Wielu zapewne zadaje sobie pytanie, czy można modlić się tańcem? Odpowiedź znalazłam kilka lat temu, przeglądając widokówki. Była na niej zapisana krótka myśl: jest wiele rodzajów modlitwy, bo miłość można na wiele sposobów wyrazić. Wtedy z radości wykrzyknęłam: skoro kochasz, to tańcz! "Chwalcie Boga w waszym ciele" Żyjemy w dobie degradacji ludzkiego ciała. Zatraciliśmy harmonię między tym, co duchowe a tym, co cielesne. Nie potrafimy cieszyć się z rzeczy małych. Wciąż szukamy coraz silniejszych impulsów, które podniosą nasz poziom adrenaliny. Doświadczamy wewnętrznego smutku, pustki, poczucia bezsensu życia. Tymczasem już w starożytności Platon nawoływał do porzucenia ciała, które dla człowieka jest więzieniem i odbiera mu szczęście. Dziś znaleźliśmy sobie nowe rozwiązanie, wpadliśmy w inną skrajność - podporządkowaliśmy się ciału, temu, co ciało do nas mówi, spełniamy jego zachcianki, rozkoszujemy się codziennością, nie stawiamy sobie żadnych ograniczeń ani pytań o dobro drugiego człowieka. Ciało stało się problemem, z którym człowiek się mocuje jak z herosem, na którego trudno znaleźć sposób. Wyjście jest jednak proste: przestań walczyć, a zacznij tańczyć! Termin "taniec" jest pojęciem bardzo szerokim. Określa wiele rzeczywistości, od tańca ludowego, przez towarzyski, dyskotekowy czy balet, zatem gatunek sztuki, który sprowadza się do popisu tańczących i do zachwytu oglądających. Kiedy po raz pierwszy spotkałam się z rzeczywistością modlitwy tańcem, odkryłam w tym znak czasu. To odpowiedź na rozdarcie, którego doświadcza dzisiejszy człowiek. Jezus, odnaleziony przez Maryję i Józefa w Świątyni Jerozolimskiej, zwraca się do nich tymi słowami: "Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?" (Łk 2, 49). Świątynia jest własnością Ojca, jest miejscem przebywania Jezusa. Święty Paweł w swoim Liście do Koryntian dodaje: "czyż nie wiecie, żeście Świątynią Boga, i że Duch Boży mieszka w was?" (1Kor 3,16). Ojciec, Syn i Duch - Święta Trójca zamieszkująca w człowieku. Dziś, podobnie jak 2000 lat temu, Jezus wchodzi do świątyni. Tym razem jest nią moje ciało. Ten, który stał się człowiekiem i uświęcił ludzki wymiar cielesności, na nowo rozpala się gorliwością o jego czystość i piękno (por. J 2,13nn). Jest to walka o głębię. Bóg nie chce, aby człowiek pozostał na poziomie tego, co łatwe, szybkie i przyjemne. Święty Ireneusz wołał, że "chwałą Boga jest człowiek żyjący w pełni", czyli w jedności swojej psychofizyczno-duchowej istoty. Wsłuchajmy się dziś na nowo w wezwanie św. Pawła, który woła: "Chwalcie więc Boga w waszym ciele!"(1Kor 6,20b). Radość z miłości "Człowiek jest Słowem, gdy tańczy przemawia, wypowiada siebie". Taniec jest "swego rodzaju pomostem prowadzącym do doświadczenia religijnego" (Jan Paweł II). To forma sztuki, w którą człowiek jest zaangażowany całkowicie: ciało, dusza i umysł. Modlitwa tańcem to coś więcej niż zwykły taniec. Trudno ją przyrównać do rzeczywistości, którą znamy z dyskotek czy kursów tańca. To owoc Spotkania przez duże "S" i zarazem ścieżka do Spotkania. Prowadzi od miłości "eros", przepełnionej uczuciem, do "agape" zanurzonej w obecność Boga, która jak mówi Ojciec Święty Benedykt XVI "wyprowadza mnie z koncentracji na sobie samym i kieruje ku Niemu, a jednocześnie ku jedności ze wszystkimi chrześcijanami". Ta forma modlitwy, tworząc przestrzeń relacji, wyzwala mnie z mojego zamkniętego "ja". Gdy doświadczamy radości, nasze serce podrywa się, a uwidacznia to tańczące ciało. Radość to owoc Ducha Świętego. Kiedy radość ogarnia ciało człowieka, podnoszą się jego ręce i stopy. Nie można wtedy powstrzymać się od tańczenia. "Taniec jest "epifanią" piękna, która przez kontemplację estetyczną prowadzi na wyżyny wiary" - napisał Jan Paweł II w Liście do Artystów. Taniec stawia mnie w "tu i teraz" wobec tego, co mnie otacza. Nie sposób tańczyć i myśleć o tym, co było czy będzie. W tańcu wyrażam tęsknotę za wolnością, za poczuciem bezpieczeństwa, za Bożym pięknem. Wobec miłującego spojrzenia Ojca, który mnie nie ocenia, lecz kocha z całą historią mojego życia, przestaję gonić za tym, co wielkie i co przerasta moje siły (por. Ps 131) i w końcu odkrywam, że zaczynam być SOBĄ, to znaczy tym, kim zaplanował mnie Bóg!