Niedawno w jednej z nowojorskich szkół średnich aż dwie ekipy filmowe kręciły filmy dokumentalne o uczniach, i jednocześnie dziennikarze lokalnej gazety przeprowadzali z nimi wywiady na temat presji w ich szkole. Przypadek? Wszystko wskazuje na to, że nie, co więcej, można nawet powiedzieć, iż jest to w Stanach Zjednoczonych najnowszy trend. Warto zastanowić się, czy pozytywny. Nieśmiałość? Nie, tupet! Co ciekawe, reżyserzy kręcący filmy dokumentalne w wyżej wspomnianej szkole byli zaskoczeni, jak szybko i bez większych problemów nastolatki przywykły do obecności kamer. Przyznali, iż na początku swojej pracy mieli obawy, czy w ogóle uczniowie zechcą z nimi współpracować. Podkreślali zarazem, iż nie zauważyli w ich zachowaniu cienia nieśmiałości, skrępowania, przeciwnie, wręcz tupet! Choć jest to moda obecna w kulturze zaledwie od kilku lat, już teraz pedagodzy i psychologowie zastanawiają się nad tym zjawiskiem i jego wpływem na psychikę młodego człowieka. Jednocześnie należy zauważyć, że trend na epatowanie sobą nie jest niczym nowym. Pierwsze programy typu reality pojawiły już w 1964 roku, kolejne kilka lat później. Jednak ówcześni twórcy twierdzili, iż młodzież występująca w nich okazywała irytację, wręcz nie rozumiała sensu ich powstawania. Teraz sytuacja wygląda diametralnie inaczej. Co zatem sprawia, iż młodzi ludzie coraz chętniej zgadzają się, by kamera była obecna z nimi 24 godziny na dobę? Z pewnością niemałe znaczenie ma fakt, że nie tyle inni filmują życie nastolatków, ile oni sami dokumentuję siebie nawzajem, wykorzystując do tego zdobycze techniki XX i XXI w.: własne telefony komórkowe, Internet: blogi, MySpace czy YouTube. To, co było do tej pory dla nich formą spędzania wolnego czasu, teraz zainteresowało osoby związane z przemysłem filmowym. Należy bowiem zaznaczyć, iż z jednej strony seriale o nastolatkach nie są niczym nowym, wystarczy tu tylko wspomnieć o kultowej wręcz produkcji "Beverly Hills 90210", emitowanej w latach 90. Obecnie twórcy poszli o krok dalej: seriale coraz częściej przypominają dokument z życia uczniów szkoły średniej, jak np. "Laguna Beach" czy "The Real World". Osoby występujące w nich zazwyczaj nie miały wcześniej do czynienia z showbiznesem, co gwarantuje, że sceny są jak z "życia wzięte". To tylko rozgrzewka... Pojawia się zatem zasadnicze pytanie: czy jest to dla współczesnych młodych ludzi wciąż forma zabawy, czy jednak coś więcej? Coraz częściej traktują oni występ w tego rodzaju dokumentach jako rozgrzewkę, przygotowanie przed osiągnięciem prawdziwej sławy, a nie dorosłym życiem. Zakładają, iż jest to dla nich szansa na zaistnienie, zdobycie popularności. Presja, by być rozpoznawalnym, jest tak silna, iż nie cofają się przed niczym. Podstawową zasadą tego typu produkcji jest: "nie ma bólu, nie ma zysku", trzeba zatem pogodzić się nawet z publicznym upokorzeniem za cenę bycia "na językach innych". Socjologowie zastanawiają się czy to, co widzimy na ekranie, co z samej nazwy ma być prawdziwie, nie jest przypadkiem wyreżyserowane. Główną cechą tego pokolenia jest mylne wrażenie, iż całkowicie kontroluje swój wizerunek. Często jednak nie da się ukryć młodzieńczych błędów, nie ma miejsca na weryfikację podjętej decyzji, gdyż wszystko natychmiast trafia do Internetu. Czy istnieje jeszcze dla nich granica między fikcją a rzeczywistością? Kim są po wyłączeniu kamer? Czy ich osobowość jest jedynie chwytem marketingowym? Czy tak przywykli do swojego scenicznego wizerunku, iż nie potrafią stworzyć już normalnych, codziennych relacji? Na te pytania psychologowie wciąż szukają odpowiedzi. Może warto, byśmy i my ich poszukali, zanim i u nas zaistnieje pokolenie "spójrz na mnie". Weronika Stachura