Niektórzy twierdzą, że nie istnieje takie zjawisko jak "muzyka chrześcijańska", i że ta nazwa to zwykły wymysł dziennikarzy, którzy wszystko muszą jakoś zaszufladkować. Faktem jednak jest to, że istnieje w Polsce spora grupa artystów, którzy poprzez swoją muzykę pragną przekazać głębokie duchowe przesłanie. Przesłanie wprost chrześcijańskie. Festiwal SOS w Toruniu od początku swego istnienia taką muzykę chciał prezentować. Przez dwa festiwalowe dni, na scenie pod Fosą, u brzegów Wisły, jest miejsce na wszystkie gatunki muzyki: soul, jazz, pop, country, rock, blues, reggae, piosenkę poetycką, hiphop czy gospel. Wspólny dla wszystkich wykonawców jest światopogląd i wiara w jednego Boga. Zorganizowany po raz pierwszy dziesięć lat temu Festiwal SOS był odpowiedzią na inne wydarzenia, jakie mniej więcej w tym samym czasie miały miejsce w Polsce. Radykalnie o Bogu Dziesięć lat temu wydana została książka "Radykalni" - świadectwo powrotu do Kościoła Katolickiego czołowych postaci polskiej muzyki rockowej. Dzisiejszy dziennikarz "Gościa Niedzielnego" Marcin Jakimowicz przeprowadził wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem i Piotrem Żyżelewiczem w okresie, kiedy pałał w nich neoficki entuzjazm. Z każdym z nich Pan Bóg prowadził swoją historię. Może to zabrzmi jak bajka, ale stało się tak, że pewnego razu, niemal w jednym czasie ale niezależnie od siebie, wszyscy doznali czegoś w rodzaju objawienia Bożej Miłości. Jak do tego doszło można przeczytać na kartach wspomnianej książki. Kiedy jest się muzykiem to nic dziwnego, że o tym zakochaniu chce się opowiedzieć poprzez muzykę. Ponad dziesięć lat temu nie istniał w Polsce zespół rockowy, który śpiewałby otwarcie o Bogu. Muzyka chrześcijańska początku lat 90-tych w pobożnych środowiskach młodzieżowych kojarzona była z oazowymi piosenkami śpiewanymi przez przyparafialne schole. Ni stąd ni zowąd pojawiło się pragnienie wspólnego grania i błogosławienia Boga w formie, w jakiej muzycy: Tomek Budzyński, Darek Malejonek i Robert Friedrich czuli się najlepiej. Tak powstał zespół 2 Tm 2,3, który istnieje do dziś. Niedawno swoje dziesięciolecie obchodziło także pismo "Ruah" - pierwszy w Polsce magazyn zajmujący się muzyką chrześcijańską. Powstanie zespołu 2 Tm 2,3 jak i gazety "Ruah" ma wspólne korzenie, którymi były coroczne Spotkania Muzyków Chrześcijan w Ludźmierzu. Przyjeżdżali tam amatorzy posługujący w swoich wspólnotach Odnowy w Duchu Świętym i znani jazzmani: Marcin Pospieszalski, Robert Cudzich, Mietek Szcześniak. Wieczorne nabożeństwa uwielbieniowe prowadzili muzycy związani z zespołem New Life Music i rewelacyjny chór Deus Meus prowadzony przez dominikanina o. Andrzeja Bujnowskiego. W tym środowisku narodził się pomysł stworzenia pisma "Ruah". Tam też odbył się pierwszy koncert zespołu 2 Tm 2,3. Rożnymi głosami 2 Tm 2,3 przetarł szlak. Młodzi ludzie, którym nie odpowiadała estetyka jazzująca czy bluesowa nagle odetchnęli z ulgą: rock i chrześcijaństwo można ze sobą pogodzić. Można zostać sobą, nie zdejmować z nóg martenów i nie obcinać włosów, i modlić się psalmami. W ciągu dziesięciu lat powstało mnóstwo zespołów łączących ostre granie z chrześcijańskim przesłaniem. Dowodem na to są kolejne edycje toruńskiego Festiwalu, przez który przewinęło się bardzo wielu wykonawców. W tym roku kilkoro z nich będzie obchodziło swoje jubileusze. Usłyszeć będzie można "najlepszych z najlepszych" - jak zapewniają organizatorzy. Natalia Budzyńska Szczegóły na stronie: www.songofsongs.pl Wśród wykonawców m.in.: Anastasis, Armia, Maleo Reggae Rockers, Pneuma, Mietek Szcześniak, 2 Tm 2,3, Trzecia Godzina Dnia, Rescate (Kanada), Voanerges (Ukraina) Wojciech Zaguła, dyrektor SOS Festiwal: W 1997 roku organizowałem w Toruniu koncert nieznanej wtedy szerzej, ale zyskującej coraz większą popularność grupy 2 Tm 2,3. Impreza dla toruńskiej Caritas odbywała się w szacownej auli Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, z której zresztą chciano nas wyrzucić już po piosence "Marana tha", otwierającej koncert. Koncert wywołał szok, a ja - pełen emocji - zagadałem z Remkiem Trawińskim, menedżerem grupy, aby pomyśleć o serii koncertów nowej muzy chrześcijańskiej. Od słowa do słowa - i postanowiliśmy produkować wspólnie nowy, profesjonalny festiwal muzyki chrześcijańskiej, najlepiej w Toruniu, bo tu jest wspaniała publiczność, ja miałem dobre kontakty z władzami samorządowymi i hierarchią kościelną, i tak to się zaczęło. Pojawili się wspaniali ludzie, tacy jak ks. Grzesiu Kamiński i wielu moich przyjaciół, którzy zapalili się tą ideą. Tak się zaczęło. Remek reprezentował Kościoły protestanckie, ja od urodzenia do śmierci będę heavy katolem, więc festiwal musiał od początku być ekumeniczny. Ale naszą świecką ekumenię rozumieliśmy wtedy jako współdziałanie w zrobieniu czegoś dobrego i wartościowego dla młodych chrześcijan, a nie porównywanie dogmatów i trudne dysputy teologów. Ktoś wtedy uświadomił mi, że Toruń od wieków słynie ze swej tolerancji religijnej, to tutaj odbyło się w siedemnastym wieku słynne Colloquium Charitativum, czyli braterskie spotkanie protestantów i katolików; i to tutaj przez lata katolicy i protestanci przyjaźnie razem żyli i modlili się. Nie byłoby tego festiwalu, gdyby tej idei nie pobłogosławił ówczesny sufragan toruński, śp. ks. Biskup Jan Chrapek. To on wypowiedział się publicznie, że ten festiwal to "fantazja Pana Boga pod koniec dwudziestego wieku", która dowodzi poczucia humoru Pana Boga, wybierającego sobie nowych apostołów w osobach muzyków rockowych, głoszących ze sceny Słowo Boże, niczym ze współczesnej ambony. Ks. Biskup dobrze znał się z panią Niną Terentiew, szepnął słówko i sobie tylko znanym sposobem spowodował, że Nina Terentiew zaproponowała, aby nasz festiwal rejestrowała Dwójka. Maciej Grześkowiak, który w 1998 roku własnymi siłami, jako dziennikarz Oddziału Bydgoskiego TVP rejestrował pierwszą edycję naszego festiwalu, dostarczył materiał Ninie, a ta stwierdziła, że festiwal ma przyszłość. W 1999 roku, po wielkiej pielgrzymce Jana Pawła II do Polski, na Song of Songs w Toruniu przybyło mnóstwo VIP-ów, biorących udział w pielgrzymce, których przywiózł ze sobą biskup Chrapek. Festiwal poprowadziła Grażyna Torbicka i Jan Pospieszalski, gwiazdą był londyński chór gospel Visual Ministry Choir, było cudownie i nic nie było nas w stanie powstrzymać przed organizacją następnych edycji. Każda edycja była inna, ale zawsze były w czasie przygotowań olbrzymie trudności. Jakby diabeł wywijał ogonem, żeby nas zniechęcić. Bywało tak, że modliłem się, aby dotrwać do festiwalu i potem zapomnieć o nim i nie mieć tych wszystkich problemów. Siedzieliśmy z żoną przed komputerem do pierwszej, drugiej w nocy, ona płakała i mówiła, że ma już dość, ja bez przekonania twierdziłem, że jeszcze tę edycję musimy zrobić, szukałem wsparcia u Remka, mobilizowałem przyjaciół, nie wierzyłem w kosztorysy, które wskazywały niedobór środków - potem były pierwsze dźwięki na scenie, euforia publiki, jakaś niewypowiedziana duchowa moc - i już planowaliśmy następną edycję. Dziś łeb mam już siwy, moi synowie mówią do mnie "silver", a mój najstarszy syn jako wolontariusz pracuje przy festiwalu jako pilot zagranicznych kapel?