Czy zgłębianie nauki może nas przybliżać do Boga? - Poznawanie świata w sposób naukowy może umacniać wiarę w Boga, może inspirować do przemyśleń nad jego istnieniem, ale raczej pod warunkiem, że tę wiarę się już posiada, jest się otwartym na Boga, przynajmniej ma się jakąś Jego intuicję. Praktyka pokazuje, że nauka sama w sobie nie musi prowadzić do wiary, czego dowodem są wybitni naukowcy niewierzący w Boga. Profesor Jodkowski twierdzi, że olbrzymia większość uczonych -biologów, to ateiści. Jest ich więcej niż wśród fizyków i astronomów, gdzie jest mniej więcej po połowie wierzących i niewierzących. Niektórzy powołują się na wyniki ankiety przeprowadzonej w 1996 i 1998 roku wśród amerykańskich uczonych. Aż 90 proc. członków National Academy of Sciences zadeklarowało się jako osoby niewierzące. Wśród przedstawicieli nauk biologicznych odsetek ten wynosił 95 proc. (patrz Edward J. Larson i Larry Witham, "Naukowcy a religia W USA", Świat Nauki 1999, nr 11 (99), s. 75 [72-78]). Są i tacy wśród uczonych, np. Richard Dawkins, którzy uważają, że przyjęcie naukowego poglądu na świat wręcz wymusza na uczonym postawę niewiary czy chociażby agnostycyzmu, czyli zawieszenia sądu o istnieniu Boga. Oczywiście, przytoczone przeze mnie wyżej postawy uczonych nie dowodzą tego, że z nauki wynika ateizm czy agnostycyzm. Są one raczej przykładem filozoficznych zapatrywań tych autorów na naukę czy nawet ideologizacją nauki. Niemniej jednak, jako pewne fakty trzeba je odnotować. Im bardziej poszerza się horyzont naukowy ludzkości, tym coraz więcej pytań bez odpowiedzi przed nią staje. Czy takie zetknięcie z wielką tajemnicą Wszechświata nie osłabia zuchwałego sądu niewierzących, że Boga na pewno nie ma, bo nie można Go zobaczyć i zmierzyć? - Są dwa porządki poznania: naukowy i religijny. Jan Paweł II pisał o tym w encyklice "Fides et ratio" ("Wiara i rozum"). Prawdę o istnieniu dwóch porządków poznania papież wyraża przy pomocy metafory dwóch skrzydeł - wiara i rozum, to dwa skrzydła, na których człowiek wznosi się ku kontemplacji prawdy. Niewierzący żądający dowodu istnienia Boga popełniają błąd, gdyż Boga nie da się opisać językiem fizyki czy matematyki. Bóg należy do innego porządku poznawczego. Nauka nie ma narzędzi, by Go opisać. Ale oczywiście obserwacja piękna tego świata, podziwianie jego spójności i racjonalności może nam nasuwać myśli o istnieniu Stwórcy tego dzieła. Jednak jak już mówiłem nie musi. Sobór Watykański II ogłosił dogmat o możliwości poznania Boga przy pomocy rozumu naturalnego i kontemplacji dzieł stworzenia. Jest tu jednak mowa o "możliwości" poznania, która to możliwość realizuje się w sytuacji uprzedniego uznania świata za byt stworzony. W naukowym światopoglądzie na świat za pewnik przyjmuje się, że nic nie powstaje z niczego. Tymczasem teoria o Wielkim Wybuchu, który 14 mld lat temu dał początek światu mówi, że aby mogło do niego dojść, cała materia Wszechświata musiała być skupiona w jednym miejscu mniejszym niż jądro atomu. To przecież jak stworzenie z niczego, a to potrafi tylko Bóg. Czy to nie dowód na Jego istnienie? - Teoria, o której pani wspomniała mówi, że początkowo cała materia Wszechświata była skupiona w punkcie o zerowych rozmiarach. Ten punkt nazywany został osobliwością początkową. W punkcie tym pewne parametry fizyczne takie, jak gęstość, przyjmują niemierzalne (nieskończone) wartości. To, co się zdarzyło po Wielkim Wybuchu, podlega analizie naukowej. Fizyka pierwszego mierzalnego etapu ewolucji Wszechświata (tzw. epoka Plancka: t = 10-44 s) jest nieznana. Coraz więcej wiemy o procesach zachodzących w następnych ułamkach sekund ekspansji. Przychodzi to z wielkim trudem, ponieważ panowały wtedy warunki tak odmienne od obecnych - energie, temperatury, gęstości o wiele wyższe - że znane nam struktury materii (atomy, jądra atomowe, cząstki elementarne) jeszcze się nie ukształtowały. Wielki Wybuch to początek ekspansji Wszechświata, czyli czasoprzestrzeni z wypełniającą ją materią - energią. Czy jest to początek w ogóle? W tradycji filozoficznej utrwaliły się dwa rożne stanowiska na ten temat. Św. Tomasz z Akwinu twierdzi, że na drodze analiz filozoficznych (czysto rozumowych) nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć, czy świat miał początek czasowy, czy nie. Zarówno skończone, jak i nieskończone w czasie (odwieczne) istnienie świata jest do pogodzenia z Objawieniem Nadprzyrodzonym. Z kolei św. Augustyn sądził, że początek świata jest jednocześnie początkiem czasu. W tym znaczeniu nie mam sensu pytanie, co było przed początkiem, gdyż jakiekolwiek relacje czasowe nie istniały. Teoria Wielkiego Wybuchu, jak i szereg innych teorii współczesnej nauki posiada swoje implikacje i pochodne religijne. Profesor Grzegorz Karwasz z UMK w Toruniu, specjalista z fizyki atomowej i ciała stałego twierdzi nawet, że wyniki współczesnej nauki są wysoce niepokojące dla ludzi niewierzących. Jednak nie oznacza to, że istnieje bezpośrednie wynikanie pomiędzy osiągnięciami nauki a istnieniem czy nieistnieniem Boga. Metodologiczny błąd popełnił wielki miłośnik astronomii papież Pius XII, kiedy to w teorii Wielkiego Wybuchu zobaczył naukowe potwierdzenie boskiego aktu kreacji, biblijnego "Niechaj stanie się światło". W 1951 r. triumfalnie zwracał się do Papieskiej Akademii Nauk: "Stworzenie miało miejsce. Jest więc Stwórca, czyli Bóg istnieje!". Ewentualne obalenie teorii Wielkiego Wybuchu nie będzie dowodem na nieistnienie Stwórcy. Zatem nauka i wiara, choć razem służą poznaniu prawdy, to nigdy razem się nie zejdą? - Odpowiem przykładem z trochę innej dziedziny. Święty Augustyn powiedział kiedyś, że lekarz powinien leczyć człowieka tak, jakby Boga nie było. Obowiązkiem uczonego jest wyjaśnianie świata bez odwoływania się do jakichkolwiek racji pozaprzyrodzonych (tzw. metodologiczny naturalizm), bo taka jest natura nauki. Gdyby obydwa porządki poznawcze: religijny i naukowy były do siebie sprowadzalne, nie miałoby żadnego sensu ich różnicowanie. Jest jeden autor - Bóg; i są dwie księgi - przyrody i Pisma Świętego. Mówiąc nieco żartobliwie, co więc Bóg rozłączył, tego człowiek nie się nie waży łączyć. Dlatego nauka i wiara, choć razem służą poznaniu prawdy, to nie zejdą się. Możemy mówić o ich autonomicznym, choć pokojowym współistnieniu. Brak poszanowania tej autonomii prowadził w historii do wielu kryzysów i napięć, czego przykładem jest dramat Galileusza i jego konflikt z Kościołem. Reprezentanci Kościoła stali na stanowisku, że system heliocentryczny (kopernikański) stoi w sprzeczności z biblijnym obrazem świata stworzonego przez Boga. Galileusz, człowiek skądinąd wierzący, okazał się lepszym teologiem i biblistą od biskupów kiedy twierdził, że Biblia nie mówi, "jak idzie niebo, ale jak się idzie do nieba". Nie można też z Biblią w ręku uzasadniać ewolucji gatunków lub ją zwalczać. Sprawy te były poza zainteresowaniem biblijnych autorów. Czy my, jako ludzie, nie jesteśmy zbyt ciekawscy? Czy chcąc poznać najdalsze zakątki Wszechświata nie tracimy czasu na próżno, bo nie to jest naszym przeznaczeniem? Wszak Bóg powiedział do pierwszych ludzi, by czynili sobie ziemię poddaną, a więc naszą planetę, a nie cały Wszechświat. - "Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię" - to pierwsze słowa Pisma Świętego. Bóg oddzielił porządek niebieski - nadprzyrodzony od ziemskiego - doczesnego. To co jest ziemią - naturą, przyrodą Wszechświatem, z woli i plecenia Boga stało się człowieka powinnością, zadaniem i powołaniem: "czyńcie sobie ziemię poddaną". Zatem Ogród Rajski, Ziemia były dla człowieka wszechświatem, obszarem powinności wskazanym przez Boga. Oczywiste jest, że cały Wszechświat został ludziom darowany. Jego poznawanie na pewno nie jest stratą czasu.