Ktoś mi dzisiaj powiedział, że papież Franciszek w Krakowie powinien nic nie mówić o uchodźcach po brutalnym zamachu na francuskiego księdza. Abp Mateo Zuppi, od 2015 r. arcybiskup metropolita Bolonii, wcześniej od 2012 r. biskup pomocniczy Rzymu, związany ze Wspólnotą Sant’Egidio: - Myli się. Tu są dwa problemy: jeden dotyczy uchodźców, a drugi terroryzmu. W wielu przypadkach terroryzm rodzi się w drugiej generacji migrantów. Jest też wynikiem siatki terrorystycznej, która powstała na Zachodzie. - Takie siatki powstają wśród migrantów, którzy znajdują się w sytuacji z różnych powodów dla siebie trudnej. Są wspierane finansowo i logistycznie przez organizacje terrorystyczne. Ale ten proceder nie ma żadnego związku z uchodźcami, wśród których są zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie, choć tych ostatnich jest więcej. - Nieprzyjmowanie uchodźców nie spowoduje zmniejszenia liczby terrorystów. Pogląd, że nieprzyjęcie uchodźców będzie miało wpływ na zatrzymanie terroryzmu, jest niesprawiedliwy. Jest też oszustwem, bo ktoś może uważać, że bez uchodźców jest bezpieczny, a to nieprawda. To, co powinniśmy robić, to odróżniać uchodźców od terrorystów i walczyć z tymi, którzy naprawdę nam zagrażają. Problemem jest jednak właśnie to odróżnienie... - Dlatego zawsze pierwszą rzeczą powinno być przyjęcie, aby móc działać prewencyjnie wobec wpływów organizacji terrorystycznych na uchodźców. Przyjęcie jest odpowiedzią na prośbę o gościnę. Udzielenie gościny jest najlepszą formą uprzedzania rekrutacji migrantów do siatek terrorystycznych. Trzeba sobie mocno uświadomić, że nie ma możliwości wybudowania takiego muru, który byłby nie do przejścia. A problem uchodźców nie dotyczy nas tylko dzisiaj, on trwa od wielu lat. Przecież do południowych granic Italii łodzie z uchodźcami przypływają od pond trzydziestu lat. Włochy są krajem, który musiał konfrontować się od bardzo długiego czasu z problemem uchodźców z państw zagrożonych wojną i skrajnym ubóstwem. - To jest ogromna presja, która wymaga równie wielkiego namysłu, jak na nią odpowiedzieć. Tutaj trzeba dużej inteligencji, aby odpowiedź, jakiej udzielimy, była naprawdę odpowiedzią słuszną. My natomiast chcemy odpowiedzi szybkich i upraszczających. Nie chcemy też przy okazji zbyt dużo stracić. To jest "wyzwanie epokowe" i domaga się "epokowej odpowiedzi". Nie możemy zatrzymać się na chwilowym oportunizmie, uważając, że najlepiej zrobimy wtedy, gdy zadbamy o siebie. To jest zbyt proste i niesprawiedliwe. W czasie swojej pielgrzymki do Polski papież Franciszek nieustannie wzywał do otwartości. Mówił o tym szczególnie w kontekście ubogich, migrantów i uchodźców. Powiedział jednak, że każdy kraj musi odnaleźć własną drogę do realizacji tej otwartości. - Dla Polski nie ma przyszłości bez otwartości. Dla żadnego kraju nie będzie. To jest problem bycia chrześcijaninem, bo kto nie chce przyjmować ludzi w potrzebie, nie jest chrześcijaninem. - Jest to także sprawa humanizmu chrześcijańskiego, czyli kultury prawdziwie chrześcijańskiej, która jest na coraz słabszym poziomie. Tracimy tę kulturę i ulegamy mentalności oportunistycznej, robimy to, co ma służyć naszemu dobru, a nie innych. Ta postawa zamknięcia jest podsycana wspomnianym oszustwem: przyjęcie=niebezpieczeństwo, odrzucenie=bezpieczeństwo. To jest z gruntu nieprawdziwe. Kto zna realną sytuację uchodźców, nie może wygłaszać takich kłamstw. Jest wręcz odwrotnie, brak przyjęcia i otwartości prowadzi do sytuacji bardzo niebezpiecznych, a my stajemy się tylko słabsi. Ciągle powtarzam, że tutaj trzeba inteligencji, aby móc oceniać sytuację z perspektywy szerokich horyzontów myślenia i spoglądając daleko w przyszłość. Ksiądz arcybiskup ma doświadczenie konkretnych wspólnot w Kościele, które przyjęły uchodźców. Co dzieje się w życiu wspólnot, które to zrobiły? - Kościół, który przyjmuje, otwiera się. I to jest najważniejsze dobro, które się rodzi wewnątrz naszych wspólnot, które podjęły ryzyko zaufania uchodźcom. Kościół, który się zamyka i nie przyjmuje, staje się klubem, wpada w pułapkę nacjonalizmu w najgorszym sensie tego słowa. - Kościół zamknięty ma silne tendencje do podkreślania lokalności zamiast uniwersalizmu przesłania chrześcijańskiego. Dlatego niektórzy chcą Kościoła czystego etnicznie. Ale ze swojej natury Kościół nie jest etniczny, z natury nie jest narodowy, z natury jest czymś uniwersalnym. O tym mówi Ewangelia. Do tej otwartości przekonuje scena zesłania Ducha Świętego. Kościół zamknięty zaczyna chorować. Nacjonalizm nie służy Kościołowi, on chce używać Kościoła do własnych celów, nieewangelicznych. - Kościół otwarty to Kościół, który staje się sobą, tym, czym być powinien i jednocześnie służy narodowi najlepiej, bo naród jest sobą przez otwartość, a przez zamknięcie staje się grupą nacjonalistyczną. Zamknięcie to zdrada narodu, karykatura jego chrześcijańskiej tożsamości. Prawdziwą tożsamością chrześcijan jest ukierunkowanie na innych, nie na siebie. Tylko że my, Polacy, właśnie chcemy naszą tradycję chrześcijańską zachować. - Czym jest tożsamość waszego narodu, widać wyraźnie, gdy ktoś sobie przypomni Polskę z okresu komunizmu. Zachowanie waszej tożsamości oznaczało konieczność kontaktowania się z narodami, które was otaczały, razem z nimi poszukiwaliście wolności. Ponieważ ją zdobyliśmy, nie chcemy jej ponownie stracić. Jest więc w nas uzasadniony lęk o przyszłość. - Kiedy wygrywasz z lękiem, dopiero wtedy zaczynasz rozumieć, kim jest inny. W lęku tracisz zdolność do prawdziwego poznania innych. Pozostajesz zamknięty w swoich przekonaniach i osądach, które sobie wyrobiłeś. A te osądy to nic innego jak twoje uprzedzenia, bo nie znajdują realnego potwierdzenia. Lęk nie pozwala ci na dokonanie prawdziwej weryfikacji twoich sądów. - Kiedy natomiast pokonujesz strach, zaczynasz poznawać ludzi naprawdę. Mogę podać wiele przykładów rodzin, które przyjęły uchodźców do swoich domów. Ci, którzy zostali przyjęci, nie byli ludźmi łatwymi. Ja nie mówię, że to było proste, wręcz przeciwnie, to było rzeczywiste wyzwanie. Tyle że nasze rodziny odważyły się na ten krok. Pomyślcie o tych chłopakach z Afryki, którzy byli już ludźmi dojrzałymi, fizycznie potężnymi. Z czasem stali się jednak nie tylko gośćmi, ale wkomponowali się w rodzinę jak adoptowane dzieci. Oczywiście takim rodzinom pomagały inne rodziny i parafia. Okazało się, że ci młodzi ludzie nie oczekiwali niczego innego, niż tego, żeby ktoś ich przyjął i pomógł odnaleźć w nowych okolicznościach. To jest najlepszy sposób na budowanie lepszej przyszłości i dla nich, i dla nas. Rozmawiał: ks. Mirosław Tykfer