Do 1989 roku obowiązywało tzw. kłamstwo katyńskie wmawiające, że polskich oficerów zamordowali hitlerowcy lub pomijające to bolesne wydarzenie "grobowym" milczeniem. Dlaczego jednak potem nikt, żaden polski pisarz ani reżyser nie podjął tego tematu? Opłacało się jednak czekać, a być może po Wajdzie powstaną kolejne obrazy. Jest bowiem wielka potrzeba, wbrew narzekaniom na "polską martyrologię" i "typowym dla Polaków masochistycznym powrotom do przeszłości", egzorcyzmować historię. Przypomnijmy: historię, o której zabronione było przez pół wieku wspominać, która była chora i zakłamana, którą nam odebrano. "Nie tak dawno temu w jednym z telewizyjnych programów gimnazjalista zapytany, z czym kojarzy mu się data 17 września, odpowiedział, że z jakimś świętem kościelnym. Może dzięki naszemu filmowi młody człowiek zapytany o Katyń będzie potrafił odpowiedzieć coś więcej, niż to, że Katyń to nazwa jakiejś miejscowości niedaleko od Smoleńska" - powiedział Andrzej Wajda. Wajda miał jeszcze jeden powód, żeby zrobić ten film: jego ojciec, Jakub Wajda, adiutant 72. Pułku Piechoty, zginął w Katyniu. Kłamstwo katyńskie O Katyniu napisano wiele książek i jeszcze więcej artykułów, zrealizowano kilkadziesiąt filmów dokumentalnych, ale film Wajdy to pierwszy film fabularny na temat tej zbrodni. Reżyser nie chciał robić filmu historycznego, nie chciał też kręcić filmu osobistego. Historia jest tłem wydarzeń, które opowiadają losy kilku rodzin. Oficjalnie prawdziwa historia ujawniona została po 1989 roku. Mord dokonany wiosną 1940 roku został ujawniony światu najpierw przez niemieckich nazistów i wykorzystany w antysowieckiej agitce. Potem było na odwrót: radzieccy działacze nakręcili film z odkrytych grobów i pokazywali czaszki z dziurą po śmiertelnym strzale jako dowód na niemieckie zbrodnie. Przez pięćdziesiąt lat milczano na ten temat, nawet Zachodowi nie było wygodne doszukiwanie się prawdy. Po roku 1990 otwarto na chwilę moskiewskie archiwa, dzięki czemu można było prześledzić losy tysięcy polskich jeńców wojennych. Okazało się, że miejsc kaźni było więcej. W 2004 roku strona rosyjska jednak umorzyła śledztwo uznając zamordowanie 22 tysięcy polskich jeńców za "zwykłe zabójstwo" a nie ludobójstwo. Tak nazwana zbrodnia, wg rosyjskiej prokuratury, uległa już przedawnieniu, a sprawcy dawno nie żyją. Cóż. Jednak nazwiska sprawców nie zostały ujawnione (oprócz kilku z tych, którzy "tylko" konwojowali i "tylko" pomagali w zakopywaniu zwłok) a i nie znane są nazwiska wszystkich zamordowanych Polaków. Sprawa katyńska nadal jest więc owiana tajemnicą tak skutecznie, że towarzysz Stalin byłby dumny z siebie i swoich następców.