Według tego zamysłu mają być wydłużane urlopy macierzyńskie, co dwa lata o kolejne dwa tygodnie, tak aby w 2014 roku osiągnęły długość sześciu miesięcy. Projekt przewiduje, iż część urlopu przysługiwać będzie ojcu, zgodnie z feministycznym postulatem, mówiącym iż jest on równie potrzebny w wychowaniu i karmieniu niemowlęcia jak matka. W dokumencie powraca się także do przyznanych matkom będących na urlopach wychowawczych w okresie AWS-u wyższych składek emerytalnych. Z rządowych zapowiedzi wynika... iż dokument ten ma być sztandarowym w rządowej polityce prorodzinnej. Szkopuł w tym, że zarówno dla rządu Tuska, jak i wcześniej dla rządu Kaczyńskiego polityka prorodzinna nie jest żadnym priorytetem, a proponowane rozwiązania nie są odpowiedzią na dramatyczny kryzys demograficzny. Na przykład wydłużenie urlopów o dwa tygodnie kosztuje budżet państwa ok. 160 mln złotych, czyli ułamek wydatków budżetowych. Tak więc proponowane rozwiązania są jedynie pozorowaniem polityki prorodzinnej. Nawet w świetle przygotowanego wcześniej rządowego raportu na temat sytuacji demograficznej są to rozwiązania dość żałosne. Założeniem tego projektu... tak za rządu Kaczyńskiego, jak i obecnie jest bowiem koncepcja bezkosztowego prowadzenia polityki prorodzinnej. Taki był bowiem także charakter ogłoszonego, przez rząd Kaczyńskiego, w roku ubiegłym rządowego programu polityki prorodzinnej. Jak widać, rząd Tuska wiernie kontynuuje program Kaczyńskiego. Ale mit polityki bezkosztowej jest szkodliwym złudzeniem, którego cenę społeczeństwo będzie musiało ponieść już w stosunkowo niedalekiej przyszłości. Mamy bowiem w Polsce... bardzo głęboki kryzys demograficzny o możliwie katastrofalnych skutkach dla całego polskiego społeczeństwa, a zwłaszcza dla emerytów i polskiej gospodarki. W roku ubiegłym tzw. współczynnik reprodukcji prostej, czyli współczynnik zastępowalności pokoleń wyniósł tylko 1,2, gdy do prostej zastępowalności pokoleń ten współczynnik musi wynosić przynajmniej 2,1. Po raz ostatni pokolenie dzieci odtwarzało pokolenie rodziców w roku 1988. Od tego momentu nastąpił głęboki spadek urodzeń. Do roku 1993 poziom urodzeń kształtował się na poziomie powyżej 500 tys. Od tego roku urodzenia spadły poniżej tego poziomu, a po roku 1998 spadły poniżej 400 tys. W roku ubiegłym urodziło się 388 tys. dzieci. Oznacza to, iż pokolenie dzieci było o 42 proc. mniej liczne od pokolenia rodziców. Obecnie już dziesiąty rok mamy do czynienia z bezwzględnym spadkiem ludności Polski, a pokolenie powojennego wyżu demograficznego nie weszło jeszcze nawet w wiek emerytalny. Do roku 2020 liczba Polaków zmniejszy się o milion osób. W 2030 roku będzie nas 35,7 mln, a do 2050 roku ubędzie ponad 20 proc. społeczeństwa. Gdy w roku 2006... ludność powyżej 65. roku życia stanowiła 16 proc., to w 2030 roku będzie stanowić 30 proc. całej polskiej populacji. Oznaczać to będzie gwałtowny wzrost wydatków na utrzymanie systemu emerytalnego. Jak podała "Gazeta Prawna", w latach 2009-2013 w systemie emerytalnym zabraknie 157 miliardów złotych. A to jeszcze przed wejściem w wiek emerytalny pokolenia wyżu. Wraz z wchodzeniem tego wyżu w wiek emerytalny, także w wiek produkcyjny zacznie wkraczać niż demograficzny lat 90. Oznacza to z jednej strony gwałtowny wzrost wydatków systemu emerytalnego, z drugiej zaś spadek liczby osób wypracowujących te emerytury. W konsekwencji sytuacja ta zagraża głęboką niestabilnością systemu emerytalnego i koniecznością pokrycia niedoborów z budżetu państwa. A to z kolei oznacza mniej pieniędzy nie tylko na inwestycje, edukację, policję, uposażenia sfery budżetowej, ale także radykalny wzrost obciążeń całej gospodarki. Konsekwencją takiej sytuacji będzie kryzys nie tylko systemu emerytalnego i finansów publicznych, ale także kryzys gospodarczy. Odpowiedzią na ten kryzys będzie emigracja młodego pokolenia, niechętnego ponoszeniu wzrastających kosztów systemu emerytalnego. A to już grozi zupełnym jego załamaniem. Po prostu nie będzie komu pracować na nasze emerytury. Kryzys demograficzny jest największym zagrożeniem przyszłości naszego narodu i wymaga natychmiastowych i zdecydowanych działań, by nie przemienił się w katastrofę demograficzną. Jedynym ratunkiem jest wzrost urodzeń.