Co dziś mówi się na temat ks. Jerzego Popiełuszki? Jego nazwisko znajdziemy już chyba w każdej encyklopedii. Oficjalne biogramy podają, że był kapelanem "Solidarności", który został zamordowany przez służby PRL za to, że w homiliach głosił prawo do życia w wolności i protestował przeciwko aktom bezprawia. To oczywiście prawda, która jednak nie oddaje szczególnego daru i siły ks. Jerzego, jakim była jego charyzma. Nie oddaje też ogromu bezprawia, jakiego wobec niego dopuściło się polskie państwo Skąd ta osobowość Bez charyzmy, bez swojej duchowości byłby "tylko" jednym z wielu duchownych, którzy wspierali Polaków w walce o godność i prawa człowieka, a najwyższe władze PRL nie bałyby się aż tak bardzo jego kazań. Przyznał to chociażby kard. Józef Glemp, mówiąc, że nieprzebrane tłumy wiernych zbierających się w warszawskim kościele św. Stanisława Kostki "to było dzieło charyzmatu ks. Jerzego". Co tak wyjątkowego było w tym duchownym, co sprawiło, że gromadził wokół siebie tak wielu, jeszcze wtedy, gdy był księdzem posługującym w parafii? Kluczem do poznania jest jak zwykle dzieciństwo. Ks. Jerzy był ministrantem i już wówczas wyróżniał się głęboką religijnością, którą śmiało manifestował. Służąc w specjalnej jednostce wojskowej dla kleryków w Bartoszycach, występował twardo w obronie swych przekonań, za co był szykanowany, ale swoją odwagą umacniał morale kolegów. Kiedy w 1972 r. przyjął święcenie kapłańskie, na obrazku prymicyjnym zapisał znamienne motto: "Posyła mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc". Sześć lat później został duszpasterzem personelu medycznego i pewnie przez kolejne lata skupiałby się na tworzeniu wspólnoty formacyjnej w tym środowisku, ale nadeszło lato 1980 r., które było przełomem w życiu ks. Popiełuszki. W niedzielę 31 sierpnia delegacja strajkujących robotników z Huty Warszawa poprosiła kard. Stefana Wyszyńskiego o przysłanie do nich kapłana. Zgłosił się ks. Jerzy, zastając w "mateczniku warszawskiej klasy robotniczej" podniosłą atmosferę i krzyż ustawiony na środku fabrycznego placu. Był pierwszym księdzem, który przekroczył bramy tego wielkiego zakładu. "Tego dnia i tej mszy św. nie zapomnę do końca życia" - wspominał później, opowiadając, jak wielkie wrażenie zrobiły na nim słowa "Bogu niech będą dzięki", które wyrwały się z gardeł tysięcy hutników okupujących zakład. Tak zaczęła się duchowa przyjaźń ks. Popiełuszki z robotnikami. Dlaczego robotnicy Co niedziela odprawiał dla nich mszę św., spowiadał ich, udzielał ślubów, chrzcił dzieci, ale także spotykał się z nimi regularnie, prowadził katechezę i organizował wykłady, podczas których zaproszeni specjaliści uczyli ludzi pracy historii, literatury, prawa, ekonomii, a nawet technik negocjacyjnych. Uczestnicy tej niezwykłej "szkoły robotników" z największych warszawskich przedsiębiorstw mieli nawet specjalne indeksy i zdawali egzaminy. Wokół ks. Jerzego powstał wolnościowy ruch, który po wprowadzeniu przez władze PRL stanu wojennego - paradoksalnie - nie podupadł, lecz jeszcze się wzmocnił. Kapelan robotników organizował pomoc charytatywną dla prześladowanych i uczestniczył w procesach robotników aresztowanych za działalność opozycyjną. Od końca lutego 1982 r. zaczął celebrować słynne msze św. za ojczyznę, podczas których wygłaszał (było ich w sumie 26) patriotyczno-religijne kazania. Swoje nauczanie oparł na przesłaniu św. Pawła: "Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj". Jego odważne wołania o poszanowanie praw człowieka i przejmujące refleksje na temat moralnego wymiaru życia publicznego przerażały władze PRL, które działalność księdza uznały za wielkie zagrożenie dla systemu komunistycznego. Do kościelnych hierarchów zaczęły płynąć urzędowe pisma, w których oburzano się, że kazania ks. Popiełuszki "godzą w interesy PRL". Kapłan "Solidarności" reagował na to w swoim stylu - ze spokojem i konsekwencją. Wielka odwaga W maju 1983 r. poprowadził pogrzeb zakatowanego przez milicję Grzegorza Przemyka, a we wrześniu zorganizował pielgrzymkę pracowników Huty Warszawa na Jasną Górę, która już rok później przekształciła się w ogólnopolską pielgrzymkę robotników. I dalej głosił kazania, w których powtarzał, że prawda jest niezmienna. "Na tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy i nie protestujemy przeciw niemu na co dzień" - mówił dobitnie. Te i podobne słowa sprawiły, że władze PRL postanowiły "uciszyć" księdza. Padły zarzuty, że bezprawnie gromadzi tłumy, organizując wiece polityczne i "seanse nienawiści". Oskarżano go o polityczny fanatyzm, pomawiano o malwersacje finansowe i niemoralne zachowania. Najpierw jednak na hierarchach polskiego Kościoła próbowano wymóc "przesunięcie" ks. Jerzego poza Warszawę, a najlepiej wysłanie go do Rzymu. Prymas Polski kard. Józef Glemp w czasie Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 przyznał, że nie mógł nakazać kapelanowi "Solidarności" wyjazdu poza stolicę, bo byłoby to odczytane jako kolaboracja z władzą i konformistyczne usunięcie niewygodnego kapłana na polecenie komunistów. Hierarchowie chcąc go ochronić, tylko prosili ks. Jerzego o "złagodzenie" wystąpień, ale on pozostał niezłomny. I w tym sensie kard. Józef Glemp miał rację, kiedy po latach publicznie żałował, że - mimo licznych starań - nie mógł zapobiec śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. Akcja rozpracowywania kapłana o kryptonimie "Popiel" rozpoczęła się w drugiej połowie 1982 r., gdy było już jasne, że księdza - ani prośbą, ani groźbą - nie da się odwieść od głoszenia patriotycznych kazań i wołania o poszanowanie praw człowieka. Do akcji inwigilowania ks. Popiełuszki zaangażowano co najmniej czterech tajnych agentów, w tym duchownego o pseudonimie TW "Jankowski". Bezwzględna akcja bezpieki W grudniu 1983 r. kapelan "Solidarności" został wezwany na przesłuchanie i dobrowolnie stawił się w siedzibie Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej. Wiceprokurator Anna Jackowska odczytała przed nim decyzję o wszczęciu śledztwa w sprawie naruszenia artykułu 194 kodeksu karnego. Zarzucono ks. Jerzemu, że nadużywa funkcji kapłana i wolności sumienia, czyniąc z kościołów "miejsce szkodliwej dla interesów PRL propagandy antypaństwowej". Poinformowano go, że za opisane czyny grozi kara 10 lat więzienia. Podczas trwającego kilka godzin przesłuchania zadawano duchownemu absurdalne pytania w rodzaju: "Dlaczego ksiądz deformuje hostię podczas liturgii?", co było nawiązaniem do prezentowania hostii w rękach ułożonych rzekomo w znak "V", czyli symbol zwycięstwa używany przez "Solidarność". Potem kapelana robotników już systematycznie nękano wezwaniami na przesłuchania i atakami w mediach. Najgłośniejszym wydarzeniem była w tamtym czasie "prowokacja na Chłodnej", czyli rewizja w mieszkaniu księdza. Przed budynkiem czekali już umówieni dziennikarze, a esbecy "w ciemno" otwierali skrytki, z których wyjmowali podrzucone uprzednio materiały wybuchowe, amunicję, farby drukarskie, ulotki. W oszczerczym artykule zasugerowano potem, że duchowny nie tylko szykuje zbrojną kontrrewolucję, ale także prowadzi podwójne życie. Nawet wtedy nikt chyba jednak nie przypuszczał, że szykanowany i podupadający na zdrowiu kapelan "Solidarności" zostanie uprowadzony i bestialsko zamordowany. Stało się to zaledwie trzy dni po tym, jak 16 października 1984 r. ostatecznie odmówił wyjazdu na studia do Rzymu, co w trosce o jego los po raz kolejny proponował mu prymas Józef Glemp. Okrutna śmierć Okoliczności śmierci ks. Jerzego Popiełuszki są przerażające. Kiedy 19 października 1984 r. wracał do Warszawy z parafii pw. św. Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy, niedaleko miejscowości Górsk został uprowadzony wraz ze swoim kierowcą przez trzech funkcjonariuszy Departamentu IV MSW. Esbecy przebrani w mundury milicjantów Wydziału Ruchu Drogowego MO zatrzymali auto, skrępowali księdza i wrzucili go do bagażnika. Szofer Waldemar Chrostowski zdołał uciec, tymczasem kapelan "Solidarności" został poddany torturom, co wykazały badania w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Białymstoku. Ręce kapłana związano tak, by próby poruszania nimi zaciskały pętlę na szyi. Kiedy został zamęczony, mordercy obciążyli zwłoki workiem z kamieniami i wrzucili do zalewu na Wiśle k. Włocławka. Historyk Jan Żaryn zauważył, że postać ks. Jerzego wpisuje się w tragiczną historię polskich kapłanów, którzy od 1939 r. byli poddawani ciężkim represjom - najpierw przez okupantów niemieckich i sowieckich, a później przez władze komunistycznej Polski. Papież Jan Paweł II podczas homilii, którą 7 czerwca 1991 r. wygłosił we Włocławku, niedaleko miejsca śmierci kapłana, przestrzegał jednak przed ograniczaniem posługi duszpasterza polskich robotników tylko do wymiaru politycznego. Prosił, aby widzieć w ks. Popiełuszce "wewnętrznego człowieka" w całej prawdzie jego życia. Bo właśnie dzięki swej wielkiej duchowości stał się on heroicznym świadkiem trudnych czasów, w których przyszło żyć Polakom. Droga do świętości Dekret o męczeństwie ks. Jerzego Popiełuszki 19 grudnia 2009 r. podpisał papież Benedykt XVI, ale zanim mogło to nastąpić, musiał odbyć się proces beatyfikacyjny. Rozpoczął się on 8 lutego 1997 r. i trwał na szczeblu diecezjalnym pełne cztery lata - do 8 lutego 2001 r. W tym czasie Trybunał Beatyfikacyjny odbył 53 sesje i przesłuchał 41 świadków. Powstał z tego dokument liczący 900 stron, w którym zgodnie z prawnymi wymogami Kościoła wykazano, że kapelan "Solidarności" zginął za wiarę i "przyjął śmierć w duchu chrześcijańskim, z cierpliwością i męstwem oraz wytrwałością aż do końca". Potwierdzono też, że "sława męczeństwa" ks. Popiełuszki była spontaniczna, powszechna, ciągła i prawdziwa. Dokument został przekazany do Watykanu, gdzie 3 maja 2001 r. rozpoczął się drugi etap procesu beatyfikacyjnego. Wykazano w nim, że śmierć kapelana "Solidarności" została przyjęta dobrowolnie i że nastąpiła w obronie wartości religijnych. Niezbędne dokumenty gromadził postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Tomasz Kaczmarek, który 14 października 2006 r. poinformował o zakończeniu prac. Ich podsumowaniem było positio, czyli liczący 1100 stron dokument pod tytułem "Pozycja o męczeństwie". Uroczysty akt beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki odbył się 6 czerwca 2010 r. w Warszawie. Było to wielkie wydarzenie religijne, ale także narodowe z udziałem tysięcy wiernych. Ceremonii przewodniczył abp Angelo Amato, prefekt watykańskiej Kongregacji do spraw Beatyfikacji i Kanonizacji. Wraz z nim mszę św. beatyfikacyjną koncelebrowało ok. 100 kardynałów, arcybiskupów i biskupów oraz ponad 1600 kapłanów. Sławomir Kmiecik Kalendarium walki bezpieki z ks. Jerzym Popiełuszką 28 lutego 1982 r. - Ks. Jerzy Popiełuszko rozpoczyna odprawianie w ostatnią niedzielę miesiąca mszy św. za ojczyznę. Przychodzą na nie tłumy wiernych. 12-13 grudnia 1982 r. - "Nieznani sprawcy" wrzucają do mieszkania ks. Jerzego cegłę z materiałem wybuchowym. 30 sierpnia 1983 r. - Funkcjonariusze MO zatrzymują ks. Jerzego w drodze do Gdyni, gdzie miał wygłosić kazanie. Na komisariacie przetrzymywany był osiem godzin. 12 grudnia 1983 r. - Milicja znajduje w mieszkaniu ks. Jerzego podziemne gazetki oraz podrzucone przez siebie materiały wybuchowe. Ksiądz zostaje przewieziony do aresztu Komendy Stołecznej MO, poddany rewizji osobistej i przesłuchany. 13 grudnia 1983 r. - Prokuratorski zarzut dla ks. Jerzego za przechowywanie broni, amunicji oraz wydawnictw bezdebitowych. Zwolniono go z aresztu po interwencji abp. Jerzego Dąbrowskiego. 27 grudnia 1983 r. - W "Expressie Wieczornym" ukazał się paszkwilancki artykuł "Garsoniera obywatela Popiełuszki", w którym sugerowano, że ks. Jerzy prowadzi podwójne życie. Styczeń - czerwiec 1984 r. - W tym czasie ks. Jerzy był 13 razy zatrzymywany i przesłuchiwany przez MO w sprawie swojej "wywrotowej" działalności duszpasterskiej. 2 lipca 1984 r. - Prokuratura Okręgowa w Warszawie zarzuca ks. Jerzemu, że "nadużywając funkcji kapłana, czyni z kościołów miejsce szkodliwej dla interesów PRL propagandy antypaństwowej". 12 lipca 1984 r. - Oficjalny akt oskarżenia wobec księdza. Śledztwo umorzono, gdyż objęła go amnestia dla więźniów politycznych. 19 września 1984 r. - W tygodniku "Tu i Teraz" rzecznik rządu Jerzy Urban pod pseudonimem publikuje artykuł "Seanse nienawiści", szkalujący ks. Jerzego. 25 września 1984 r. - Narada wysokich urzędników Departamentu IV MSW na temat możliwości "uciszenia" księży "działających na szkodę państwa". 13 października 1984 r. - Nieudana próba zabójstwa ks. Jerzego k. Ostródy. Oficer SB Grzegorz Piotrowski rzuca kamieniem w szybę auta, którym jechał ksiądz. Kierowcy udaje się uniknąć uderzenia. 19 października 1984 r. - Ostatnia Msza św. ks. Jerzego odprawiana w Bydgoszczy, w kościele Świętych Polskich Braci Męczenników. W drodze powrotnej ksiądz zostaje uprowadzony i bestialsko pobity przez trzech oficerów IV Departamentu MSW: Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękalę i Waldemara Chmielewskiego. 30 października 1984 r. - W wodach zalewu na Wiśle pod Włocławkiem wyłowiono ciało zamordowanego ks. Jerzego. 3 listopada 1984 r. - Pogrzeb ks. Jerzego. W uroczystościach żałobnych w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie uczestniczy ok. miliona wiernych. 27 grudnia 1984 - 7 lutego 1985 r. - W procesie przed Sądem Wojewódzkim w Toruniu zostali skazani mordercy ks. Jerzego i ich bezpośredni przełożony Adam Pietruszka. Dziś wszyscy przebywają na wolności. Nikt więcej nie odpowiedział za tę zbrodnię.