Dwie cezury czasowe wyznaczają dzisiejsze myślenie rządzących o mniejszościach narodowych i etnicznych w Polsce. Jedna z nich dotyczy roku 2002, kiedy to przeprowadzono pierwszy spis powszechny w nowych realiach ustrojowych naszego kraju. Pozwolił on wreszcie ustalić w wiarygodny, miarodajny i pozbawiony zbędnego balastu ideologicznego sposób, ilu tak naprawdę obywateli polskich deklaruje inną od polskiej narodowość. Druga data wiąże się natomiast z uchwaleniem przez sejm w 2005 r. ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym, która wyznaczyła nowe standardy w zakresie ochrony praw mniejszości narodowych w Polsce. Przeszacowania, oszacowania Aż do 2002 r. liczba "niepolskich" Polaków podlegała tak naprawdę ocenie jedynie "na oko". Dane, jakimi dysponowały stosowne komórki Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, nie były zbyt precyzyjne i opierały się głównie na deklaracjach samych zainteresowanych oraz skąpych informacjach pochodzących od poszczególnych wojewodów. Przykładowo liczbę Niemców szacowano w przedziale 300-500 tys. osób, Białorusinów 200- 300 tys., a Polaków tatarskiego pochodzenia na ok. 5 tys. osób. Tymczasem dane zebrane w czasie ostatniego Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań okazały się znacznie skromniejsze. Narodowość niemiecką zadeklarowało w nim jedynie 147 094 obywateli polskich, białoruską 47 640 obywateli, a tatarską zaledwie 447 osób! Podobne przeszacowania zanotowano także wśród innych mniejszości narodowych i etnicznych. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można więc przypuszczać, że i dzisiejsze dane statystyczne, na których bazuje MSWiA, znacząco odbiegają od rzeczywistości, ponieważ dotyczą one stanu na maj-czerwiec 2002 r. Od tamtej pory zanotowano jednak jeszcze większy spadek przyrostu naturalnego w naszym kraju oraz zwiększoną skalę migracji w związku z otwarciem przed polskimi obywatelami granic Unii Europejskiej. Ponadto demografowie zwracają uwagę na postępujący cały czas proces asymilacji, który sprawia, że coraz więcej osób czuje się już bardziej Polakami niż "obywatelami polskimi niepolskiego pochodzenia". Wiarygodne i aktualne informacje statystyczne przyniesie więc dopiero następny, przyszłoroczny, spis powszechny. Ślązak jak Polak Przez kilkanaście lat istnienia III RP nie obowiązywały również żadne precyzyjne kategoryzacje prawne, które ustalałaby w sposób jednoznaczny, kogo można, a kogo nie można uznać za przedstawiciela narodowościowej mniejszości. Oczekiwaną zmianę przyniosła dopiero ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym z 2005 r., nie bez przyczyny nazywana "konstytucją dla mniejszości". Stanowi ona, że mniejszością narodową jest grupa polskich obywateli, będąca m.in. "mniej liczebna od pozostałej części ludności Rzeczypospolitej Polskiej" oraz "utożsamiająca się z narodem zorganizowanym we własnym państwie". Natomiast mniejszość etniczna, choć "nie utożsamia się z narodem zorganizowanym we własnym państwie", dąży jednak do zachowania swojego "wyraźnie odmiennego języka, kultury lub tradycji". Kierując się tymi dwoma definicjami, państwo polskie oficjalnie uznało dziewięć mniejszości narodowych - białoruską, czeską, litewską, niemiecką, ormiańską, rosyjską, słowacką, ukraińską i żydowską oraz cztery etniczne - karaimską, łemkowską, romską i tatarską. Tutaj jednak pojawił się poważny problem. Na liście mniejszości zabrakło bowiem Ślązaków, którzy podczas spisu powszechnego w 2002 r. w największej liczbie zadeklarowali swoją odmienną narodowość (uczyniło tak ponad 173,2 tys. osób) oraz Kaszubów (odpowiednio (5,1 tys. obywateli). Ustawodawca uznał, że zwłaszcza ci pierwsi nie mają cech charakteryzujących odrębny naród, a co najwyżej grupę etniczną: lokalną tradycję oraz gwarę, stanowiącą jedynie dialekt oficjalnego języka państwowego. Ślązacy odpowiedzieli skargą w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. I choć ani polskie sądy, ani Trybunał w Strasburgu nie uznały do tej pory prawa do rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej, to problem pozostaje nadal nierozwiązany, a batalia prawna w tej sprawie zdaje się dopiero rozkręcać. Język do pomocy Ustawa z 2005 r. okazała się rewolucyjna nie tylko z powodu nowych definicji, ale także ze względu na poszerzenie zakresu praw językowych przysługujących mniejszościom narodowym i etnicznym w Polsce. Wprowadzono w niej przede wszystkim pojęcie tzw. języka pomocniczego. Można się nim posługiwać w organach tych gmin, w których dana mniejszość stanowi nie mniej niż 20 proc. mieszkańców. Takich ośrodków jest w Polsce ok. trzydziestu, rozmieszczonych w trzech województwach: opolskim, podlaskim oraz pomorskim. Ponadto w ustawie usankcjonowano pełne "prawo do używania i pisowni swoich imion i nazwisk zgodnie z zasadami pisowni języka mniejszości" oraz - przy wspomnianym wyżej wymogu 20-proc. - stosowanie "dodatkowych tradycyjnych nazw w języku mniejszości", które mogą być używane obok polskich urzędowych nazw miejscowości ulic i obiektów fizjograficznych. Najważniejszym dokumentem dla "mniejszościowców" pozostaje jednak nadal Konstytucja RP, która gwarantuje obywatelom polskim należącym do mniejszości narodowych i etnicznych wolność zachowania i rozwoju własnego języka, religii, obyczajów i tradycji oraz rozwoju własnej kultury. Łukasz Kaźmierczak