Najwyraźniej szczęście nie zależy od stanu posiadania rzeczy (choćby to były najbardziej bajeczne domy, samochody, jachty...). Nie wynika też wprost z wygody życia ani ze spożywania najbardziej nawet wyrafinowanych potraw. Nie wynika też z liczby zażytych przyjemności ani z intensywności przeżytych emocji. Dlaczego? Ponieważ szczęście nie wynika z tego, co człowiek ma i czym się bawi, a z tego, kim jest i jak żyje, jakie są jego relacje z innymi - odwieczny problem: "być czy mieć". Najogólniej mówiąc, człowiek może żyć na dwa sposoby: po Bożemu lub bezbożnie. Tak naprawdę od tego zależy jego szczęście w życiu... i w wieczności. Przy czym po Bożemu może żyć człowiek, który nawet nie poznał wiary, a bezbożnie może żyć gorliwie praktykujący "dewot", a nawet... kapłan. Nie chcę tu nikogo osądzać, bo przecież wszyscy jesteśmy grzeszni. Chodzi mi bardziej o wymiar tęsknot. Są ludzie, którzy uczciwie tęsknią do bogobojności, ale w słabości swojej upadają. Ci są na najlepszej drodze do świętości i na pewno mogą liczyć na Boże Miłosierdzie. Są jednak i tacy, którzy świadomie tęsknią do bezbożności i nie oddają się jej do końca niejako "z braku okazji" czy z powodu jakichś zahamowań. Ci w wolności swojej odrzucają Boże Miłosierdzie. Są na drodze do utraty szczęścia, do zatracenia. Życie po Bożemu Życie po Bożemu to życie w zgodzie z naturą, czyli dla wierzących zgodne z planem, zamysłem Stwórcy. Nawet człowiek niewierzący, badając naturę (biologię, ale też i psychikę człowieka) odnajdzie zamysł Stwórcy wpisany w stworzenie. Życie po Bożemu wymaga nie tyle wiary w Boga, co wiary Bogu. Wiary, że natura jest stworzona dobrze i nie trzeba "poprawiać" Pana Boga. Wiary, że przykazania Boże to nie okrutne zakazy odbierające człowiekowi szczęście, a drogowskazy do szczęścia właśnie. Zakaz wydany przez Miłość służy dobru. Oburzanie się na zakaz wstępu na pole minowe czy wręcz omijanie go jest... jawną głupotą. Tak samo jawną głupotą jest oburzanie się, lub co gorsza, omijanie przykazań, np. nie zabijaj, nie cudzołóż. I by było to jednoznacznie jasne "nie zabijaj" dotyczy życia każdego człowieka od poczęcia do śmierci, a "nie cudzołóż" każdego współżycia pozamałżeńskiego, w tym również przedmałżeńskiego. (Destrukcyjne skutki omijania zakazu wejścia na pole minowe czy przykazań Bożych są dla życia i szczęścia człowieka porównywalnie tragiczne.) Czy życie zgodne z naturą oznacza konieczność odrzucenia wszystkiego, co nienaturalne, sztuczne? Czy człowiek nie może korzystać z okularów, sztucznej nerki, syntetycznych preparatów, a może nawet samochodów i komputerów, które przecież na polu nie rosną? Tę pułapkę próbują zastawiać bezbożni na bogobojnych. Nie "sztuczność" jest zła, a ukierunkowanie działania na zło i złe skutki (owoce). Nie przedmiot jest zły, lecz jego użycie może służyć złu. Za pomocą młotka można zbudować dom dla rodziny, można powiesić półkę na dobre książki albo święty obraz, ale też można zabić człowieka albo nawet... przybić do krzyża Chrystusa... Do czego zmierzam? Do rozważań na temat płciowości człowieka, a ściślej, na temat działań płciowych czy jak najczęściej się mówi seksualnych. Również na tym terenie można działać zgodnie z naturą, po Bożemu i jest to wówczas działanie piękne i święte. Jest wręcz uświęcające, bo budujące osoby i ich więź. Jest w szerokim tego słowa znaczeniu płodne i szczęściorodne. Jednak działania z naturą sprzeczne, wynaturzone mają śmiertelną moc destrukcji. Niszczą zarówno osoby tak działające, jak i ich więzi. Jaka jest natura płciowości człowieka? Co jest naturalne a co wynaturzone w działaniach płciowych? Każde działanie człowieka (również płciowe) podlega ocenie moralnej i nie wolno z tej oceny zrezygnować. Człowiek jest istotą dwupłciową, heteroseksualną. Para dwupłciowa (i tylko taka), jednocząc swe narządy rozrodcze we współżyciu płciowym stwarza warunki do poczęcia dziecka. Nie ma ona jednak bezpośredniego wpływu na to, czy do poczęcia dojdzie, czy nie. To leży w mocy stwórczej Boga i On ostatecznie decyduje o poczęciu. Tak więc potencjalni rodzice współżyjąc powinni być gotowi na przyjęcie dziecka, jeżeli tylko się pocznie. Niezależnie od tego, "jakie dziecko" będzie, "kiedy" się pojawi i "w jakich okolicznościach" dojdzie do poczęcia. Małżonkowie katoliccy obiecywali to bezwarunkowe przyjęcie w dniu zawierania małżeństwa słowami: "...z miłością przyjmiemy i po katolicku wychowamy potomstwo, którym nas Bóg obdarzy". Jest więc płodność naturalną konsekwencją współżycia. Wszystkie reakcje ciała zachodzące w trakcie współżycia ukierunkowane są na płodność. Tak więc normalne jest (zgodne z zamysłem i wolą Stwórcy) zjednoczenie narządów rozrodczych i przekazanie płynu nasiennego męża (potencjalnego ojca) do otwartych na jego przyjęcie (niczym nieokaleczonych) dróg rodnych żony (potencjalnej matki). Normalne jest, że ludzie podejmujący działanie mogące zaowocować poczęciem dziecka liczą się z tym i gotowi są na przyjęcie owocu swego działania. Tak więc normalne współżycie, niosące ze sobą pozytywne owoce, może odbywać się tylko w małżeństwie, które jest otwarte na życie. (Niekoniecznie planujące poczęcie kolejnego dziecka.) Minimum otwarcia na życie to jednoznaczna decyzja obojga małżonków, że w żadnym wypadku nie odrzucą poczętego, nawet niespodziewanie, dziecka i nie pozbawią go życia (aborcja). Co zatem jest nienaturalne? Co sprzeczne z naturą (wynaturzone), nienormalne, sprzeczne z zamysłem i wolą Stwórcy? Jest to każde działanie, które będzie prowadziło do celowego uruchomienia reakcji narządów rozrodczych dla uzyskania przyjemności w działaniu z definicji niepłodnym lub z całkowitym, czynnym odrzuceniem płodności. Działania z definicji niepłodne to wszelkie działania autoerotyczne (samogwałt, czyli masturbacja, onanizm), w ramach jednej płci (homoseksualne), pedofilskie (z małymi dziećmi), zoofilia, nekrofilia. Działania te utrwalają w człowieku skrajnie egoistyczny stereotyp przeżycia przyjemności seksualnej w całkowitym oderwaniu od osoby drugiej płci i od płodności. Osoby z takimi doświadczeniami (a jeszcze gorzej uzależnione od nich) przeżywają poważne trudności przy próbie budowy prawidłowej więzi seksualnej w normalnym, heteroseksualnym małżeństwie. Również sprzeczne z naturą ludzką są działania w damsko-męskiej parze celowo uruchamiające reakcję narządów rozrodczych (przyjemność), ale nie kończące się złożeniem płynu nasiennego mężczyzny w drogach rodnych kobiety. Będą to "stosunki" oralne, analne, między uda..., które zdecydowanie nie zasługują na miano współżycia i powinny być określane jako masturbacja we dwoje. (Proszę zauważyć, że nie wypowiadam się na temat rodzaju pieszczot przygotowujących normalne małżeńskie współżycie. To bardzo prywatna i intymna sprawa każdej pary i ograniczeniem jest tu jedynie zasada, by do niczego, co nie odpowiada drugiej stronie, nie przymuszać. To wynika wprost z miłości rozumianej jako troska o dobro drugiego). Niestety, to nie koniec listy działań sprzecznych z naturą. Następne to działania pomiędzy mężczyzną a kobietą, w których dochodzi do zjednoczenia narządów rozrodczych, lecz podjęte są czynne działania, by ten akt obezpłodnić. Jednym z pomysłów jest trwała sterylizacja (podwiązanie jajowodów lub nasieniowodów). Dziwnym zbiegiem okoliczności mężczyźni często gorliwie namawiają kobiety, by "w imię miłości" zgodziły się na jawne okaleczenie, sami jednak wyjątkowo rzadko poddają się sterylizacji. Kolejnym pomysłem jest "stosunek przerywany". Technika niezwykle nerwicująca, owocująca wieloma chorobami (zwłaszcza kobiet) i do tego bardzo mało skuteczna, bo zaledwie o około połowę zmniejsza prawdopodobieństwo poczęcia dziecka. Niechęć kobiety do współżycia i przysłowiowy "ból głowy" to najdelikatniejsze skutki takiej "miłości". Kolejnym pomysłem jest antykoncepcja (anty - przeciw, conceptio - poczęcie). Wszystko przebiega niby jak w normalnym współżyciu. Przeżycia są tu jednak jedynie powierzchowne, naskórkowe. Nie może być jednak mowy o przeżyciu prawdziwej jedności i płynącej stąd radości, poczucia szczęścia. Człowiek jest istotą cielesno-psychiczno-duchową. Jedność (komunia osób) w tym trójwymiarze jest pierwszym celem małżeństwa w ich wspólnej drodze do świętości. Antykoncepcja zrywa jedność, wręcz jej zaprzecza. W wymiarze cielesnym oddziela ich użyty "cudowny środek", w wymiarze psychicznym lęk przed dzieckiem, w wymiarze duchowym bunt przeciw Stwórcy przez odrzucenie dziecka jako daru i najpiękniejszego owocu miłości. Antykoncepcja jest więc buntem przeciwko koncepcji Stwórcy. Jest czynnym "ubóstwieniem" przyjemności seksualnej i uczynieniem z niej bożka. Ponadto antykoncepcja działa antywychowawczo, zwalniając człowieka z używania rozumu i woli, co zawsze powoduje degradację osób i ich więzi. Jak dodamy do tego, że oferowane hormonalne preparaty "antykoncepcyjne" czasami powodują śmierć poczętej istoty ludzkiej w pierwszych dniach jej życia (poprzez niemożność zagnieżdżenia w macicy - niedorozwój endometrium) oraz niezaprzeczalny fakt, że antykoncepcja jest mentalnym przygotowaniem do aborcji (właśnie przez oderwanie przyjemności od płodności), to sprawa staje się absolutnie jasna. Jasna dla każdego, kto zachował zdolność do zdroworozsądkowego myślenia. Zachodzi zatem poważne pytanie: skoro antykoncepcja jest tak oczywistym złem, to dlaczego tak powszechnie jest używana, więcej, uznawana za zdobycz ludzkości. Otóż antykoncepcja jest ważnym elementem składowym gigantycznego biznesu robionego na nieładzie seksualnym. Jest zatem znakomicie reklamowana. Nie szczędzi się na to sił i środków. Jest to jednak odrębny temat. Powróćmy do normalności Co zatem mają czynić ludzie pragnący żyć po Bożemu, czyli być szczęśliwymi? Czy dla nich teren płciowości jest "zakazany"? Oczywiście nie! Mają jedynie korzystać z niego w sposób czysty, czyli według pomysłu Stwórcy. Przykazanie "nie cudzołóż" jednoznacznie pokazuje, że współżycie płciowe może być akceptowalne (bo dobre dla człowieka) jedynie w małżeństwie. W każdym innym "układzie" jest ono destrukcyjne dla człowieka i jego więzi. Bezcenne wskazówki szczegółowe daje tu Kościół, który niestrudzenie, niezłomnie i niezmiennie od dwóch tysięcy lat tłumaczy wolę Stwórcy wpisaną w naturę stworzeń. Kościół Katolicki mówi (por. "Humanae vitae") o nierozerwalnym podwójnym znaku we współżyciu płciowym: o jedności i rodzicielstwie. Słowem, nie wolno jednoczyć się ludziom przekreślającym rodzicielstwo i nie wolno "produkować dzieci", pomijając jedność małżeńską (miłosny akt rodziców dziecka). Jakie proste, jakie jednoznaczne, jakie... demaskujące zakusy "nowoczesnego" (czytaj: bezbożnego) świata. Oderwaniu jedności (ściślej, przyjemności seksualnej) od rodzicielstwa służą: sterylizacja, antykoncepcja, preparaty poronne i aborcja. Oderwanie rodzicielstwa od jedności umożliwiają: sztuczne unasiennienie, in vitro czy klonowanie. Bezcenną wskazówką dla małżonków pragnących cieszyć się prawdziwą radością seksualną, wiernością do końca życia jest właśnie nierozerwalność jedności i rodzicielstwa, przyjemności seksualnej i gotowości przyjęcia poczętego dziecka. Trzeba zatem przyjąć płciowość i nierozłącznie z nią związaną płodność jako dar do zagospodarowania. Dar, który trzeba objąć rozumem, czyli poznać prawidłowości rządzące płciowością i płodnością ludzką. Jest współcześnie łatwo dostępna, rozbudowana wiedza o płodności człowieka. Dzięki niej można rozumem rozpoznać na bieżąco z wielką precyzją, którego dnia współżycie małżeńskie może doprowadzić do poczęcia, a które dni nie dają takiej szansy. W większość dni w cyklu miesiączkowym żony współżycie nie może zaowocować poczęciem dziecka. Jest tylko kilka dni w całym cyklu miesiączkowym, w których współżycie stwarza realną szansę na poczęcie dziecka. Konkretnie składają się na to: czas żywotności plemników w drogach rodnych żony (średnio 2-3 dni, maksimum 6) plus żywotność komórki jajowej (niecała 1 doba). Wiedzę praktyczną o płodności w prosty sposób ukazują tzw. metody naturalnego planowania rodziny (NPR). Co prawda, są tylko narzędziem (a więc same w sobie nie mogą być dobre), lecz narzędzie to służy dobru i otwiera drogi do szczęścia w dziedzinie płciowości. Dzięki NPR można w pełni akceptując naturę płciowości (plan Stwórcy) przyjąć płodność jako piękny dar. Używając rozumu (poznanie rytmu płodności żony) i woli (dopasowanie dni współżycia do aktualnych planów prokreacyjnych) można nieskrępowanie cieszyć się zarówno przyjemnością seksualną, niczym nieograniczonym poczuciem jedności małżeńskiej, jak i płodnością. Co więcej, w przypadku trudności z poczęciem dziecka dzięki precyzyjnej wiedzy o rytmie płodności żony można znacznie zwiększyć prawdopodobieństwo poczęcia wybierając, po kilkudniowej przerwie, optymalny czas na współżycie małżeńskie. (Panuje dziś epidemia niepłodności spowodowana głównie wczesnym rozpoczynaniem współżycia, wieloma partnerami i antykoncepcją hormonalną oraz aborcjami). Stosowanie metod naturalnych wymagające używania rozumu i woli jest wychowawcze, służy wzrostowi osób i ich więzi. Doświadczenie pokazuje, że małżeństwa, które weszły na tę drogę, są dobre i trwałe. Jest to logiczne, bowiem jedność małżonków i dobra więź seksualna promieniuje na życie całej rodziny. Skoro podejście naturalne jest tak dobre i dobrem owocujące, a antykoncepcyjne tak złe i złem owocujące, to dlaczego świat jeszcze nie przejrzał? Odpowiedź padła już wcześniej. Jest to "zasługą" bardzo silnego światowego lobby napędzającego "bałagan seksualny", którego antykoncepcja jest bardzo ważnym elementem. Bez względu jednak na presję reklam i mediów, liczby i statystyki ty sam możesz opowiedzieć się za "cywilizacją życia" i odrzucić "cywilizację śmierci". Z pewnością na tym nie stracisz ani w życiu, ani w... wieczności. Jacek Pulikowski