Na czarnej koszulce kontur dziewczyny rodem z agencji towarzyskiej i czytelny napis: "Dziewczyny czekają na twoją modlitwę 24 h przez całą dobę". Tak było przed niemal trzema laty. O co tak naprawdę chodziło w tym kontrowersyjnym pomyśle? - Pomysł był bardzo prosty i odnosił się do estetyki ulotek agencji towarzyskich. Chcieliśmy za pomocą tej formy, zaczerpniętej z olbrzymiego kotła popkultury, przekazać ostry, ortodoksyjny moralnie i religijnie komunikat, nawołujący do modlitwy za kobiety, które się prostytuują. Przygotowując te koszulki, nie myśleliśmy o ich skuteczności, a raczej o zwróceniu uwagi na problem. Chodziło nam o to, by za pomocą popkulturowych narzędzi podjąć próbę "dekonstrukcji" popkultury. Jaki w takim razie był wydźwięk tej akcji? Pytam głównie o odbiorców świeckich, ale też i samych duszpasterzy? - Reakcje były ambiwalentne. Z jednej strony pojawiły się zachwyty, słowa poparcia, modlitwy zakonników w intencji prostytutek. Temat podjęli też świeccy i co ważne, również ci mocno związani z popkulturą. Wiem, że na przykład sporo gwiazd mass mediów obnosiło się z naszymi koszulkami. Byli jednak i tacy, a wśród nich wielu duchownych, którzy na pomysł patrzyli sceptycznie, podważając skuteczność tej formy działania. Nie była to jedyna akcja "Frondy". Do kolekcji koszulki z prostytutkami dołączyły kolejne: "NO SEX until marriage. No morality WITHOUT CHRIST" - promująca wstrzemięźliwość seksualną czy "Try walking in my shoes", mówiąca o wczuciu się w dramatyczną sytuację Ukrzyżowanego. Była też okładka "Frondy" i plakat z Chrystusem Miłosiernym. Czy wierzycie, że w ten sposób faktycznie można zachęcić, szczególnie młodych, bo to głównie do nich są kierowane te nowatorskie rozwiązania, do powrotu do religii, wiary, sakramentów? - Kiedy wraz z grafikiem - Janem Zielińskim, autorem wzorów - przygotowywaliśmy te akcje, ważne było, by zrobić je na najwyższym, profesjonalnym poziomie oraz tak, by forma idealnie korespondowała z treścią. Komunikat musi być twardy i bardzo jednoznaczny, a nie ograniczony wyłącznie do oczywistej "chrześcijańskiej rybki". Przykładami mogą być koszulki z napisami: "NO SEX until marriage. No morality WITHOUT CHRIST" -odnosząca się do jednego z utworów industrialnej grupy Front 242 oraz nawiązująca do piosenki Depeche Mode "Try walking in my shoes" umieszczony pod rysunkiem przebitych gwoździem stóp Chrystusa. Obie, choć mocno zakorzenione w estetyce popkultury, głoszą przy tym jednak twarde przesłania: "nie" dla przedmałżeńskiego seksu i moralności bez Chrystusa" oraz "spróbuj postawić się w sytuacji Ukrzyżowanego". Kolejnym przykładem może być komiks "Bóg, Honor, Ojczyzna" zamieszczony w 39. nr "Frondy", przygotowany m.in. przez polskich mistrzów tego gatunku: Przemka Truścińskiego oraz Tomka Kołodziejczaka. Dzięki takiej formie i doskonałemu wykonaniu coś, co wydawałoby się niektórym "oszołomskie" - wiara, Kościół, sakramenty, może zostać przyjęte, a jeśli nawet nie, to przynajmniej zmusza do zastanowienia. Podobnego zabiegu użyliśmy w ostatnim, 42. numerze "Frondy", gdzie pokazujemy Kościół jako jedyny klucz do przezwyciężenia Matrixa. Poprzednie pytanie padło nieprzypadkowo, bo sposób na ewangelizację stosowany przez "Frondę" spotyka się z krytyką niektórych kapłanów i wiernych świeckich, zarzucających, że jest to podejście powierzchowne, płytkie, w niektórych przypadkach mogące się otrzeć o świętokradztwo. Jak odpowiecie więc sceptykom? - Od razu ucinam podejrzenie o świętokradztwo. Na żadnej z koszulek nie szargamy świętości. Jeżeli pojawia się okładka "Frondy" z Chrystusem Miłosiernym w konwencji komiksowej i hasłem: "Nie przyszedłem potępić - przyszedłem zbawić", to odnosi się to do konkretnego problemu opisywanego w numerze, w tym wypadku homoseksualizmu i wychodzenia z niego. Komiksowy Chrystus to gra pewną konwencją, charakterystyczną dla współczesnej cywilizacji, w celu uzyskania konkretnych efektów. Poza tym środowisko "Frondy" nie odpowiada za formację religijną, bo tę prowadzą duszpasterze i kościelne wspólnoty. My raczej preewangelizujemy, czyli zwracamy uwagę na pewne istotne rzeczy, wartości, czyniąc to też czasem za pomocą języka popkultury. Pomysły, o których mówimy, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie są w różnej formie kontynuowane. Zapytam więc wprost: czy współczesny Kościół może prawdziwie ewangelizować bez marketingu i jego elementów? - Uważam, że tak. Część Kościoła, myślę tu o kapłanach, nie musi tego robić. Rolą księży bowiem jest głoszenie Chrystusa Zmartwychwstałego tam, dokąd zostali powołani; w parafiach czy na misjach. Ksiądz nie musi chodzić z laptopem, by opowiadać o Chrystusie. Marketing, billboardy, akcje, koszulki to robota drugiej części Kościoła, czyli nas, świeckich. ramka Marek Horodniczy - absolwent politologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Dziennikarz i publicysta, redaktor naczelny "Frondy", prowadzący i uczestnik licznych programów; m.in. w TV Puls i TVP Kultura.