Na samym początku chciałabym zaznaczyć, że Kościół w Korei Południowej, którego początki nie są zbyt odległe, bo mają zaledwie ponad 200 lat, zaczął się rozwijać i szerzyć nie poprzez misję realizowaną przez księży, ale poprzez głoszenie Ewangelii przez świeckich. Oni chrzcili się wzajemnie i w ten sposób przekazywali wiarę. Kiedy przybył tam pierwszy misjonarz, zastał już około 4 tys. chrześcijan. Nic dziwnego, że Kościół koreański jest do dziś nazywany Kościołem świeckich. Zaangażowanie każdego Drugi powód, równie ważny, dla którego mówi się o koreańskim "Kościele świeckich", to powszechne tu poczucie odpowiedzialności świeckich za Kościół i jego życie. Wiedzą oni, że są liderami Kościoła i chlubią się tym, że czynią go żywym, że to oni są głównymi misjonarzami, by zapalać wiarą i by liczba członków wspólnoty ciągle wzrastała w rodzinach i środowiskach. Zarówno organizacja, jak i różnorakie programy oferowane we wspólnotach Kościoła pomagają w formacji wiernych, by rzeczywiście ta odpowiedzialność była ciągle żywa i życiodajna, i to zarówno dla jednostek, jak i dla całych wspólnot. Parafie w Kościele koreańskim są podzielone na regiony, a te jeszcze dzielą się na mniejsze grupy. Wszystkie grupy mają swoich koordynatorów. Taka organizacja pozwala na lepsze i bardziej bezpośrednie relacje pomiędzy wiernymi, na bardziej konkretne dzielenie się radościami i troskami, lepiej zorganizowaną i żywą formację wiary, na częstszy dialog, na bardziej aktywne przygotowanie wspólnych projektów w parafii, jak również poza nią dla całego społeczeństwa. Taka organizacja wspólnot parafialnych jest bardzo pomocna w życiu i misji Kościoła lokalnego ze względu na to, że liczba katolików nie jest zbyt wielka, choć stale rośnie. Główną religią w Korei jest buddyzm. Katolików jest tylko około 10 proc. W większości ludzie przyjmują sakrament chrztu św. w wieku dorosłym, a więc z własnego wyboru. Niejednokrotnie jest to bardzo trudne, bo w jednej rodzinie często jest kilka religii, a katolików jest najmniej. W wielu parafiach w czasie przygotowań do chrztu formuje się kandydatów do odpowiedzialności za wspólnotę, której staną się członkami. Żywe wspólnoty W praktyce wygląda to tak, że wejście do wspólnoty wiąże się z konkretną odpowiedzią na wezwanie, by czynić tę wspólnotę żywą. Dlatego też każdy powinien należeć do jednej z wielu grup parafialnych, np. Legionu Maryi, liturgicznej, chóru, grupy katechetów, charytatywnej, Stowarzyszenia św. Wincentego, organizacyjnej, szkoły dla seniorów itp. Bardzo żywą tradycją w wielu parafiach jest przepisywanie Pisma Świętego. Piszą zarówno osoby indywidualne, jak również całe rodziny. Pozwala to na bycie w codziennym kontakcie ze Słowem Bożym. Jeden z dobrodziejów naszej misji przepisał już cały Stary i Nowy Testament dwa razy, a Nowy Testament kilka razy. On sam, mając już mocne wgłębienia w palcach od długopisu, wyznał, że nie jest to łatwe i że potrzeba wielkiej wewnętrznej dyscypliny, by codziennie, nawet kiedy jest się bardzo zmęczonym, przepisać choć jedną linijkę. I dodał, że warto, bo w ten sposób każdy dzień przeżywa się inaczej, każdy obowiązek nabiera wartości w kulturze Ewangelii, każda relacja staje się bardziej Boża, za każdą radość dziękuje się spontanicznie, a w trudnościach łatwiej znajduje się sens. Pomocą do bardziej radykalnego życia Słowem Bożym są także książeczki z czytaniami na każdy dzień wraz z komentarzami, wydawane z inicjatywy Episkopatu każdego miesiąca, które każdy wierny kupuje sobie w kościele. W ten sposób można się lepiej przygotować do codziennej Eucharystii. Często wierni przed Mszą św. czytają słowo Boże i rozważają je. Te cienkie książeczki łatwo można włożyć do torebki albo do kieszeni marynarki i czytać nawet w autobusie czy w metrze, co czasami się zauważa. W każdą niedzielę wierni mogą też za darmo zabrać z kościołów gazetki, które drukuje każda diecezja, zostawiając miejsce na zamieszczenie wiadomości parafialnych. Pomoc najbardziej potrzebującym Zawsze mnie urzekało to, że świeccy angażują się bardzo odpowiedzialnie w służbę dla nich przeznaczoną w liturgii. Na każdej Mszy św. jest lektor lub lektorka, komentator czy komentatorka. Nawet jeżeli w kościele są siostry zakonne czy klerycy, robią to zawsze świeccy. Niejednokrotnie podziwiałam ich ofiarność, zwłaszcza że w wielu kościołach pierwsza Msza św. jest odprawiana o godz. 6.00. Nawet jeśli komuś wypadnie coś nagłego, zastępstwa także szuka się wśród wiernych, którzy są wówczas w kościele. Świadectwo i żywy udział świeckich w życiu Kościoła koreańskiego jest budujący i ważny, ale tak samo ważne jest świadectwo osób konsekrowanych, misjonarzy i misjonarek, którzy często żyją i pracują w miejscach, w których świeckim trudno by było w pełni się zaangażować. Będąc w Korei, przez kilka lat mieszkałam i pracowałam najpierw z dziećmi z rozbitych rodzin, a potem z chorymi na AIDS w Centrum dla nich przeznaczonym. Miałyśmy wspólnotę sióstr i mieszkałyśmy z nimi pod jednym dachem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przyjmowałyśmy wszystkich: katolików i niekatolików. Żyłyśmy z nimi, dzieląc głównie ich troski, bo radości nie mieli zbyt wiele, a nawet wcale, zwłaszcza na początku, kiedy do nas przychodzili, bo przynosili cały bagaż rozgoryczonych serc. Próbowałyśmy być z nimi jak Jezus, dzieląc się wartościami, których On nas uczy: miłością, akceptacją, odrzuceniem przesądów, miłosierdziem, przebaczeniem, zrozumieniem, sprzeciwem dyskryminacji, solidarnością z tymi, których nazywają "trędowatymi naszych czasów", zaufaniem Bogu mimo cierpienia... Po czasie takiego przebywania w naszym centrum wielu przychodziło i prosiło o chrzest św., mówiąc: "Siostro, dziękuję za przykład miłości. Chcę być ochrzczony, bo chcę żyć tak jak ty. Pokazałaś mi, co to znaczy być chrześcijaninem". To były wzniosłe świadectwa wypełniające nowym entuzjazmem i nowym zapałem, że warto być świadkiem Bożej miłości. Wielu z nich przyjęło chrzest i dziś żyje inaczej. Nasze świadectwo było też ważne dla odwiedzających nas wolontariuszy i dobrodziejów, a byli to ludzie różnych wyznań: buddyści, protestanci, katolicy i ci, którzy mówili, że w nic nie wierzą. Często słyszałam wyznanie: "Siostro, wstydzimy się, bo to my powinniśmy zadbać o te dzieci, o chorych, a ty przyjechałaś z tak dalekiego kraju, by zatroszczyć się o nich. To jest dla nas wzór życia prawdziwymi wartościami, wartościami Ewangelii. Pomożemy na ile możemy...". Wspólna służba dla dobra potrzebujących łączyła nas i dawała nam wiele satysfakcji i radości. Przed pielgrzymką Franciszka Świeccy są gorliwymi misjonarzami w swoich środowiskach, myślę jednak, że koreański Kościół jest jeszcze mimo wszystko zbyt zamknięty w murach dobrze zorganizowanych wspólnot parafialnych, a za mało otwarty, by wyjść poza nie, szczególnie do tych najbiedniejszych, dyskryminowanych, by odszukać i zaprosić tych, którzy się gdzieś zagubili. Wizyta papieża Franciszka z jego żarliwym nawoływaniem do wyjścia na ulice, do najbardziej potrzebujących, z pewnością wniesie nowego ducha do koreańskiego Kościoła i społeczeństwa. Już przygotowania do tej wizyty wnoszą wiele świeżości, bo naśladując ducha męczenników koreańskich, koncentrują się na umocnieniu ducha wiary, pokoju, służby, modlitwy i dzielenia - w rodzinach, we wspólnotach, w społeczeństwie. Kościół koreański od początku był naznaczony krwią męczenników. Wielu jest bezimiennych, a tych już kanonizowanych przez papieża Jana Pawła II w 1984 r. jest 103. Teraz papież Franciszek będzie beatyfikował kolejnych 124. Jest to więc Kościół naznaczony krwią życia, krwią miłości, krwią wiary. Ludzie wierzą, że wizyta papieża umocni to, co dobre i żywe w koreańskim Kościele, przyniesie nową duchowość i początek nowej ewangelizacji. Sam papież, jak to już wyraził, wspominając uczestnictwo w Azjatyckim Święcie Młodych, pragnie, by Korea stała się "drzwiami", przez które Dobra Nowina zostanie przekazana Azji. Ma nadzieję, że duchowość świętych męczenników, tak żywa w koreańskim Kościele, wpłynie pozytywnie na ewangelizację całej Azji. Tak bardzo zależy mu też na tym, by na półwyspie zapanował pokój, by podzielony naród koreański pojednał się i by kraj podzielony w latach 50., będący formalnie jeszcze w stanie wojny, mógł się zjednoczyć. S. Eleonora Cichoń SSpS, Zgromadzenie Misyjne Służebnic Ducha Świętego