Niedziela w języku łacińskim to Dies Dominica, czyli Dzień Pański, a jeśli Pański to Boży, a zatem najlepszy z możliwych. Skoro tak, to warto, abyśmy zastanowili się, jak powinno wyglądać nasze świętowanie niedzieli. Boże drogowskazy Pan Bóg zatroskany o dobro człowieka dał nam 10 drogowskazów do nieba, a wśród nich jest jeden ze szczególnym podkreśleniem - "Pamiętaj, abyś dzień święty święcił". Każdy z nas wie, że w niedzielę należy odłożyć codzienne obowiązki i świętować. Najważniejszym obowiązkiem człowieka wierzącego w tym dniu jest uczestnictwo we Mszy św., a także powstrzymanie się od wykonywania prac lub zajęć, które przeszkadzają oddawaniu należnej czci Bogu. Czy jednak do końca rozumiemy, co kryje się pod słowem "świętowanie"? Czy potrafimy odróżnić przeżywanie niedzieli w duchu chrześcijańskim od praktyki cotygodniowego "weekendu", związanego z wypoczynkiem lub beztroskim leniuchowaniem? Mogłoby się wydawać, że niedziela, jako Dzień Pański, powinna być czymś oczywistym dla chrześcijan. Jednak okazuje się, że wcale z tą oczywistością tak łatwo nie jest. Popatrzmy na kilka obrazków świętowania. Obrazek pierwszy Kończy się niedzielna Msza św. Jeszcze podniosły śpiew: "My chcemy Boga" i wierni wychodzą z kościoła. Jedni wsiadają do samochodów, inni wędrują osiedlowymi uliczkami do swoich domów, ale najwięcej zmierza w kierunku pobliskiego sklepu. Wśród nich wiele nobliwych osób starszych. Gdyby im powiedzieć, że postępują niestosownie - pewnie bardzo by się zdziwili. Przecież nic złego nie robią, byli w kościele, sklep otwarty - w czym problem? A mnie się wydaje, że problem jest w samym słowie "świętowanie", ponieważ często spłyca się je po prostu "do pójścia do kościoła". Jeżeli przeżycie niedzieli ograniczy się tylko do uczestnictwa w Eucharystii, jako jedyny punkt świętowania, to niewiele z tego świętowania wynika i wcześniej czy później nas znuży. Zresztą nawet uczestnictwo we Mszy św. często nie jest świętowaniem, tylko po prostu zwykłym "byciem" w kościele, bez rzeczywistego uczestniczenia. Jedno jest pewne - przykazanie brzmi: "Pamiętaj, abyś dzień święty święcił", a nie "Pamiętaj, abyś w niedzielę był na Mszy Świętej". I jeszcze jeden argument trzeba wziąć pod uwagę: wyruszając na niedzielne zakupy, zmuszam innych do pracy, ograniczam ich prawo do niedzielnego wypoczynku i praktyk religijnych. Obrazek drugi Niedzielna Msza Święta. Przed kościołem grupki młodych ludzi. Niektórzy stoją milcząco, inni rozmawiają, ktoś korzysta z telefonu komórkowego. Podchodzi kapłan i zachęca do wejścia do świątyni. Jego słowa trafiają w mur obojętności. Jakby mówił w obcym języku. Ale chyba jednak rozumieją, bo jeden młodzieniec odpowiada rezolutnie: Przecież Pan Bóg jest wszędzie! Tyle zapamiętał po kilku latach lekcji religii? Obrazek trzeci Przed kościołem w czasie Mszy Świętej stoi kilkadziesiąt osób. Kiedy po kazaniu kapłan wychodzi zebrać ofiarę, orientuje się, że przed kościołem panuje cisza. Ktoś zapomniał włączyć zewnętrzne nagłośnienie. Z licznej grupy stojących przed kościołem nikt nie pofatygował się, aby wejść do zakrystii, powiadomić księdza. Nikogo nie interesowała niedzielna ewangelia, kazanie... Oni przyszli tylko spełnić niedzielny obowiązek. Obrazek czwarty Pewna pani z dużym zaangażowaniem świętuje niedzielę. Rano wysyła męża i dzieci do kościoła, a sama przygotowuje obiad dla rodziny. Zaraz po obiedzie zostawia w domu męża z dziećmi i wychodzi do kościoła. Idzie najpierw na spotkanie Rodziny Radia Maryja, później jeszcze na modlitwę w grupie modlitewnej, i jeszcze udziela się w punkcie Caritas. Po wieczornej Mszy św. jeszcze jedno spotkanie. Do domu wraca późnym wieczorem, wymodlona, zadowolona, umocniona w wierze. I pewnie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że całe niedzielne przedpołudnie i całe niedzielne popołudnie mąż został sam z dziećmi. Spaceruje z nimi, rozmawia, próbuje sensownie wypełnić czas.