Temat likwidacji Funduszu Kościelnego, emerytur księży i w ogóle finansowania Kościołów przez państwo jest jednym z najbardziej medialnych tematów w ostatnich miesiącach. Politycy, w tym premier Donald Tusk, wprost mówią o likwidacji rzekomych przywilejów Kościoła. Deklarują, że likwidacja Funduszu to element oszczędności budżetowych. Rząd postawił Kościół katolicki oraz inne Kościoły i związki wyznaniowe niejako przed faktem dokonanym, ogłaszając likwidację Funduszu, zanim doszło do jakichkolwiek rozmów ze stroną kościelną. Spotkało się to z krytyką ze strony wielu biskupów. Nie spodobała im się również propozycja zastąpienia Funduszu dobrowolnym odpisem podatkowym w wysokości 0,3 proc. Według przedstawicieli Episkopatu, taka kwota podatku nie gwarantuje zapewnienia środków, które do tej pory pochodziły z Funduszu. Bliżej kompromisu W takiej atmosferze rozpoczęły się rozmowy między stroną rządową a kościelną. Nic dziwnego, że optymistów co do ich rezultatów było niewielu. Jednak po pierwszej turze rozmów okazało się, że szanse na osiągnięcie kompromisu są całkiem spore. - Stajemy na początku drogi, która myślę, że może nas doprowadzić - i chcemy, żeby nas doprowadziła - do nowoczesnych rozwiązań w zakresie relacji Kościół - państwo w kwestii współfinansowania Kościoła czy wspierania jego działalności, która także służy państwu - mówił kard. Kazimierz Nycz, stojący na czele Rady Ekonomicznej Episkopatu, po zakończeniu pierwszej tury rozmów. Z kolei stojący na czele delegacji rządowej minister administracji i cyfryzacji Michał Boni powiedział, że strony zgodziły się co do kierunku zmian, w ramach których możliwy byłby odpis od podatku od osób fizycznych i dodał, że strona rządowa mówi w tym kontekście o odpisie w wysokości 0,3 proc. Pytany czy wysokość ta jest ostateczna, czy też może się zwiększyć, minister odparł: "Dopiero zaczynamy rozmowę. Proszę też pamiętać, że jesteśmy zobligowani przepisami ustawy o finansach publicznych, która w okresie nadmiernego deficytu ogranicza decyzje Rady Ministrów, jeśli chodzi o przyjmowanie ustawowych rozwiązań. Strona kościelna zwraca jednak uwagę, iż w innych krajach istnieje możliwość dokonywania wyższych odpisów na Kościół". Kard. Kazimierz Nycz zwrócił uwagę, że pierwszym ważnym ustaleniem jest właśnie zgoda na prowadzenie rozmów z powołaniem na 22 art. Konkordatu, przez co obie strony - rządowa i kościelna - są równoważnymi partnerami. - Obydwie strony zgodziły się, że w pierwszym okresie po wprowadzeniu nowej regulacji może być problem czy środki, które napłyną dla Kościoła katolickiego i innych Kościołów i związków wyznaniowych, będą takiej samej wysokości jak w obecnym Funduszu Kościelnym. Dlatego będziemy rozważali, aby w pierwszym okresie istniał ekwiwalentny, wyrównujący model - mówił minister Boni. - Jako przedstawiciele strony kościelnej zadeklarowaliśmy wyraźnie, że opowiadamy się za stworzeniem nowoczesnego systemu finansowania tych obszarów, jakie wypełniał dotąd Fundusz Kościelny - wyjaśnił sekretarz Episkopatu bp. Wojciech Polak. - Chodzi o te obszary, które wyraźnie były zapisane w celach Funduszu. A skoro jest mowa o likwidacji Funduszu, to mówiliśmy o potrzebie podsumowania dotychczasowej jego działalności: dokonania swego rodzaju "bilansu zamknięcia" Funduszu. Strona rządowa zaakceptowała ten pomysł. Postanowiono, że w najbliższych tygodniach, powołane przez obie strony grupy robocze, podejmą intensywne prace nad przygotowaniem wspomnianego bilansu. O co tyle hałasu? Co to jest w ogóle Fundusz Kościelny? Tego Funduszu nie wymyślił Kościół, tylko samo państwo, chcąc mu w jakiś sposób zrekompensować to, co zabrały komunistyczne władze. Został powołany na mocy art. 8 Ustawy z dnia 20 marca 1950 r. o przejęciu przez państwo dóbr martwej ręki, poręczeniu proboszczom posiadania gospodarstw rolnych i utworzeniu Funduszu Kościelnego, jako formy rekompensaty dla Kościołów za przejęte przez państwo nieruchomości ziemskie. Oficjalnie, środki w nim zgromadzone miały być przeznaczone na udzielanie duchownym pomocy materialnej i lekarskiej oraz na konserwację i odbudowę miejsc kultu religijnego. Jednak przez całe lata PRL-u miał on zupełnie inne przeznaczenie. - Mówi się, że to Fundusz Kościelny. Bzdura. Fakty pokazują, że to był fundusz antykościelny - komentuje ks. prof. Dariusz Walencik z Uniwersytetu Opolskiego. - Zamiast wspierać wspólnoty religijne, był wykorzystywany do walki z nimi. Z jego środków finansowano walkę z Kościołem w okresie PRL. Dopiero po 1989 r. Fundusz zaczął ponownie spełniać rolę, do której został powołany. Teraz premier Tusk twierdzi, że już ją wypełnił i może zostać rozwiązany, podobnie jak Komisja Majątkowa. Ks. prof. Walencik wykazuje jednak, że nieprawdą jest, jakoby Kościołowi został zwrócony cały majątek na skutek działalności Komisji Majątkowej. - Komisja ta zwracała wyłącznie nieruchomości, które zostały zabrane z pogwałceniem PRL-owskiego prawa. Natomiast Fundusz Kościelny był rekompensatą za dobra zabrane Kościołowi, które do niego nie wróciły - podkreśla. Emerytury osób duchownych Niemal 100 proc. środków z Funduszu przeznaczane było na finansowanie emerytur osób duchownych różnych wyznań. Nieprawdą jest twierdzenie, że państwo opłaca emerytury za wszystkich księży i zakonnice. Ponad połowa księży, która jest zatrudniona na umowach o pracę, płaci takie same składki emerytalne do ZUS jak wszyscy obywatele. Pozostali pokrywają 20 proc. składki, a 80 proc. dopłaca im państwo w ramach Funduszu Kościelnego. Księża płacą sobie również składkę zdrowotną w ramach rozliczeń za posługę duszpasterską. Wyjątkiem są misjonarze oraz członkowie zakonów kontemplacyjnych klauzurowych. W ich przypadku państwo opłaca 100 proc. emerytury. Łącznie z Funduszu Kościelnego finansowane są składki za 23 tys. duchownych różnych wyznań oraz 1500 alumnów, którzy mają finansowaną tylko składkę zdrowotną. W sumie na te świadczenia przekazano w ubiegłym roku niecałe 90 mln zł (co stanowi ok. 0,03 proc. budżetu państwa), jednak tylko część z nich trafiła do duchownych katolickich. Warto zaznaczyć, że składki te płacone są od najniższego ustawowo obowiązującego wymiaru wynagrodzenia. W wyniku tego duchowni, za których składki opłaca Fundusz, otrzymują najniższe możliwe emerytury, w wysokości zaledwie kilkuset złotych miesięcznie. Jak to jest w innych krajach Polakom próbuje się też wmówić, że państwo dofinansowuje publiczną działalność Kościoła w sposób znacznie wyższy niż w innych krajach Unii Europejskiej. Jest to kolejny mit. Z przeglądu rozwiązań prawnych, jakie przeprowadził KAI wynika, że w wielu krajach UE państwo w sposób znaczący pomaga Kościołom w pełnieniu ich misji społecznej. I to niezależnie od tego czy istnieje możliwość odpisu z podatku na Kościoły (Włochy - 0,8 proc., Hiszpania - 0,7 proc., Węgry - 1 proc.), czy wierni płacą podatek kościelny (Niemcy, Austria, Szwajcaria). Standardem jest, że państwo płaci za lekcje religii w szkołach. I to niezależnie od tego, czy są one obowiązkowe, jak w Austrii, Danii, Grecji, na Słowacji, czy fakultatywne, jak w Niemczech, Hiszpanii, Belgii, Włoszech, Irlandii, Czechach, Finlandii, na Węgrzech. Wiele krajów Unii dofinansowuje szkoły wyznaniowe w całości lub niemal w całości. W pełni finansowane są na Słowacji, w Irlandii, gdzie 90 proc. to szkoły katolickie (jedynie w budowę nowych budynków wkład państwa wynosi 80 proc.). Koszty zatrudnienia personelu szkół wyznaniowych ponosi państwo, np. w Austrii, Belgii (tutaj 60 proc. uczniów szkół średnich uczęszcza do szkół katolickich), Hiszpanii, a także we Francji. Uniwersytety katolickie finansowane są z budżetu, np. w Hiszpanii, na Słowacji. Tam, a także w Austrii i Grecji, państwo utrzymuje wydziały teologii katolickiej na państwowych uniwersytetach. Państwo pokrywa koszty utrzymania kapelanów wojskowych np. w Austrii, Francji, Hiszpanii, Włoszech, Irlandii, na Węgrzech. Kapelanów w placówkach służby zdrowia i w więzieniach opłaca rząd we Francji, Hiszpanii, Irlandii, a we Włoszech - w więzieniach. W wielu krajach podmioty kościelne korzystają z ulg podatkowych z działalności gospodarczej. W kilku krajach UE państwo wypłaca duchownym wynagrodzenia (Słowacja, Czechy, Grecja, a na Węgrzech duchownym w miejscowościach do 5 tys. mieszkańców). Okazuje się więc, że polski Kościół nie jest wcale tak uprzywilejowany, jak przedstawia to wielu jego krytyków. Jarosław Stróżyk "Rzeczpospolita"