyjeździe są często zupełnie inne - mówi doc. Stanisław Ilnicki.